– Jeśli panu komisarzowi nie przeszkadza, to ja zaczekam – odrzekł starszy człowiek. – Wolę być tu niż wracać tam – dodał tonem wyjaśnienia.
Bonsuan miał już tylko kilka lat do emerytury i im bliższa jawiła się ta perspektywa, tym szczersze stawały się jego wypowiedzi.
Brunetti z Vianellem nic na to nie odrzekli, ale wiadomo było, że myślą podobnie jak on. Zostawili Bonsuana i poszli w stronę campo. Tę część miasta Brunetti odwiedzał bardzo rzadko. Przychodził tu kiedyś z Paolą do małej restauracyjki, w której podawano ryby. Niestety, kilka lat temu restauracyjka zmieniła właściciela, jedzenie nie było już tak dobre, więc przestali tu bywać. Jeszcze wcześniej Brunetti miał dziewczynę, która mieszkała w tych okolicach, ale to było naprawdę bardzo dawno, za czasów studenckich, a ona umarła kilka lat temu.
Przeszli przez most i Campo San Sebastiano. Kierowali się wciąż ku Campo Angelo Raffaele. Idący przodem Vianello w pewnym momencie skręcił w lewo w calle i nagle ujrzeli rusztowanie, którego szukali; znajdowało się na fasadzie ostatniego budynku w rzędzie. Budynek miał trzy piętra i wyglądał na niezamieszkany od lat. Oznaki opuszczenia rzucały się w oczy: od ciemnozielonych okiennic odłaziła farba, marmurowe gargulce były dziurawe. Z pewnością gdy padało, woda lała się na ulicę, a może nawet ciekła do wnętrza. Z dachu zwisał kikut zardzewiałej anteny. Ten stan opuszczenia robił na rodowitych wenecjanach, którzy mieli wrodzoną smykałkę do kupowania i sprzedawania domów, naprawdę przejmujące wrażenie, nawet jeśli nie byli zainteresowani tym właśnie miejscem.
Rusztowanie również wyglądało tak, jakby je zbudowano bez żadnego celu – wszystkie okiennice były szczelnie zamknięte i najwyraźniej nie prowadzono żadnych robót. Nic też nie wskazywało, że dwa dni temu zdarzył się tu śmiertelny wypadek, choć właściwie Brunetti nie bardzo wiedział, co miałoby na to wskazywać.
Przeszedł na drugą stronę calle i oparł się o ścianę domu naprzeciw. Przyjrzał się uważnie całej fasadzie. Budynek wyglądał równie martwo, jak przed chwilą. Potem się odwrócił i przyjrzał drugiemu domowi, o którego ścianę się opierał. Ten również wyglądał na opuszczony. Spojrzał w lewo – calle kończyła się kanałem, za którym widać było duży ogród.
Vianello również obejrzał dokładnie oba budynki i ogród.
– No, szefie, to nie jest wykluczone, prawda? – stwierdził, zakończywszy inspekcję.
Brunetti skinął głową z aprobatą.
– Tak. Nikt by nic nie zobaczył. Dom naprzeciw jest pusty, ogród wygląda na opuszczony. Pewnie w ogóle nikt nie widział, jak on spadł.
– Jeśli spadł – dodał Vianello.
Zapadła cisza.
– Czy mamy w tej sprawie jakieś zgłoszenie? – spytał Brunetti po chwili.
– Nie wiem. Ktoś musiał zgłosić, że człowiek spadł z rusztowania. Pewnie przyszli Vigili Urbani* [Vigili Urbani – Straż Obywatelska; ochotnicza formacja powołana do ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego.] z San Polo, stwierdzili, że to był wypadek, i na tym się skończyło.
– Powinniśmy z nimi pogadać – rzekł Brunetti, podchodząc do bramy domu. Do żelaznej obręczy przytwierdzonej do nadproża przymocowany był łańcuch z kłódką, przytrzymujący drzwi w marmurowej framudze.
– Ale jak on w ogóle dostał się do środka? – spytał Brunetti.
