Выбрать главу

– Nie skazujcie na śmierć, wasza ekscelencjo! Mogę się jeszcze okazać przydatny…

– Do czego?

– Byłem referentem osobistym drugiego sekretarza, wszystko wiem. Szykował się tutaj zamach stanu, panie marszałku. Wszystkie linie łączności są przygotowane na przekazanie komunikatu najwyższej wagi. Korespondenci zagraniczni tylko czekają na nazwisko nowego przywódcy. Jest tu i radio, i telewizja… Ja zaprowadzę…

Zubrow skinął na Żmiję i Szablę, którzy wzięli referenta pod ręce. Zanim jednak ruszyli z miejsca, dowódca rzucił półgłosem:

– Rozkazem głównodowodzącego awansuję wszystkich obecnych – oczywiście, za wyjątkiem tego tutaj – na stopnie oficerskie. Konkretne szarże zostaną nadane później. No, ty, prowadź! Panowie oficerowie, proszę za mną!

Żwawy referent zaprowadził ich do jakiejś innej, mniejszej salki, gdzie Zubrowa natychmiast oślepiły reflektory. Wszędzie rozmieszczono mikrofony, kamery i inny sprzęt radiowo-telewizyjny. Ale ludzi nie było.

– Można wpuszczać?

Milczący dotąd Paul wziął Zubrowa za ramię.

– Wiktor! Mogę cię o coś prosić?

– Oczywiście, Paul. Wybacz, bracie, że z mydłem na razie nie wyszło!

– To nieważne! Wiktor, chciałbym zadzwonić, zanim zaczniesz. Jeden telefon i dzięki tobie stanę się bogaty.

– Nie ma sprawy. Generale majorze Brusnikin! Czy zgadza się pan objąć stanowisko ministra łączności?

– Zgadzam się, panie marszałku.

– Wobec tego otrzymujesz pierwsze zadanie. Połącz Paula z kim tam zechce.

Poszli do centrum telekomunikacyjnego i Brusnikin zaprowadził Paula do kabiny.

– Co teraz, sir?

– Proszę mnie połączyć z Chicago, z numerem 312 544 31 11, i poprosić do telefonu mister Portmana.

Brusnikin zasalutował i wyszedł. Wrócił za kilka sekund.

– Pan Portman na linii, sir.

– Arthur? Mówi Paul Ross. Tak, dzwonię z daleka i mam mało czasu. Obiecaj mi, że zrobisz to, o co cię zaraz poproszę, i słowem nie wspomnisz o tym nikomu. Rozumiemy się? Jak stoją ceny złota? No tak, tak też myślałem, że będą zniżkować. A zboże? Tak samo? Dobra, słuchaj. Podejmij z konta wszystkie pieniądze i zacznij skupować akcje spółek z tych sektorów. Nie trać ani minuty! Nie, jeszcze nie zwariowałem. Wiem, wszyscy myślą, że Rosja padła, ale ja sądzę, że sytuacja się ustabilizuje. Najbliższy rozwój wydarzeń pozwoli nam zarobić na zbożu i na złocie. No widzisz. Odczekaj, póki ceny nie wzrosną do maksimum, ale nie sprzedawaj, sprzedasz dopiero jak ci dam znać. To wszystko. A jeżeli się dowiem, że rozgadałeś to, co ci powiedziałem, to nie wygrzebiesz się z sądu do końca życia. Pozwę cię za złamanie etyki zawodowej. Kupuj dyskretnie, żeby nikt niczego nie zaczął podejrzewać.

W czasie gdy Paul rozmawiał z Chicago, do Zubrowa znów podszedł wyraźnie ośmielony referent.

– Panie marszałku! Proszę o pozwolenie zameldowania, że charakteryzator jest gotowy.

– Jaki znów charakteryzator?

– Chodzi o wystąpienie telewizyjne! Bez charakteryzacji to niemożliwe.

– Do cholery ciężkiej! Nacharakteryzowaliście się już, wystarczy! Obejdziemy się bez makeupu.

Do sali wtargnęli zacni jegomoście z papierami w rękach, pytając z marszu o nazwisko głównodowodzącego. Zubrow nie wiadomo jak znalazł się za ogromnym biurkiem. Rozległ się tubalny głos spikera.

– Uwaga! Uwaga! Tu wszystkie rozgłośnie radiowe Związku Radzieckiego oraz telewizja centralna! Nadajemy komunikat najwyższej wagi!

Zaszumiały kamery i ktoś szepnął:

– Proszę mówić, panie marszałku!

I wtedy Zubrow zrozumiał, że nie wie, co powinien powiedzieć. Jak przemówić, dopóki jeszcze nie obróciło się w perzynę wszystko, cokolwiek dobrego zostało na tej ziemi, i dopóki nie zapanował krwawy chaos – bezkresny i ostateczny. Może ostatni raz ludzie spoglądają z nadzieją na ekrany telewizorów? Cóż on, Zubrow, może im zaoferować? Ukraińcom, Gruzinom, muzułmanom, mieszkańcom republik nadbałtyckich – wiadomo co: niezależność. Z resztą niech sobie radzą sami. Ale Rosjanom? Co może zaoferować Rosjanom? W sali cicho jak makiem zasiał, reflektory świecą oślepiająco. Wszyscy czekają. A Zubrow wciąż nie wie, co powiedzieć. Wojskowe doświadczenie nic mu teraz nie pomoże. Pułkownik wziął do ręki najbliższy mikrofon, ścisnął go tak mocno, że aż mu pobielały kostki palców.

