Выбрать главу

Być może tego właśnie życzył sobie Suchywilk, kiedy uciął mu prawicę jednym uderzeniem topora – długiego, żebraczego żywota na poniewierce, wśród obcych narodów. Jednak zemsta współplemieńców obróciła się na dobre. Miał swoją żebraczą miskę i wciąż wędrował pomiędzy Krainami Wewnętrznego Morza, choć zgoła inaczej niż wówczas, gdy przemierzał je w gromadzie najemników.

Najszczęśliwsze lata mojego życia, pomyślał z odrobiną zdumienia, kiedy ogarnął go wreszcie cień klasztornej bramy. Przysiadł w kucki przy samych wierzejach, oddychając głęboko i powoli, odwiązał żebraczą miseczkę i położył w pyle drogi. Nie musiał nic robić: prędzej czy później ktoś go dostrzeże i poprowadzi w głąb świątyni. Na razie wygrzewał się w północnym, bladym słońcu i marzył o wszystkich odległych krainach, do których nie zdoła już dotrzeć.

Nadal wpatrywał się przed siebie niewidzącymi oczyma, kiedy lekkie, bose stopy podeszły doń powoli po ubitym piasku. Niewiasta – czuł zapach świeżego chleba i ługowego mydła, którym szorowano posadzki. Służebna, pomyślał, czekając, aż pozdrowi go imieniem Jałmużnika i weźmie za rękę.

Jednak kobieta tylko przykucnęła obok, modlitewne paciorki u jej pasa zagrzechotały i umilkły. Płakała cichym, przytłumionym szlochem. Wyciągnął na oślep rękę i dotknął jej twarzy, młodej, nieledwie dziecięcej, a potem przesunął dłoń wzdłuż ramienia, aż do pasa, na którym zawieszono wrzeciono bogini.

– Dlaczego? – spytał, rozcierając w palcach jej łzy.

– Bo przysłano cię właśnie do nas – odparła bardzo cicho. – Bo uciekłam tak daleko, aż na sam skraj świata, a nie zdołałam się ukryć. Bo podobnemu szaleństwu nie można się wymknąć. Czy zdołasz mi przebaczyć?

– O czym mówisz, dziecko?

– O Lelce, pani treglańskiej świątyni – płakała otwarcie, coraz głośniej. – Trzy dni temu posłaniec przywiózł wieści. I obietnicę twego przyjścia, objawioną w majaku wołwy. Kazano mi cię zabić. Czy zdołasz mi przebaczyć?

Zwajca powoli opuścił rękę. Po tylu latach, pomyślał, po tylu latach ktoś wciąż chce mojej śmierci, a najwyższa kapłanka Sinoborza poi czarną krwią wiedźmy, żeby mnie odnaleźć. Nie pamiętał jej. Raz jeden był w Sinoborzu, rychło po tym, jak żalnicki kniaź umorzył córkę Krobaka i północ gotowała się na nową wojnę. Ale potem nienawiść rozeszła się jakoś, a on przepił resztę srebra w treglańskich gospodach i musiał się nająć na kolejny okręt. Nie, nie przypominał sobie żadnej kapłanki, ale kto wie? Niejedną świątynię plądrował w czasach, gdy pływał pod czerwonym znakiem Skwarny. Były też służebniczki bogów, niewolone przed samymi ołtarzami bóstw i sprzedawane w niewolę na pomorckich targach.

Właściwie pochlebiało mu, że wciąż go nienawidziła, po tylu latach.

– Opowiedz mi, dziecko – poprosił łagodnie.

– Kniaź, kniaź Krobak – zająknęła się. – Nie masz już kniazia Krobaka, ojcze. Dwa tygodnie temu, na nowiu, drużynnicy księcia pobili straże i naszli go nocą w alkierzu, pośrodku cytadeli. Straże umorzono szalejowym napitkiem, a kniazia tuzin razy ugodzono sztyletem i martwego wepchnięto do zatoki. Martwego, a w każdym razie wierzono, że nie dychał. Jednak jakimś sposobem z łaski bogini wyczołgał się na brzeg i dowlókł pod bramy przybytku. A tam… – dziewczyna zakrztusiła się szlochem – nie otwarto wierzei, ojcze. Kniaź stał pod murem świątyni, krwawiąc z tuzina ran, a Lelka nie otwarła wierzei.

Żebrak pokiwał w milczeniu głową. Stara historia, pomyślał szorstko. Synowie mordują ojców, a córki pozostawiają ich nie pogrzebane trupy krukom.

