Przodek Unni uśmiechnął się.
– Czekaliśmy ponad pięćset lat. Czy nie możemy zaczekać jeszcze dwa i pół miesiąca? My, doña Urraca i pięciu rycerzy, postanowiliśmy, że zrobimy wszystko, co tylko można, by ci pomóc szukać.
Unni jęknęła z wdzięczności i zaskoczenia.
– Musisz tylko pamiętać – ostrzegł rycerz. – My nie za wiele możemy.
– Wystarczy sama świadomość, że jesteście. Odczuwaliśmy ból na myśl, że trzeba się będzie z wami rozstać.
– Nam też było przykro – potwierdzili czarni rycerze.
– To będzie jedynie próba podziękowania wam za to wszystko, coście dla nas zrobili – mówił dalej don Sebastian. – Na początek jedna rada, Unni: podążaj jego śladem!
Spojrzała na niego pytająco, widziała ponurą trupią twarz, na której teraz malowała się ulga i poczucie swobody.
– Więcej powiedzieć nie możemy. Będziesz dostrzegać jego ślady, Jordi bowiem jest silny i szlachetny, w najlepszym znaczeniu tego słowa. Więc podążaj tymi śladami!
Unni chciałaby spytać o wiele rzeczy, ale rycerze wyszli z groty wraz z Urracą. Odwrócili się jeszcze w ostatnim, pełnym szacunku pozdrowieniu do trojga królewskich postaci złożonych w sarkofagach, po czym ruszyli prosto do swoich wierzchowców.
Ludzie podążyli za nimi, niepewni, co teraz będzie.
Urraca odwróciła się do nich z tym swoim jakby surowym uśmiechem:
– Nadszedł czas, byśmy się wycofali. Te wielkie maszyny, które tu przybędą powietrzem, nie należą do naszego świata. Antonio, mój piękny przyjacielu, wracaj zaraz do domu, do czekającej cię żony i maleńkiego synka. Pozdrów od nas swoją kobietę! Uczyniła dla nas wiele ofiar i nasza wdzięczność jest wielka.
Unni pomyślała, że Veslę interesowało tylko to, by mogła być blisko Antonia, ale szybko zdała sobie sprawę, że to myśl niegodna, i stłumiła ją w sobie. Bo przecież Vesla też wycierpiała swoje dla rycerzy.
Don Federico powiedział:
– Pozdrówcie również mojego potomka, don Pedra de Verfn y Galicia oraz jego przyjaciółkę, Gudrun. Oni też poświęcili wiele.
Don Ramiro dodał:
– A nie zapomnijcie o moim potomku, Elio, i jego z kolei potomkach! Również on udzielił nam wielkiej pomocy.
– Sissi, ty jesteś z mojego rodu – rzekł don Garcia. – Ty, moje dziecko, wybrałaś bardzo trudną drogę. Byłoby najlepiej, gdybyś sobie znalazła jakiegoś młodzieńca, w którego żyłach płynie normalna ludzka krew. Rozumiem jednak, że jesteś oczarowana tym demonem, który stal się dla nas tak wielkim wsparciem, że wprost trudno to pojąć. Spróbuję się tobą opiekować aż do chwili, gdy ostatecznie będziemy mogli odpocząć.
– No a ty, Mortenie – rzekł don Ramiro, uśmiechając się krzywo. – Czas pokaże, czy znajdziesz spokój w ramionach naszej nieocenionej Juany, której my wszyscy wyrażamy najgorętsze podziękowania. Uważam jednak, że teraz jesteś dużo bardziej męski i dojrzały niż w czasach, kiedy zaczynałeś tę pełną gorzkich niespodzianek przygodę.
– Absolutnie się z tym zgadzam – potwierdził don Sebastian cierpko. – Również ty, Unni, masz przed sobą trudną drogę. My ze swej strony możemy jedynie potwierdzić, że będziemy wspierać i ciebie, i Jordiego. Jeśli bowiem ktoś zasługuje na nasz najgłębszy szacunek i wdzięczność, której nigdy nie zdołamy do końca wyrazić, to jest to właśnie on.
– Ale też wszyscy pozostali – zakończył don Galindo. Przestańcie już, nie powtarzajcie już tych pięknych słów, bo zaraz się rozpłaczę, myślała Unni.
Uff, jakie to straszne! Pożegnania, rozstania… Jordiego nie ma, Sissi nieszczęśliwa, Juana wycieńczona i bliska szaleństwa z głodu. Czy cierpieniom nigdy nie będzie końca?
Młody don Ramiro posadził na koniu przed sobą doñę Urracę, pozostali rycerze wskoczyli w siodła, skłonili się po raz ostatni i zniknęli.
