Na lekcji biologii, siedząc najdalej jak to było możliwe, Edward całkowicie ignorował moją osobę. Od czasu do czasu zaciskał jednak znienacka dłonie w pięści – aż bielały mu kłykcie – co pozwalało mi sądzić, że ta nonszalancka poza to tylko pozory i chłopak żywi wobec mnie jakieś negatywne uczucia.
Zapewne żałował, że wypchnął mnie spod kół vana Tylera – żadne inne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy.
Bardzo pragnęłam z nim porozmawiać i próbowałam go zagadnąć już dzień po wypadku. Wprawdzie, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni, pod drzwiami urazówki, oboje byliśmy wyjątkowo rozwścieczeni i nadal miałam do niego żal, że nie chce mi zaufać, chociaż przecież zgodnie z naszą umową podtrzymywałam jego wersję, niemniej, niezależnie od tego, jak to zrobił, facet niewątpliwie uratował mi życie. Przez noc gniew zelżał i czułam się teraz przede wszystkim bardzo wdzięczna.
Kiedy zjawiłam się w sali od biologii, tkwił już w ławce, patrząc prosto przed siebie. Siadając, spodziewałam się, że spojrzy w moją stronę, ale zdawał się mnie nie zauważać.
– Cześć, Edward – powiedziałam z sympatią w glosie, aby pokazać mu, że nie mam zamiaru robić scen.
Odwrócił się może o milimetr, skinął głową, unikając mojego wzroku, i powrócił do poprzedniej pozycji.
Wtedy to po raz ostatni udało mi się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, choć przecież widywaliśmy się codziennie i dzieliliśmy jedną ławkę. Nie mogąc się powstrzymać, przyglądałam mu się czasami, ale tylko z daleka – w stołówce albo na parkingu. Zauważyłam przy okazji, że jego złote oczy z dnia na dzień robią się znów coraz ciemniejsze. W klasie ignorowałam go jednak tak samo, jak on mnie.
– Złe znosiłam tę sytuację. A co noc wracały sny.
Mimo naszpikowanych kłamstwami maili, Renee wyczula mój i depresyjny nastrój i zmartwiona kilkakrotnie zadzwoniła. Starałam się przekonać ją, że to tylko wina pogody.
Przynajmniej Mike był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Z początku martwił się, że bohaterski czyn Edwarda mógł mi zaimponować i zbliżyć do niego, odetchnął, więc z ulgą, widząc, że jest wręcz odwrotnie. Zrobił się bardziej śmiały i przed lekcją biologii przesiadywał na brzegu mojej ławki, ignorując Cullena, tak jak on ignorował nas.
Po owym dniu groźnej gołoledzi śnieg zniknął na dobre. Mój wierny towarzysz żałował, że nie będzie miał już okazji zorganizować bitwy na śnieżki, ale i cieszył się, bo pogoda miała sprzyjać planowanej wycieczce nad morze. Na razie czekaliśmy na słoneczny weekend. W deszczu mijały kolejne tygodnie.
Jessica uświadomiła mi, że zbliża się też inny termin. W pierwszy wtorek marca zadzwoniła z pytaniem, czy nie miałabym nic przeciwko, gdyby zaprosiła Mike'a na bal z okazji powitania wiosny, który miał się odbyć za dwa tygodnie. Zgodnie z tradycją to dziewczęta wybierały, z kim chciałyby iść.
– Jesteś pewna, że mogę? Może miałaś go na oku? – drążyła, chociaż powiedziałam wyraźnie, że daję jej wolną rękę.
– Nie, Jess. W ogóle się tam nie wybieram. – była skora przekonać mnie do przyjścia. Odnosiłam wrażenie, że woli raczej odcinać kupony od mojej popularności, niż znosić me towarzystwo.
– Bawcie się dobrze – zakończyłam zachęcająco.
Następnego dnia zauważyłam, że jest wyraźnie przybita. Na przerwach milczała i bałam się spytać ją, co jest grane. Jeśli Mike dal jej kosza, z pewnością byłam ostatnią osobą, której chciałaby się zwierzać.
Moje podejrzenia pogłębiły się w czasie lunchu, kiedy usiadła tak daleko od niego, jak to było możliwe, zajęta ożywioną rozmową z Prikiem. Mike z kolei, po raz pierwszy odkąd się poznaliśmy milczał jak zaklęty.
