– Tak. – Paul kończył trzecią butelkę piwa i jego miłość do dawnego kolegi z roku była bezgraniczna. – Widzę, że fajnie się żyje w Moskwie.
– Nigdy sobie nie wyobrażałem, że praca dyplomaty może być taka ciekawa. Człowiek czuje, że uczestniczy w wielkich historycznych dokonaniach, rozumiesz? I przecież nigdy dotąd reżimu komunistycznego nie przeobrażano od wewnątrz – i te przeobrażenia dotyczą wszystkich mieszkańców Związku Radzieckiego i Europy Wschodniej. Pomyśl tylko – jeden człowiek! Oczywiście, Raisa to też coś fantastycznego, dzięki niej Rosjanki zaczynają rozumieć, co to jest prawdziwe wyzwolenie… No więc, pomyśl tylko: jeden człowiek jest władny odmienić cały kraj
– co mówię, cały świat! Przypomina… no, nie wiem, mój starszy brat opowiadał mi o Johnie Kennedym
– po starym Eisenhowerze na czele stanął młody, odważny prezydent i cały kraj nagle poczuł się młody. Uważam, że tak samo przedstawia się sprawa w wypadku Gorbaczowa.
– Ta-ak. I na pewno kobiety za nim szaleją.
– I to jak! – Willie dosiadł ulubionego konika. – Nasze panie w ambasadzie uważają, że jest niesamowity. I to wielkie znamię na głowie! Wiesz, jak niektóre baby szaleją za szramami?
– Rosjanki też?
– Jasne. Chociaż wiele kobiet, z którymi rozmawiamy – no wiesz, żony polityków i intelektualistów
– uważa, że narobił strasznych szkód! Myślę jednak, że mnóstwo ludzi narzeka po prostu dlatego, że mają teraz możność narzekania, a dawniej całymi latami musieli milczeć.
– Tak. – Paul pociągnął się za ucho, odprowadzając wzrokiem zgrabną kelnerkę w obcisłych skórzanych spodniach. – Musi być cholernie interesujące obserwowanie tego wszystkiego z bliska.
– Żebyś wiedział! A dziewczyny! Takich laleczek w życiu nie widziałeś! – Harding rozejrzał się i, zniżając głos, żeby go nikt nie usłyszał, zaczął szeptać: – A jakie namiętne! Wiesz, te Słowianki naprawdę coś w sobie mają. Taką duszę, czy co? Ty ją pieprzysz, a ona cały czas gada, jęczy, prawie śpiewa. Niesamowite, tu u nas nic takiego nie znajdziesz.
– O Boże, Willie! Chcesz powiedzieć… Czy to nie jest niebezpieczne? Myślałem, że jak się człowiek pieprzy z ruską kobitą, to prędzej czy później wpakuje się w jakąś kabałę. Przecież Sowieci próbują złapać na haczyk takich jak ty, właśnie przy pomocy pięknych agentek.
– Wszystko się zmieniło, Paul. Widzisz, oni teraz dążą do rozszerzenia wzajemnych kontaktów. – Harding chrząknął znacząco. – Jakieś dwa razy w tygodniu pozwalam sobie na taki słodki kontakt. Dziewczyna pracuje w „Nowostiach” – to taka gazeta. Opowiada mi, co się tak naprawdę dzieje.
– Ho-ho-ho! Willie, to ty jesteś czymś w rodzaju szpiega?
– Coś ty, Paul. Nawet tak nie żartuj. Oczekuje się od nas obcowania z naszymi radzieckimi kolegami, i to wszystko. Teraz nie odróżniłbyś Moskwy od innych miast świata. Wszystko jest jawne, otwarte. Absolutnie wszystko. A może byś się tam wybrał, co? Załatwię ci to. Spodobasz im się, z twoim pochodzeniem; przecież nawet mówisz po rosyjsku. Zresztą, co tu gadać, w ogóle jesteś prawie Rosjaninem. Chyba już czas, żebyś poznał swoich słowiańskich braci i siostry.
Paul zamówił jeszcze dwa piwa.
– Nie, Willie, nie mogę sobie pozwolić na taki wyjazd. Mam w firmie mnóstwo roboty, odpowiadam za wiele spraw, a nie znajdę uzasadnienia dla podróży służbowej. Mógłbym pojechać do Rosji na urlop, ale podobno nie ma tam co jeść, a balet mnie nie interesuje.
– Posłuchaj. W Związku Radzieckim jest tak samo jak wszędzie. Oczywiście, jeżeli nikogo nie znasz, nie jest ci zbyt słodko, ale ja cię poznam ze wszystkimi potrzebnymi ludźmi. I do Teatru Wielkiego nikt cię nie będzie ciągnął. Ja tych rzeczy też nie lubię. A co do jedzenia – jest go całe mnóstwo, a w każdym razie ci, z którymi mamy do czynienia, bynajmniej nie przymierają głodem, jadają w domu i mają po dziurki w nosie kawioru i jesiotrów. Oczywiście wszędzie się mówi, że ludzie głodują, ale kogo to obchodzi? Słyszy się o tym już od lat, a na ulicach jak na razie nie widziałem ani jednego człowieka zmarłego z głodu. W Waszyngtonie jest o wiele gorzej – tylko popatrz na tych nieszczęsnych bezdomnych, którzy przez całą zimę sypiają w kanałach pod Departamentem Stanu.
