I zabrał się do oglądania jego zadrapań. Gdy tylko odwrócił się do mnie plecami, podeszłam do Edwarda.
– Możemy pogadać? – szepnęłam. Chłopak zrobił krok do tyłu i zacisnął nerwowo szczęki.
– Ojciec na ciebie czeka – wycedził. Zerknęłam na Tylera i doktora Cullena.
– Chciałabym rozmówić się z tobą na osobności, jeśli nie masz nic przeciwko – naciskałam.
Spojrzał na mnie gniewnie i ruszył do drzwi, nie patrząc, czy idę za nim. Musiałam niemal biec, żeby dotrzymać mu kroku. Gdy tylko znaleźliśmy się w jakimś odosobnionym korytarzyku za rogiem, obrócił się na pięcie i zmierzył mnie wzrokiem.
– Czego chcesz? – spytał chłodno.
Jego wrogość nieco mnie wystraszyła i nie udało mi się odezwać do niego podobnie surowym tonem.
– Obiecałeś mi wszystko wyjaśnić – przypomniałam.
– Uratowałem ci życie. Starczy.
Rzucił to z taką niechęcią w głosie, że niemal się skuliłam.
– Obiecałeś.
– Bello, uderzyłaś się w głowę, pleciesz jakieś bzdury. – Chciał się mnie pozbyć.
Doprowadzona do szewskiej pasji, nie dawałam za wygraną.
– Z moją głową jest wszystko w porządku.
– Co chcesz ode mnie wyciągnąć? – Jego oczy rzucały gniewne błyski.
– Chcę poznać prawdę – powiedziałam. – Chcę wiedzieć, dlaczego kazałeś mi kłamać.
– A co według ciebie się niby wydarzyło? – burknął.
– Wiem tylko, że wcale nie stałeś tak blisko – zaczęłam wyrzucać z siebie pospiesznie wszystkie swoje spostrzeżenia. – Tyler też cię nie widział, więc nie mów, że uderzyłam się w głowę i miałam omamy. A potem Van pędził prosto na nas, ale mimo to nas nie staranował, a twoje dłonie zostawiły w jego boku wgniecenia. W tym drugim aucie też zresztą zrobiłeś wgniecenie. I nic ci się me stało. A potem van mógł zwalić się na moje nogi, ale go podniosłeś… – Przerwałam, zawstydzona tym, jakie niestworzone historie wygaduję. Byłam taka wściekła, że oczy nabiegły mi łzami, Aby nie popłynęły po policzkach, zacisnęłam zęby. Edward wpatrywał się we mnie z politowaniem. Ale coś w jego warzy mówiło mi, że jest spięty.
– Uważasz, że podniosłem vana? – spytał z pogardliwym niedowierzaniem. W tonie jego głosu było jednak coś podejrzanego, sztucznego, jakby to aktor wygłaszał swoją kwestię.
Skinęłam głową w milczeniu.
– Przecież wiesz, że nikt ci nie uwierzy – dodał nieco prześmiewczym tonem.
– Nie zamierzam tego rozgłaszać – powiedziałam powoli, starając się opanować gniew.
Zaskoczyłam go.
– Więc po co to wszystko?
– Dla mnie samej – wyjaśniłam. – Nie lubię kłamać, a skoro muszę, wolałabym poznać powód.
– Nie możesz mi po prostu podziękować i zapomnieć o sprawie?
– Dziękuję. – Spodziewałam się, że czymś mi to wynagrodzi.
– Nie masz zamiaru sobie odpuścić, prawda?
– Nie.
– W takim razie… Mam nadzieję, że lubisz rozczarowania.
Mierzyliśmy się wzrokiem jak dwa psy przed walką. Odezwałam się pierwsza, pilnując, żeby nie rozproszyła mnie ta jego cudowna, piękna twarz mrocznego anioła.
– Po co w ogóle się fatygowałeś? – spytałam ostro.
Przez chwilę wyglądał na zbitego z tropu, jakby zabrakło mu argumentów.
– Nie wiem – wyszeptał.
A potem odwrócił się i odszedł.
Byłam taka zła, że przez kilka minut stałam jak sparaliżowana. Gdy już odrobinę ochłonęłam, ruszyłam powoli w stronę wyjścia.
W poczekalni było gorzej, niż się spodziewałam. Zdawało się, że są tu wszyscy, absolutnie wszyscy ludzie z Forks, jakich znałam choćby z widzenia, i gapią się na mnie. Charlie natychmiast do mnie podbiegł, ale nie miałam ochoty na publiczną demonstrację uczuć.
– Nic mi nie jest – zapewniłam go sucho. Nadal byłam wzburzona, nie nadawałam się do pogawędki.
– Co powiedział lekarz?
