Выбрать главу

– Ale na jednym baku nie dojedzie, prawda? – zawołał, zrównując się ze mną.

– A co cię to obchodzi? – Ach, ci zarozumiali posiadacze volvo.

– Wszyscy powinni przeciwstawiać się marnotrawieniu nieodnawialnych źródeł energii.

– Wiesz, co, Edward… – Gdy wymawiałam jego imię, przeszył mnie dreszcz, i bardzo mi się to nie spodobało. – Naprawdę nie nadążam za tobą. Jeszcze nie tak dawno twierdziłeś, że nie chcesz się ze mną kolegować.

– Powiedziałem, że lepiej będzie, jeśli nie będziemy utrzymywać ze sobą bliższych kontaktów, a nie, że nie chcę ich utrzymywać.

– Dzięki, teraz już wszystko rozumiem – rzuciłam z sarkazmem. Zorientowałam się, że znowu przystanęliśmy. Tym razem jednak przed deszczem chronił nas daszek nad wejściem do stołówki i mogłam uważniej przyjrzeć się memu rozmówcy. Co rzecz jasna, nie pomagało mi w koncentracji.

– Byłoby… roztropniej, gdybyśmy nie zostali przyjaciółmi – wyjaśnił. – Ale mam już dość zmuszania się do ignorowania ciebie, Bello.

Przy tym ostatnim zdaniu w jego oczach pojawiło się jakieś silne, nienazwane uczucie. Niski głos amanta pieścił uszy. Zapomniałam, jak się nazywam.

– Pojedziesz ze mną do Seattle? – spytał takim tonem, jakby chodziło o oświadczyny.

Mowę mi odjęło, więc skinęłam tylko głową. Po jego twarzy przemknął uśmiech, ale szybko przybrał poważną minę.

– Co nie zmienia faktu, że naprawdę powinnaś się trzymać ode mnie z daleka – ostrzegł. – Do zobaczenia na biologii.

Odwrócił się i odszedł w kierunku, z którego przyszyliśmy.

5 Grupa krwi

Idąc na angielski, nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. W klasie nie zauważyłam nawet, że lekcja się już zaczęła.

– Dziękujemy za zaszczycenie nas swoją obecnością, panno Swan – głos pana Masona sprowadził mnie na ziemię.

Zarumieniłam się i pospiesznie zajęłam miejsce. Dopiero, gdy zabrzęczał dzwonek, zdałam sobie sprawę, że Mike postanowił nie usiąść dziś koło mnie. Na chwilę wróciły wyrzuty sumienia. Dołączył do mnie przy drzwiach z Erikiem, więc nie obraził się tak do końca. Gdy tak szliśmy chodnikiem, stopniowo odzyskiwał typowy dla siebie entuzjazm, zwłaszcza, że cieszyła go prognoza pogody na nadchodzący weekend. Zapowiadane krótkotrwale rozpogodzenie mogło wreszcie umożliwić planowany od dawna wypad nad morze. Starałam się okazywać zainteresowanie, żeby wynagrodzić chłopakowi wczorajsze rozgoryczenie. Przychodziło mi to z pewnym wysiłkiem. Owszem, fajnie, gdyby nie padało, ale tak czy siak na plaży będzie góra dziesięć stopni.

Całe przedpołudnie trwałam w dziwnym oszołomieniu. Trudno mi było uwierzyć, że Edward mógł mówić do mnie takim tonem i patrzeć na mnie w taki sposób. Może tylko śniłam tak sugestywnie, że wzięłam majaki za rzeczywistość? Taka wersja wydawała się bardziej prawdopodobna niż to, że cokolwiek we mnie go pociąga.

Nic dziwnego, że gdy wchodziłyśmy z Jessicą do stołówki, byłam zniecierpliwiona i podenerwowana. Chciałam go zobaczyć i upewnić się, że nie jest już tym chłodnym, ignorującym mnie człowiekiem, z którym miałam do czynienia przez kilka ostatnich tygodni. Albo też, jeśli miałam wierzyć w cuda, że jest człowiekiem, który powiedział dziś rano to, co wydawało mi się, że powiedział. Jessica paplała jak najęta, zupełnie nieświadoma tego, co przeżywam. Lauren i Angela zaprosiły pozostałych dwóch chłopców, tak jak to sugerowałam, i wybierali się na bal wszyscy razem. Zerknęłam w stronę stołu tajemniczego rodzeństwa i spotkało mnie ogromne rozczarowanie. Edwarda z nimi nie było. Czyżby pojechał do domu? Przybita podążyłam za rozgadaną koleżanką do Kolejki. Straciłam nagle apetyt – kupiłam tylko butelkę lemoniady, chciałam już tylko usiąść i oddać się ponurym rozmyślaniom. – Edward Cullen znowu się na ciebie gapi – szepnęła Jessica. Nie słuchałam za bardzo tego, co przedtem do mnie mówiła, ale ta informacja dotarła do mnie natychmiast. – Ciekawe, czemu usiadł dziś sam.