– Matko Rosjo…

Epilog

Maria wbiegła do pokoiku. Oksana stała niezdecydowana nad dwoma kawałkami flaneli: kroić różową, czy niebieską? I jaki ma być rozmiar dla niemowlęcia – jak na lalkę Katię, czy większy?

– Oksanko, chodź szybko! Twojego chłopa pokazują!

Oksana, nic nie rozumiejąc, rzuciła się biegiem do świetlicy. Cała rodzina siedziała już przed telewizorem. A na ekranie – jej Witieńka, w nieznanym Oksanie mundurze z wielkimi pagonami. Cały! Zdrowy! Mówi coś z wielką powagą – o granicach, o gospodarce… Jakiż on mądry! A ona, Oksana, jakoś zgłupiała, nawet nie próbuje zrozumieć, o czym mowa, chce tylko słuchać jego głosu. A więc żyje! Nie aresztowali go! Nie zabili! Maria ściska ją i coś szepcze, ale Oksana nie rozumie i nawet łez nie ociera, żeby ani na sekundę nie stracić z oczu błękitnego ekranu. Jak nazwiemy naszego synka, Witieńka, co?

Dowódca Odeskiego Okręgu Wojskowego generał pułkownik Gusiew, uprzedzony, że rząd niebawem wyda oświadczenie wagi państwowej, zszedł do bunkra, gdzie powitał go szmer komputerów i migotanie różnobarwnych lampek i przycisków. Ekran głównego bloku informacyjnego zgasł na moment i znikła zeń sytuacyjna mapa strategiczna. Gusiew usiadł wygodnie i w tym momencie jego oczom ukazał się Zubrow.

Oraz gwiazdy. Było ich trzy: po jednej na złotych epoletach i brylantowa gwiazda na szyi. Albo ekran był zbyt duży, albo operatorzy telewizyjni trochę przedobrzyli ze światłem, w każdym razie blask bijący od gwiazd Zubrowa bezlitośnie oślepiał generała. Jak musi się czuć sam Zubrow w świetle jupiterów?

Gusiew odetchnął głęboko. Wszyscy powinni teraz słuchać ważnego rządowego komunikatu. Ale nie zdążył się skupić, kiedy szyfrant położył przed nim zapieczętowany blankiet – szyfrogram rządowy. A dokumenty takiej wagi należy wręczać adresatowi bez zwłoki.

– Od Zubrowa? – jęknął Gusiew.

– Od marszałka Zubrowa – delikatnie poprawił go szyfrant, ale Gusiew dostrzegł w jego oczach błysk lekkiego szaleństwa.

Trzeba słuchać oświadczenia. To obowiązek. Ale i szyfrogram należy natychmiast przeczytać. To również należy do obowiązków. Juliuszowi Cezarowi udawało się robić kilka rzeczy jednocześnie, zapewne dlatego, że sam był dla siebie rządem. Gusiew zdawał sobie sprawę, że szyfrogram zawiera decyzję dotyczącą jego losów. Złożył podpis. Pisał powolutku, z zakrętasami, aby zyskać na czasie i zebrać siły jak przed skokiem. Zubrow już jako pułkownik był strasznie bezczelny – czego więc można oczekiwać od marszałka?

Gusiew przebiegł wzrokiem wszystkie indeksy szyfrów, kluczy, stopni i szybko przeszedł do głównego tekstu depeszy: pilnie potrzebny nowy szef sztabu generalnego stop mianuję pana stop rozkaz podpisany ale niezatwierdzony stop proszę o odpowiedź stop bez względu na to czy pan przyjmuje czy nie nadaję panu stopień generała armii stop gratulacje Zubrow

Gusiew spojrzał na swego szyfranta – ten stał tak wyprężony, jak nigdy się nie prężył przed generałem pułkownikiem.

Nie ma co, panie marszałku, narobił pan niezłego bigosu. Kto wie, jak się to wszystko skończy. Ryzykant z pana, panie marszałku, już ja wiem to najlepiej. I potrzebuje pan pilnie szefa Sztabu Generalnego takiego samego pokroju. Cóż, dobra. Będzie pan go mieć!

Rozwalony na dywanie przed telewizorem bat’ko Saweła usłyszał zapowiedź spikera, że zostanie nadane obwieszczenie najwyższej wagi, i pilnie nastawił uszu. Nie można powiedzieć, żeby się bardzo zdziwił, widząc na ekranie Witkę Zubrowa: zawsze uważał, że z tego chłopaka będą ludzie, jeżeli tylko przestanie się zadawać z komuchami. Ale co powiesz o Ukrainie, chłopcze? Co mnie obchodzi ta twoja Rosja? O, teraz mówi do rzeczy: odłączenie Ukrainy od Związku Radzieckiego, a pozostałe republiki niech postąpią jak zechcą. Ależ ma chłop głowę – prawdziwy mąż stanu! Rozumnyk! Mógłby zostać nawet hetmanem – jeżeli oczywiście Ruscy wpadliby na to, żeby wybrać hetmana. A my na Ukrainie sami wiemy, co robić. Dobrze, Witka, że nie musieliśmy ze sobą wojować! A więc będzie się teraz rozwijać tę całą dyplomację i przyjazne stosunki. Bat’ko wyszedł na ganek, ściągnął brwi – i ucichła cała jego wolnica.