– Młodego kniazia nie było w Tregli, tak powiadają – dziewczyna uspokoiła się odrobinę, lecz jej głos drżał przy każdym słowie. – Polował. Kiedy wrócił, pokazano mu trupa ojca rozszarpanego przez pospólstwo pod świątynią. Ale ponoć to wcale nie było pospólstwo, tylko poprzebierani możni, których najwyższa kapłanka pobłogosławiła przed posągiem bogini. A teraz kniaziowski kołpak wdziano na głowę Warkowi i Lelka koronowała go w najświętszym przybytku. Ojcobójcę.

Któremu sama przygotowała drogę, pomyślał. Służki Kei Kaella zapragnęły pozbyć się starego Krobaka i dopięły swego. Ale cóż mnie po tym?

– A trzy dni temu przybył posłaniec – zaczęła na nowo kapłanka. – I oprócz wieści o śmierci kniazia, przywiózł też posłanie od pani naszego zakonu. Posłanie, w którym przepowiedziano nam twoje przyjście, ojcze, i przykazano cię zabić, kiedy tylko przestąpisz próg świątyni.

– Z powodu śmierci Krobaka? – spytał z niedowierzaniem.

– Z powodu znaku boga, który nosisz – wyszeptała kapłanka. – Muszę cię zabić, ojcze, z powodu żebraczej miski Cion Cerena, w której drzemie moc bogów. I co rychlej odesłać ją do treglańskiej świątyni.

Zwajca niespokojnie począł macać w rozgrzanym kurzu, aż natrafił na gładki, metalowy owal. Czy to możliwe, pomyślał ze zdumieniem. Czy naprawdę w tamtą noc, kiedy ślepy pełzałem po pomorckim brzegu, obdarowano mnie całą mocą Jałmużnika? Czyżbym od tuzina lat obracał w palcach nieskrępowaną potęgę boga?

Tak, znał legendę o jedenastu znakach wykutych w kuźniach Kii Krindara i ukrytych na obu brzegach Wewnętrznego Morza, po jednym w każdej krainie – oprócz żebraczej miski Cion Cerena, która nierozpoznana przemierza trakty, podobnie, jak sam Jałmużnik wędruje pod pozorem zwykłego śmiertelnika. Moje szczęście, pomyślał, moje szczęście, które spadło na mnie niespodzianie i nigdy nie odeszło. Aż do dzisiejszego dnia.

– To, co robi Lelka, jest złe – kapłanka kurczowo ścisnęła palce jego jedynej ręki. – Zawsze było. Wiedźmy, które skowytały nocami w podziemiach świątyni, i nocne narady z kniaziem, kiedy stanowili o życiu i śmierci bojarów. Wszystko nie tak… Nie tak, jak trzeba, ale kto mógł ją powstrzymać, córkę Krobaka ze srebrnym wrzecionem bogini u pasa? Która z kapłanek, co przysięgały posłuszeństwo w najświętszej sali przybytku, pod pękniętą kopułą, przez którą przeświecały gwiazdy? Ja nie potrafiłam, ojcze, i dlatego ukryłam się na samym krańcu sinoborskiego władztwa, z dala od wzroku Lelki i jej zamysłów, z dala od kniazia i jego syna. Widać jednak niedostatecznie daleko. I jeśli teraz pozwolę ci odejść, jeśli złamię przysięgę, moje bluźnierstwo będzie równie plugawe jak wszystko, co czyni Lelka. Czy rozumiesz to, ojcze? Czy rozumiesz?

Z trudem stłumił uśmiech: nie chciał jej obrazić. Po tych wszystkich latach włóczęgi z dala od Wysp Zwajeckich, gdzie nie budowano świątyń, wciąż nie rozumiał kapłanów Krain Wewnętrznego Morza. Nie umiał zgadnąć, co kazało im przywdziewać kapice z grubo uprzedzonej wełny i pędzić jałowe, smętne bytowanie w przybytkach bogów. Nawet w klasztorze Cion Cerena, gdzie przygarnięto go przeszłej zimy – braciszkowie byli bogobojnymi ludźmi, przyznawał to otwarcie, zacnymi, miłosiernymi i skłonnymi do litości. Ale cała reszta, posty, modły i wyrzeczenia… Bez dziewek, co ogrzeją zimową nocą łoże, bez gorzałki, co sprowadza na człeka wesołość i zapomnienie, bez kamratów, sprośnych przyśpiewek i gry w kości.

Nie potrafił tego pojąć.

Rozumiał jednak bardzo dobrze, że cokolwiek przygnało tę dziewczynę do zakonu Kei Kaella, być może nigdy już nie zdoła z czystym sercem przyklęknąć przed posągiem bogini – obojętne, czy złamie rozkaz Lelki, czy też wypełni go do końca.