Выбрать главу
Some demor’s mistress, or the demon’s self…
* * *

Ptaki, tysiące ptaków, szum lotek, łopot skrzydeł. Czuł na twarzy muśnięcia piór.

Z oczu żmii wypłynęła jasność. I oto znowu była kamienista, wyżarzona słońcem równina. Kurz i pył, niesione gorącym wichrem. Ptaki znikły, ale wciąż słyszał łopot ich skrzydeł.

Trochę potrwało, zanim zorientował się, że to łopoce źle umocowana płachta namiotu, byle jak przyciśnięta skrzynką amunicji. Nad równiną, daleko, siniał łańcuch górski. Afganistan, pomyślał Lewart. Nawet w majaczeniach, w heroinowym odlocie, zawsze w końcu jest Afganistan.

– More tea, Drummond, old boy?

– Yes, please.

Odpowiedział, choć nie nazywa się Drummond. Nie zna słowa po angielsku. I pojęcia nie ma, dlaczego ma na sobie mundur w kolorze khaki z oficerskimi galonami na rękawach.

* * *

Podporucznik Arthur Honeywood skinął na hinduskiego ordynansa, dając mu znak, by nalał herbaty wszystkim chętnym.

– Wojna – rzekł z przekonaniem – jest zakończona. Osiągnęliśmy to, co mieliśmy osiągnąć, umocnienie mianowicie brytyjskich wpływów w Afganistanie. Divide et impera, my dear gentlemen. Kabul w naszych rękach, emir obalony, Afganistan podzielony na prowincje, władcy prowincji to nasze marionetki. Możemy, powiadam, sposobić się do powrotu.

– Sposobiąc się do powrotu – powiedział Edward Drummond – trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Po tej wojnie niektóre z pułków posiądą miejsce w historii Imperium Brytyjskiego, względnie miejsce to umocnią nowymi zasługami i chwałą. Siedemnasty z Leicestershire i Pięćdziesiąty Pierwszy z Yorkshire za Ali Masdżed, Ósmy Liverpoolski i Highlanderzy Seafortha za Peiwar Kotal, laury, musicie przyznać, w pełni zasłużone. Z tym większą przykrością stwierdzić przychodzi, iż nasz Sześćdziesiąty Szósty nie odznaczył się niczym podobnie chwalebnym.

– Po pierwsze, nie jest to prawdą – zmarszczył jasne brwi Henry James Barr. – By George! Odegraliśmy w tej wojnie swą rolę, stoczyliśmy dość walk. Los poskąpił nam może batalii i zwycięstw na miarę Ali Masdżed, Peiwar Kotal czy Futehabadu, ale wstydzić się nie musimy. Po drugie, walczymy tam, gdzie nas poślą, i tak, jak rozkażą. Za nasz kraj, za królową i ojczyznę. Nie dla chwały ani zaszczytów, ni marmurowych tablic. Nie zależy mi na tablicach. Wystarczy mi świadomość, że spełniłem swój żołnierski obowiązek.

– Zwycięstwo – rzekł z przekonaniem Walter Rice Olivey – jest żołnierzowi niezbędne. Siłą żołnierza są żołnierskie tradycje, a tradycje powstają i tworzą się ze zwycięstw. Zwycięstwo czyni żołnierza. Tym lepszego, im jest większe i nad godniejszym przeciwnikiem odniesione. A że nasi żołnierze są najlepsi w świecie, tedy w samej rzeczy zasłużyli na przeciwnika bardziej godnego niźli tutejsi tubylcy.

Rice Olivey, Honeywood i Barr byli kolegami Drummonda z jednego rocznika, razem, całą czwórką, ukończyli Sandhurst, razem dostali awanse na podporuczników i przydziały w HM 66th Foot, Sześćdziesiątym Szóstym Pułku Piechoty Jej Królewskiej Mości. Było to niemal równo rok temu. Tu, na biwaku pod Kandaharem, na polowej herbatce, towarzyszył im jeszcze jeden absolwent uczelni, o rok starszy porucznik Thomas Willoughby z Queen’s Own, Trzeciego Pułku Kawalerii Bombaju, odziany, równie malowniczo jak jego hinduscy podkomendni, w szamerowany alkalak przepasany szkarłatnym kamarbandem.

Drummond w zamyśleniu bawił się uszkiem filiżanki.

– Sierżant Apthorpe z drugiej kompanii – powiedział wreszcie – użalił się mi wczoraj. Mój ojciec, sir, mówił, walczył z Ruskimi pod Inkermanem, a potem z buntownikami pod Maharajpoor. Z dumą nosi The Crimea War Medal i The Gwalior Star. I do dziś, kiedy wchodzi do „Cittie of Yorke” na High Holborn, to kłaniają mu się wszyscy przy barze. A czym ja się pochwalę po powrocie do Londynu, sir? Żem strzelał do czarnuchów, półgołych dzikusów w turbanach, uzbrojonych w zardzewiałe noże, łuki i stare pukawki? Też mi wojaczka, sir. Jeden wstyd, sir. Co my tu robimy, sir?

