Tak strasznie potrzebował skrzydeł. Przesiedział tu całą noc, nie zmrużywszy oka, skulony, jak to miał w zwyczaju, z rękami wokół podciągniętych w górę kolan i z opartą na kolanach głową. Nie miał tylko skrzydeł, którymi mógłby się okryć, dygotał więc z zimna i czuł się dziwnie nagi, wystawiony na wszelkie niebezpieczeństwa.
Powoli zdjął z siebie kurtkę pożyczoną od Antonia. Musi ją trzymać pod pachą, kiedy się wzbije w powietrze. Jeśli oczywiście potrafi to zrobić.
Tshirt miał rozcięcia na skrzydła, więc mógł go nie zdejmować. Drżał i dzwonił zębami w lodowatym wietrze, który ciskał śniegiem w górskie szczeliny. Teraz śniegu było mniej, ale za to wiatr bardziej porywisty.
– No, Urraca, nadeszła chwila próby – mruknął. – Zobaczymy, co zrobiłaś. Zgodnie z twoimi obietnicami Miguel powinien teraz umieć latać! Szczerze powiedziawszy, ja w to nie wierzę. Jeśli kiedykolwiek zmienię się znowu w Tabrisa, to cię rozedrę na kawałki!
Nie, nie myślał tego poważnie. Po części dlatego, że tak się po prostu mówi, niekoniecznie mając mordercze zamiary, ale głównie dlatego, że przecież czarownica już nie żyje od wieluset lat.
Zamknął oczy, zaczerpnął głęboko powietrza i próbował zachować postać Miguela, wypowiadając jednocześnie rytualne zaklęcia, które dotychczas rozwijały jego skrzydła.
Udało się! Skrzydła się rozpostarły!
Miguel początkowo nie miał odwagi patrzeć ani w ogóle badać, czy zmienił się w Tabrisa. Bo gdyby tak było… to wszystkie jego starania okazałyby się nieważne.
Wzbił się po prostu w powietrze z uporem wpatrzony przed siebie, w odległy cel, ku któremu zmierzał.
Czuł się cudownie, mogąc znowu latać!
8
Sissi nie pojechała do Skanii, nie było to potrzebne. Pedro i Gudrun nawiązali z nią kontakt i obiecali zasilić jej konto sumą, która wystarczy na jej utrzymanie i pomoc Miguelowi, jeśli go odnajdzie. Rozmawiała też telefonicznie z Hassem i Nissem, którzy wprawdzie bardzo chcieli do niej dołączyć, ale nie mieli na to czasu. Nie mogli się zwolnić z pracy, a poza tym, skoro skarb już został znaleziony, cała sprawa przestała być aż taka zabawna, jak myśleli.
Sissi uznała, że chłopcy chyba nigdy poważnie o wyprawie nie myśleli.
Pojechała więc sama na północ Hiszpanii.
Zadzwoniła do Juany.
– Sissi! Jak miło cię znowu słyszeć! Wciąż się zastanawiałam, gdzie się podziewasz! No więc gdzie jesteś?
Sissi westchnęła.
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Gdzieś w górach Asturii. Szukam Miguela, ale to tak jakby szukać igły w stogu siana. No i wiesz, Juano, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Pomożesz mi?
– Bardzo chętnie. Ale o co chodzi?
– Dużo myślałam o pożegnaniu Miguela w grocie. Unni twierdzi, że on potem jeszcze tam został… blisko nas, twierdzi, że mignął jej gdzieś niedaleko. To dlatego szukam go w górach.
– Ach, tak. No a ten twój pomysł?
– No właśnie… Czy ty pamiętasz, o czym myśmy rozmawiali ostatnio, tuż przed tym, zanim Miguel został odesłany przez Urracę, kiedy zebraliśmy się wszyscy, przed atakiem Jordiego na znak na sarkofagu?
– Nie pamiętam, wtedy było takie zamieszanie. Chaos. – Otóż to! Ja też nie myślałam aż do dzisiejszego dnia, o czym wtedy rozmawialiśmy. Dopiero teraz na to wpadłam.
– No i?.
– Morten mówił na pół z płaczem: Ja tęsknię za domem. Chcę natychmiast wracać. Tak jest, powiedział Antonio. Najlepiej byłoby rzucić to wszystko i wrócić do domu! A Unni dodała: O, jak rozkosznie byłoby móc się znaleźć w domu! No i wtedy, wyobraź sobie, Juano, wtedy Miguel tak dziwnie na nich popatrzył. Z takim rozmarzeniem, tęsknotą, niemal z zazdrością. Jakby się z nimi zgadzał. No i dlatego ja dzisiaj przez cały dzień się zastanawiam, co on mógłby uważać za swój dom? Albo nie, bo to przecież wiem, a chciałabym wiedzieć, jak on przybył tutaj, na ziemię. Gdzie widzieliśmy go po raz pierwszy? Być może to miejsce należałoby potraktować jako jego dom. Miejsce, do którego on najwyraźniej tęsknił, bo naprawdę tęsknił, widziałam to po jego oczach.