Harding pociągnął łyk piwa i dotknął dłoni Rossa.
– Hej, wiesz co? Jeżeli chcesz się zająć biznesem, poznam cię ze swoim kumplem. Właśnie stanął na czele nowej spółki w Moskwie i bardzo go interesuje współpraca. Szczególnie z nami. Możesz na tym nieźle zarobić.
Paul nie krył zdziwienia.
– Czy to legalne? To znaczy, chodzi mi o to, że u nas, jeżeli próbujesz robić interesy do spółki z politykami, na pewno trafisz za kratki.
Harding roześmiał się.
– Nie zapominaj, z kim masz do czynienia. Nie będzie żadnych problemów. Już dwa pokolenia naszej rodziny zajmują się stroną prawną tego rodzaju kontaktów. Zrozum, Gorbaczow chce, żeby w Sojuzie był sektor prywatny, nawet zachęca ludzi, by ten sektor rozwijali. Zresztą, co tu gadać, prawie co tydzień radzieccy politycy wciągają amerykańskich biznesmenów w swoje interesy. A transakcja, którą ma na oku mój kumpel, to naprawdę duża rzecz.
– No? A na czym polega?
– Słuchaj, Paul, wiesz przecież, że nie mam głowy do interesów. Ale teraz w Moskwie jest tylu naszych biznesmenów, że zacząłem się co nieco orientować. Na czym polega podstawowy problem? Na tym, że oni nie mają forsy. To znaczy dolarów; mają tylko ruble, a te nikomu nie są potrzebne. Dlatego też, czymkolwiek byś się zajął, musisz wiedzieć jak towar zamienić na prawdziwe pieniądze. Mój kumpel się na tym zna i na pewno nic nie zawali.
– No, Willie, mów dalej, to się robi ciekawe.
– A więc tak. Widziałeś stare ruskie ikony, które stoją w witrynach u Cartiera i w innych drogich sklepach? Te obrazki warte są kupę szmalu, zwłaszcza takie, które były własnością carów albo ich rodzin. Mój znajomy wpadł na pomysł, jak można wymieniać te ikony na amerykańskie towary pierwszej potrzeby. Głównie na mydło.
– Mydło? Chyba żartujesz.
– Gdzie mi tam do żartów! Przejedź się choć raz moskiewskim metrem, a zrozumiesz, że to nie są żarty. Nie czytałeś o tym w „Wall Street Journal”? W Związku Radzieckim rozpaczliwie brakuje mydła. Podobno zawiódł plan pięcioletni, chociaż niektórzy twierdzą, że to sabotaż. Tak czy owak, mydła nie ma. Jeżeli dostarczysz mydło – zostaniesz milionerem. Mydło przekażesz spółce w zamian za ikony, ikony zamienisz na dolary albo tu, albo w Europie Zachodniej, a potem możesz spokojnie przejść na emeryturę.
– Nie, Willie, to nie dla mnie. Zupełnie się nie znam na rosyjskich antykach. Na mydle, nawiasem mówiąc, też nie. Oczywiście, byłoby nieźle jakoś wykorzystać moją znajomość rosyjskiego, ale w taki interes nie wchodzę. Nie miałbym nawet pojęcia, jak przewieźć to zasrane mydło do Rosji. A właśnie, ile może kosztować kontener mydła, a ile kosztuje ikona?
– Jak uważasz, Paul. Ale spójrz na to z innej strony. Stoimy teraz przed wyjątkową szansą. Jesteśmy jeszcze wystarczająco młodzi na to, by się rzucić w burzliwe morze przygód, a z drugiej strony wystarczająco dojrzali, by podejść do sprawy zdroworozsądkowo. Cały komunistyczny świat się zmienia, a Moskwa jest w samym centrum tego wszystkiego. Jakby ci to powiedzieć – dla Moskwy nastał złoty wiek, czegoś takiego nie było od czasów carskich. Gorbaczow przejdzie do historii jako drugi Piotr Wielki. Wiesz, jak go nazywają w CIA? „Niesamowicie niesamowity”. Jeżeli uda ci się teraz, że tak powiem, wskoczyć do pociągu, nie zapomnisz tego do końca życia. Do cholery, bądź co bądź, to jest twój naród, mówisz po rosyjsku, czego ci jeszcze trzeba? No i nie jesteś żonaty, a tam panienki na nikogo tak nie lecą jak na Amerykanów, możesz mi wierzyć. – Radosny uśmiech i kolejny łyk piwa. – Jasne, że twoim partnerem być nie mogę, ale potrafię zaaranżować całą operację. Jesteś moim starym kumplem i będę szczęśliwy, pomagając ci zarobić parę groszy. A poza tym – Harding zaśmiał się na całe gardło – jeżeli to zorganizujesz, będę mógł jeździć metrem bez maski przeciwgazowej.