– Mam nadzieję – Barr napuszył się w charakterystyczny dla siebie sposób. – Mam nadzieję, że potraktowałeś go tak, jak na to zasłużył. By Jove, na psy schodzi ta armia, skoro byle sierżancina ośmiela się komentować rozkazy dowództwa. I podważać ich sens…

– Armia opiera się na sierżantach – uniósł głowę Rice Olivey. – A nie jest to armia pruska, lecz brytyjska. Brytyjski sierżant ma prawo zwrócić się z wątpliwościami do brytyjskiego oficera. A obowiązkiem oficera jest te wątpliwości rozwiać. Tak, nie inaczej, umacnia się jedność i morale wojska.

– Nie mogłeś rozwiać wątpliwości twego sierżanta, Teddy, old fellow? – zaśmiał się Honeywood. – Wyjaśnić mu sens tej wojny i Wielkiej Gry? Mając do tego gotowy tekst? Ten sam, którym stary Stewart uraczył nas w Pendżabie, w Multani? Przecież pamiętasz?

– Pamiętam.

* * *

– Panowie oficerowie!

Generał porucznik sir Donald Martin Stewart, C.B., Szkot, weteran walk w Afganistanie, Abisynii i Indiach podczas Wielkiego Buntu, przesunął cheroot z jednego kącika ust w drugi. Wreszcie, by jednak być lepiej słyszanym przez spore zgromadzenie, wyjął cygaro z zębów. Z widocznym żalem.

– Krajem, do którego rozkażę panom oficerom wkroczyć i poprowadzić wojsko – zaczął gromko, wodząc wzrokiem po otaczających go twarzach – jest Afganistan! A naszymi przeciwnikami, ludźmi, z którymi wstąpimy w bój, będą mieszkańcy Afganistanu: Pasztuni, Afridi i Ghilzai. Naszym przeciwnikiem jest Szer Ali, emir Afganistanu. Ale w rzeczywistości, panowie oficerowie, naszym wrogiem jest Rosja. Świat za mały widać jest dla dwóch imperiów, dla Albionu i Rosji, tedy konflikt między nami, zaczęty na Krymie, pod Almą, Inkermanem i Bałakławą, trwa nadal i trwać będzie. W kampanii, którą rozpoczynamy, nie przyjdzie wam, panowie oficerowie, krzyżować szabel z Kozakami. Ale walczyć, nie zapominajcie o tym nawet przez chwilę, będziecie przeciwko Rosji! Przeciwko Rosji, agresywnemu i zaborczemu mocarstwu, żądnemu władzy nad światem. My nie dokonujemy inwazji na Afganistan. My stajemy do boju, by własną piersią zasłonić i obronić przed ruskim najeźdźcą Indie! Klejnot korony brytyjskiej, drogi kamień, który parszywy Moskal chce z tej korony wydrzeć!

Generał zaciągnął się, wypuścił kłąb dymu. Potem wyjął cheroot z ust i soczyście napluł na podłogę.

– Zaczęło się – zagrzmiał, ocierając bokobrody rękawiczką – w roku 1813, po wojnie rosyjsko-perskiej i zawartym w Gulistanie traktacie pokojowym, ustępującym Rosji perskie prowincje Azerbejdżanu, Dagestanu i Gruzji. Popatrzcie sobie na mapę, panowie oficerowie. Ale mało tego było moskiewskiemu niedźwiedziowi! Parł dalej ku Indiom, zagarniając w pazury wszystko, co na drodze. Chanaty Taszkientu, Chiwy, Buchary i Samarkandy stały się częścią ruskiego imperium, teraz już granicą sięgającego Amu-darii.

– To jest The Great Game, panowie oficerowie, Wielka Gra. I oto w tej Grze nowe posunięcie ruskiego satrapy! Car Alex, ten stary pierdoła, ten kat Polski, ani myśli cicho siedzieć za Amu-darią, ostrzy zęby na Indie! A wpierw na leżący na drodze Afganistan! Car Alex zmusił emira Afganistanu do przyjęcia w Kabulu rosyjskiej misji dyplomatycznej, a wiemy, co oznaczają misje dyplomatyczne Petersburga i komu torują drogę. Zaś kiedy wicekról Indii zażądał, by emir Szer Ali przyjął również misję brytyjską, emir odmówił. Nauczymy więc afgańskiego dzikusa, co to znaczy odmawiać Brytanii. Nauczymy go, że gdy Brytania żąda, jej żądania wykonuje się w podskokach! Dwadzieścia tysięcy generała Browne’a rusza z Campbellpore i Peszawaru na fort Dżamrud i Przełęcz Chajberską, z zadaniem zajęcia Dakki i Dżalalabadu. Kolumna generała majora Robertsa zmierza z Kohatu przez Thal wprost w Dolinę Khurram, a tamtędy jak strzelił na Kabul! My zaś zabezpieczymy południe, lewą flankę armii, pomaszerujemy stąd, z Multani, przez przełęcz Bolan, zajmiemy Kwettę i Kandahar! We’ll teach the damn niggers a lesson! Damy im poczuć, jak smakuje brytyjski bagnet!