Idąc ze mną na biologię, nadal nie był rozmowny, a jego zmartwiona mina nie wróżyła nic dobrego. Nic poruszył jednak tematu balu dopóki nie znaleźliśmy się w klasie, gdzie jak zwykle przysiadł na skraju mojej ławki. Jeśli chodzi o sąsiada, nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby czuć jego elektryzującą obecność. Był na wyciągnięcie ręki, a mimo to niedostępny niczym wytwór mojej wyobraźni.
– Wiesz – zaczął Mike, wpatrując się w podłogę – Jessica zaprosiła mnie na tę imprezę za dwa tygodnie.
– Świetnie – odparłam, niby to wielce ucieszona. – Na pewno będziecie się dobrze bawić.
Zasępił się.
– Widzisz… – nic wiedział, jak mi to powiedzieć. – Poprosiłem ją o trochę czasu do namysłu.
– A to, dlaczego? – udałam dezaprobatę, choć w głębi ducha ucieszyłam się, że nie postąpił brutalniej.
Znów wbił wzrok w podłogę i się zarumienił. Żal zmiękczył mi serce. Może go jednak zaprosić?
– Myślałem, że może, no wiesz, może, może ty chciałaś…
Przez chwilę dałam się ponieść wyrzutom sumienia, ale kątem oka zauważyłam, że Edward przechylił głowę, jakby czekał na moją odpowiedź.
– Mike, sądzę, że powinieneś przyjąć tamto zaproszenie.
– Już z kimś idziesz? – Czy Edward dostrzegł, że Mike zerknął z niepokojem w jego stronę?
– Nie, skąd. Nawet się nie wybieram.
– Czemu nie? – chciał wiedzieć Mike.
Nie miałam ochoty przyznać, że tańcząc, stanowię zagrożenie dla siebie i innych, więc szybko wpadłam na pewien pomysł.
– Jadę w ten dzień do Scattle – wyjaśniłam. Już od dawna chciałam się stąd wyrwać, a teraz zyskałam dobry pretekst.
– Nie możesz pojechać, kiedy indziej?
– Niestety nie – powiedziałam. – Nie trzymaj Jess dłużej w niepewności, nie wypada.
– Tak, masz rację – wymamrotał i odrzucony powlókł się na swoje miejsce. Zacisnęłam powieki i przytknęłam palce do skroni starając się wyprzeć współczucie i wyrzuty sumienia. Pan Banner zaczął coś mówić. Westchnęłam i postanowiłam wrócić do życia.
Och.
Edward przyglądał mi się uważnie, a w jego czarnych oczach malowało się jeszcze większe zmartwienie niż kiedyś.
Zaskoczona nie odwróciłam wzroku, przekonana, że zaraz sam to zrobi. Patrzył jednak dalej, zaglądał w zakamarki duszy, hipnotyzował. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęty mi drżeć dłonie.
– Cullen? – To nauczyciel prosił go o udzielenie odpowiedzi na jakieś pytanie, którego nawet nie usłyszałam.
– Cykl Krebsa – rzucił Edward, niechętnie, jak mi się zdawało, przenosząc wzrok na pana Bannera.
Uwolniona z pęt jego magnetycznego spojrzenia, natychmiast zajrzałam do podręcznika, chcąc znaleźć odpowiedni fragment. Tchórzliwa jak zawsze, zgarnęłam włosy na prawe ramię, żeby przesłonić twarz. Nie mogłam uwierzyć, że był w stanie aż tak wyprowadzić mnie z równowagi – tylko, dlatego, że spojrzał na mnie po raz pierwszy od sześciu tygodni. Nie mogłam pozwolić na to, by miał nade mną tak wielką władzę. Było to żałosne, więcej, było to niezdrowe.
Przez resztę lekcji próbowałam wmówić sobie, że go tam wcale nie ma, a dokładniej, ponieważ było to niemożliwe, przynajmniej udawać przed nim, że jeśli o mnie chodzi, to go tam wcale nie ma. Kiedy w końcu zabrzęczał dzwonek, zaczęłam się pakować odwrócona do swojego sąsiada plecami, spodziewając się, że wyjdzie z klasy pierwszy, jak to miał w zwyczaju.
– Bello? – Byłam na siebie zła, że ten głos budzi we mnie takie uczucie, jakbym znała go od dzieciństwa, a nie zaledwie od paru tygodni.
Obróciłam się powoli, niechętnie. Miałam się na baczności, Wiedziałam, że i jego twarz wzbudzi we mnie emocje, z których byłam dumna. Spojrzałam mu w oczy. Milczał, a jego mina nie zdradzała, jakie ma zamiary.
– Co? – powiedziałam w końcu. – Nagle chce ci się ze mną gadać? – W moim głosie dało się wyczuć niezamierzoną nutę rozdrażnienia.