– Chwileczkę – rzekła Juana. – Ty i Miguel spotkaliście się dosyć późno. Gdzieś w wąwozie Hermida. Ale my wszyscy zetknęliśmy się z nim znacznie wcześniej.
– W jakimś domu, prawda?
– Tak. W Santiago de Compostela. Ukazał się na szczycie schodów… – Juana pogrążyła się we wspomnieniach. To przecież wtedy tak śmiertelnie się w nim zadurzyła. Bo przypominał jej Jordiego, o którym nie mogła nawet marzyć.
No cóż, te różne miłostki akurat teraz nie miały najmniejszego znaczenia. Oczarowania. Nie wiedziała do końca, co czuje do Mortena. Czy jest dla niej tylko kolegą, z którym można pójść do łóżka lub wysyłać sobie telefoniczne wiadomości? A może czymś więcej?
Otrząsnęła się z zamyślenia, gdy Sissi zapytała:
– Juana, czy mogłabyś mi pokazać ten dom?
– Co? Och, wybacz, zamyśliłam się trochę. Masz na myśli… to znaczy chcesz, bym pojechała do Santiago? Ja? Osobiście?
– No właśnie o to zamierzałam cię prosić. Juana długo zwlekała z odpowiedzią.
– Sissi, za nic nie chciałabym sprawić zawodu przyjaciółce, ale ja naprawdę nie mogę znowu porzucać uniwersytetu, muszę pisać moją pracę. Już i tak przekroczyłam wszystkie terminy, poza tym powinnam spisać wszystko, czego się dowiedziałam od rycerzy, zanim to znowu zapomnę.
– Bardzo dobrze cię rozumiem – powiedziała Sissi. – Sama też już nazbyt długo przebywam poza domem. Ale muszę odnaleźć Miguela. Jestem chora z tęsknoty za nim i tak strasznie się o niego martwię.
– To normalne. Wszyscy ci bardzo współczujemy. No właśnie, a słyszałaś, że on powinien mieć telefon komórkowy, żeby się mógł kontaktować z nami niezależnie od tego, gdzie się znajduje?
– Tak, słyszałam – potwierdziła Sissi zadowolona. I zaraz dodała stłumionym głosem: – Tylko jak damy mu ten telefon, skoro nie wiadomo, gdzie on się podziewa?
– No tak, to najgorsze. Ale może ja ci opiszę ten dom w Santiago? Adresu nie pamiętam, ale przynajmniej wiem, jak trzeba iść, by do niego dotrzeć.
– Super!
Sissi czuła się okropnie. Na nic się zda udawanie silnej i nieustraszonej. Została teraz oto całkiem sama. Grupa uległa rozproszeniu. Kontakt z nimi mogła nawiązać o każdej porze dnia i nocy, zarówno z Gudrun i Pedro w Madrycie, jak i z innymi. Ale tutaj ich nie ma.
Wróciła więc do cywilizacji, odnalazła wynajęty samochód i wzięła pieniądze z konta. O rany, aż tyle jej przysłali! Na koniec kupiła telefon komórkowy dla Miguela i wyruszyła w stronę Santiago de Compostela.
W duszy miała wielką pustkę. Ostatnie miesiące były niezwykle intensywne. Ale co zostało teraz? Najgorsze było oczywiście zniknięcie obu przyjaciół: Jordiego i Miguela.
Bardzo dobrze wiedziała, że nie powinna szukać Miguela. Wprost przeciwnie, miała się trzymać z daleka i czekać, aż on będzie mógł do niej wrócić. Tylko że wypuścili go w świat tak, jak stał, dosłownie z pustymi rękami. Musi więc otrzymać pomoc jak najszybciej, zanim w desperacji nie popełni jakiegoś brzemiennego w skutki przestępstwa. Albo nie umrze z głodu.
Santiago de Compostela. Piękne miasto, duże. Jak trafi do celu, nie mając adresu, nazwy ulicy, nic? Wtedy członkowie grupy przyjechali samochodami, punktem wyjścia była katedra…
Sissi też stamtąd wystartowała. Posuwała się zgodnie z informacjami przekazanymi przez Juanę.
Kilka razy musiała pytać przechodniów, w końcu jednak dotarła do celu. Bo to chyba był ten niezamieszkany dom. Tymczasem dzień dobiegł końca, na miasto spływał mrok, tylko na zachodniej stronie nieba widać było jeszcze złocistą smugę.