– Zbadał mnie doktor Cullen, nic nie znalazł i zwolnił do domu – westchnęłam. Kątem oka dostrzegłam Mike'a, Jessicę i Erica skorych do rozmowy. – Chodźmy już – popędziłam ojca.
Charlie objął mnie ramieniem, ledwie mnie dotykając, i wyprowadził przez szklane drzwi. Pomachałam nieśmiało do kolegów j koleżanek, mając nadzieję, że ten gest ich uspokoi. Po raz pierwszy ucieszyłam się, że wsiadam do radiowozu.
Jechaliśmy w milczeniu. Pogrążona w rozmyślaniach, ledwo zdawałam sobie sprawę z obecności taty. Byłam przekonana, że agresywne zachowanie Edwarda na korytarzu potwierdza trafność moich wcześniejszych spostrzeżeń, choć w to, co widziałam, nadał trudno mi było uwierzyć.
Charlie odezwał się dopiero pod domem.
– Hm… Powinnaś teraz zadzwonić do Renee. – Tato zwiesił głowę zawstydzony.
– Powiedziałeś jej! – Wiedział, że się rozgniewam.
– Przepraszam.
Wysiadając, trzasnęłam drzwiczkami samochodu nieco mocniej, niż to było konieczne.
Mama oczywiście odchodziła od zmysłów. Nim się uspokoiła, musiałam, co najmniej trzydzieści razy powtórzyć, że nic, ale to nic mi nie jest. Błagała mnie, żebym wróciła do domu – choć ten stal teraz pusty – ale odmówiłam jej z zadziwiającą łatwością, ponieważ zżerała mnie ciekawość. Chciałam poznać tajemnicę młodego Cullena, a i on sam nie pozostawał mi obojętny. Głupia gęś. Wariatka. Idiotka. Każdy zdrowy na umyśle uciekłby z Forks, gdzie pieprz rośnie. Ale nie ja.
Postanowiłam wcześnie położyć się do łóżka. Charlie przyglądał mi się wciąż z niepokojem, wolałam, zatem zejść mu z oczu. W łazience łyknęłam trzy tabletki Tylenolu. Pomogły. Ból zelżał i zasnęłam bez kłopotów.
Tej nocy po raz pierwszy śniłam o Edwardzie Cullenie.
4 Zaproszenia
W moim śnie było bardzo ciemno, a jedynym źródłem bladego światła wydawała się skóra Edwarda. Nie widziałam jego twarzy tylko plecy. Odchodził, pozostawiając mnie samą w ciemnościach. Choć biegłam ile sił w nogach, nie byłam w sianie go dogonić; choć głośno krzyczałam, ani razu się nie obrócił. Obudziłam się w środku nocy zlana potem i długo, przynajmniej tak mi się wydawało, nie mogłam zasnąć. Odtąd śnił mi się każdej nocy, ale zawsze gdzieś z boku, niedostępny.
Pierwszy miesiąc po wypadku był dla mnie trudny, pełen napięcia, a pierwszy tydzień niezwykle krępujący.
Ku mojej konsternacji, po powrocie do szkoły znalazłam się w centrum uwagi. Tyler Crowley, ogarnięty obsesją zadośćuczynienia, nie dawał mi spokoju. Próbowałam go przekonać, że niczego tak bardzo nie pragnę, jak wymazania całej tej sprawy z pamięci – zwłaszcza, że z wypadku wyszłam bez szwanku, – ale uporczywie obstawał przy swoim. Na przerwach nie odstępował mnie ani na krok i dosiadł się do naszego stołu w stołówce, przy którym widywałam teraz zresztą wiele nowych twarzy. Mike i Eric darzyli go nawet większą niechęcią niż siebie nawzajem, co jeszcze bardziej psuło mi humor. Nikt nie zawracał sobie głowy Edwardem, chociaż powtarzałam wciąż, że uratował mi życie – odepchnął na bok, a potem sam cudem uniknął staranowania. Starałam się, żeby moja historyjka brzmiała przekonująco, ale Mike, Eric, Jessica i wszyscy inni twierdzili, że nie wiedzieli nawet, że jest ze mną, dopóki nie odciągnięto vana.
Zastanawiałam się, dlaczego nikt nie zauważył, że chłopak stał te kilka aut dalej i nie miał szans dobiec do mnie w porę. W końcu doszłam do wniosku, że powód może być prosty – po prostu nikt prócz mnie nie śledził bez przerwy Cullena wzrokiem, nie przejmował się, czy jest w pobliżu. Byłam doprawdy żałosna.
Uczniowie unikali Edwarda jak zwykle i nikt ciekawski jakoś nie namawiał go do zwierzeń. Tajemnicza piątka siadywała tam, gdzie zawsze: nie jedli lunchu, rozmawiali tylko ze sobą i żadne z rodzeństwa, a zwłaszcza mój wybawca, ani razu nie zerknęło w moją stronę.