Wyprostowałam się jak struna i szybko odszukałam wzrokiem odpowiedni stolik. Trudno było o miejsce bardziej odległe od tego, gdzie siadywały zawsze dzieci doktora. Edward uśmiechał się zawadiacko. Kiedy nasze oczy się spotkały, kiwnął na mnie palcem, jakby chciał, żebym do niego dołączyła. Zamurowało mnie. Przez chwilę po prostu wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Widząc to, puścił do mnie perskie oko.

– Czy on ma c i e b i e na myśli? – Jessica była tak szczerze zdumiona, że mogłabym się na nią obrazić.

– Może potrzebuje pomocy z zadaniem domowym z biologii – podpowiedziałam jej bez przekonania. – Lepiej pójdę zobaczyć, o co mu chodzi.

Odchodząc, czułam na sobie jej wzrok.

Stanęłam za krzesłem naprzeciwko Edwarda, nie wiedząc, jak się zachować.

– Może usiadłabyś dzisiaj ze mną? – spytał wesoło.

Odruchowo spełniłam jego prośbę, przyglądając mu się nieco podejrzliwie. Nadal się uśmiechał. Trudno było uwierzyć, że ktoś tak piękny istnieje naprawdę. Bałam się, że lada chwila chłopak zniknie w kłębach dymu i okaże się, że to tylko sen. Wydawało mi się, że czeka, aż coś powiem.

– Nie do lego mnie przyzwyczaiłeś – udało mi się w końcu wydusić.

– No cóż… – Przerwał, a potem wyrzucił z siebie szybko: – Doszedłem do wniosku, że skoro i tak skończę w piekle, to mogę po drodze zaszaleć.

Milczałam, czekając, aż powie wreszcie coś, co ma jakiś sens, ale nic takiego się nie stało.

– Słuchaj, nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi – oświadczyłam w końcu odważnie.

– Wiem. – Znowu się uśmiechnął, a potem nagle zmienił temat. – Myślę, że twoi znajomi mają mi za złe, że cię im podkradłem.

– Jakoś to przeżyją. – Czułam na plecach ciekawskie spojrzenia całej paczki.

– Mogę cię już im nie oddać – powiedział ze złowrogim błyskiem w oku.

Przełknęłam głośno ślinę.

Zaśmiał się.

– Boisz się?

– Skąd. – Ale, ku memu zdziwieniu, głos mi przy tym zadrżał. – Jestem raczej zaskoczona. Skąd ta zmiana?

– Już ci mówiłem – mam już dość tego, że muszę cię ignorować. Więc daję sobie z tym spokój. – Nadal się uśmiechał, ale oczy miał pełne powagi.

– Spokój? – powtórzyłam zdezorientowana.

– Nie chcę dłużej być grzecznym chłopcem. Od teraz będę robił to, na co mam ochotę, i niech się dzieje, co chce. – Gdy to mówił, uśmiech stopniowo znikał z jego twarzy, a głos nabierał hardości.

– Znów nic nie rozumiem.

Wrócił zawadiacki uśmiech, od którego dech mi zaparło w piersiach.

– Przy tobie zawsze się niepotrzebnie rozgaduję. Mam z tym problem. Jeden z wielu zresztą.

– Nie martw się. I tak nigdy nie wiem, o co ci chodzi – stwierdziłam drwiąco.

– Na to też liczę.

– Czyli, w normalnym języku, zostajemy przyjaciółmi?

– Przyjaciółmi… – Nie wydawał się do końca przekonany.

– Albo i nie – szepnęłam.

Uśmiechnął się szeroko.

– Sądzę, że możemy spróbować. Ale uprzedzam cię, że przyjaźń ze mną to nic przelewki. – Mimo wesołej miny, naprawdę chciał mnie ostrzec.

– W kółko to powtarzasz – zauważyłam niby to obojętnie, usiłując zignorować dziwne rozedrganie pod sercem.

– Bo mnie nie słuchasz. Nadal czekam, aż potraktujesz mnie poważnie. Jeśli jesteś bystra, sama zaczniesz mnie unikać.

– No tak, teraz już wiemy dokładnie, jak oceniasz moje zdolności intelektualne. Piękne dzięki. – Znowu mnie rozgniewał.