W dolinie zrobiło się bardzo cicho. Cienka, raz po raz podrywana przez wiatr pokrywa śnieżna jeszcze pogłębiała ciszę. Unni znowu ukradkiem ocierała łzy, zaskoczona, że ciągle jest w stanie je ronić.
– Oni jeszcze przez jakiś czas z nami będą – powiedział Antonio z westchnieniem, jakby sam siebie chciał pocieszać.
– Owszem – bąknął Morten niewyraźnie.
– Jak się czujesz, Juana? – spytał Antonio. – Jeśli jesteście głodne, dziewczyny, to spróbujcie może napić się wody z potoku.
– O rany! – jęknęła Unni. – Gdybym się jeszcze raz napiła wody, to z pewnością chlupotało by mi nie tylko w brzuchu, ale i w głowie.
– Ciii! – syknęła Sissi. – Czy ktoś jeszcze słyszy to, co ja?
Wszyscy wytężyli słuch.
– Tak! – wrzasnął Morten. – Helikopter! Współczesność do nas powróciła!
4
Tommy został wyniesiony na zewnątrz, chcieli bowiem, by nikt niepowołany nie widział skarbu. Załoga helikoptera to z pewnością uczciwi ludzie, ale nie powstrzymaliby się, by nie opowiedzieć na dole, w mieście, o wspaniałym znalezisku, a wtedy wiadomość rozeszłaby się lotem błyskawicy, pojawiliby się dziennikarze, ciekawscy i jeszcze inni… Takiej sytuacji chcieli uniknąć. Mieli dość kłopotów i bez tego.
Pedro przyleciał pierwszym helikopterem, przywiózł gorący posiłek z hotelowej kuchni. Każdy z uczestników wyprawy dostał swoją porcję, do tego picie, nastała wielka chwila.
Załoga helikoptera natychmiast zabrała nosze z Tommym. Chcieli też wziąć Juanę, ona jednak była taka głodna, że wolała zjeść ten pierwszy posiłek na miejscu razem z innymi.
– Zaraz się tu pojawi więcej helikopterów – oznajmił Pedro.
Musieli mu więc szybko opowiedzieć, co się stało w ciągu ostatnich dwóch dni, kiedy to nie mieli kontaktu. Gdy usłyszał już wszystko, westchnął głęboko.
– To niewiarygodna historia – powiedział. – Ale wiem, że prawdziwa. Byłem przecież z wami niemal to the bitter end. Skarb nie stanowi problemu, przyjadą tu przecież rozsądni ludzie. Znacznie trudniej będzie wyjaśnić, skąd tyle tych trupów, tu i niżej w dolinie. Jak im to wytłumaczyć? Zwłaszcza te spalone zwłoki Thorego Andersena.
– A nie możemy powiedzieć, że to samozapłon? – spytał Antonio.
Pedro drapał się w czoło.
– Samozapłon w odniesieniu do człowieka to bardzo niepewne zjawisko. Większość ludzi w ogóle w coś takiego nie wierzy. Tylko co tu wymyśleć w zamian? O Wambie wspominać nie powinniśmy, bo po pierwsze, został całkowicie unicestwiony, a po drugie, po co straszyć ludzi wywoływaniem i tak już nieistniejących duchów? Przypadek Alonza łatwiej wyjaśnić, został po prostu zabity. O zniknięciu Flavii w pułapce lepiej nie wspominać. Nie ma i już, trzeba o niej zapomnieć. Można nie powiedzieć ani słowa o tym, że Jordi i Tabris byli później w dolinie, ani w jaki sposób dotarli tutaj Emma, hrabia i Tommy. No właśnie, Tommy! Jeśli odzyska przytomność, to z pewnością zacznie mówić?
– Nie sądzę. Urraca rozpostarła nad nim zasłonę niepamięci.
– Świetnie. Cóż, ja prosiłem, oczywiście, szefa policji, by zabrał ze sobą rozumnych ludzi, ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle, jak teraz widzę. A co zrobimy z Jordim?
– Niech to będzie mój problem – rzekła Unni pospiesznie.
– My ci, naturalnie, będziemy pomagać – powiedział Pedro, a reszta też mamrotała jakieś potwierdzenia.
Unni wiedziała, że nie tak znowu wiele mogą dla nich zrobić, mimo to dziękowała z całego serca. Tylko przecież ona miała jakiś kontakt z innymi sferami.
– Sissi – zwrócił się Pedro do młodej Szwedki. – Wszyscy uważamy, że Miguel był niesłychanie miłym, sympatycznym młodym człowiekiem. Ale to naprawdę karkołomne i skazane na niepowodzenie przedsięwzięcie…