– Może powiedzą nam to Vigili – odrzekł Vianello.
Vigili Urbani, niestety, nie potrafili nic wyjaśnić. Wrócili więc do łodzi i Bonsuan zawiózł ich Rio di San Agostino na posterunek niedaleko Campo San Stin. Policjant przy drzwiach rozpoznał ich i od razu zaprowadził do oficera dyżurnego, porucznika Turcatiego. Turcati miał kruczoczarne włosy i mundur uszyty na miarę. To wystarczyło Brunettiemu, żeby zwracać się do niego oficjalnie, używając stopnia.
Kiedy usiedli i Brunetti przedstawił swoją wersję wydarzeń, Turcati kazał sobie przynieść teczkę ze sprawą Rossiego. Mężczyzna, który zawiadomił o wypadku, wezwał również pogotowie ratunkowe. Ponieważ najbliższy szpital, Giustiniani, nie miał wolnej karetki, Rossi został przewieziony do Ospedale Civile.
– Posterunkowy Franchi – powiedział Brunetti, odczytawszy na raporcie. – Czy on jest teraz tutaj?
– Dlaczego to pana interesuje? – spytał porucznik Turcati.
– Chciałbym, jeśli można, zadać mu kilka pytań – odrzekł Brunetti.
– Jakich na przykład?
– Na przykład dlaczego myślał, że to był wypadek, czy może Rossi miał w kieszeni klucze od bramy, czy na rusztowaniu były ślady krwi.
– Rozumiem – odrzekł porucznik i sięgnął po słuchawkę.
Kiedy czekali na Franchiego, Turcati zaproponował im kawę, lecz i Brunetti, i Vianello odmówili.
Kilka następnych minut upłynęło na jałowej rozmowie. Po chwili do pokoju wszedł młody policjant. Blond włosy miał obcięte bardzo krótko i wyglądał, jakby dopiero od niedawna zaczął się golić. Zasalutował porucznikowi i stanął na baczność, nie patrząc ani na Brunettiego, ani na Vianella. Ach, to tak się sprawy mają, pomyślał Brunetti.
– Obecni tu panowie chcą ci zadać parę pytań, Franchi – rzekł Turcati.
Policjant przyjął swobodniejszą postawę, ale Brunetti nie zauważył, żeby się choć trochę rozluźnił.
– Tak jest, szefie – rzekł, wciąż na nich nie patrząc.
– Franchi – zaczął Brunetti. – Pański raport o znalezieniu rannego mężczyzny koło kościoła Angelo Raffaele jest bardzo klarowny, ale chciałbym panu zadać kilka drobnych pytań.
Wciąż patrząc na porucznika, Franchi odrzekł:
– Tak jest, słucham.
– Czy przeszukał pan kieszenie tego mężczyzny?
– Nie, proszę pana. Przyjechałem tam prawie równo z karetką. Sanitariusze położyli go na noszach i przenieśli na łódź.
Brunetti nie zapytał, dlaczego młodemu policjantowi zajęło tyle samo czasu przybycie z posterunku oddalonego zaledwie o dwa kroki od miejsca wypadku, co karetce, która musiała przedrzeć się przez całe miasto.
– Napisał pan w raporcie, że ten człowiek spadł z rusztowania. Zastanawiam się, czy może obejrzał pan to rusztowanie, żeby znaleźć jakieś ślady. Złamana deska? Strzępek ubrania? A może ślady krwi?
– Nie, proszę pana.
Brunetti czekał, aż młody człowiek powie coś jeszcze, ale się nie doczekał. Zadał więc kolejne pytanie:
– Dlaczego pan tego nie zrobił?
– Zobaczyłem go, jak leżał na ziemi, przy rusztowaniu. Brama była otwarta, a kiedy zajrzałem do jego portfela, zobaczyłem, że był pracownikiem Ufficio Catasto, więc pomyślałem, że pewnie przyszedł tu służbowo.
Ponieważ Brunetti milczał, dodał po chwili: – Jeśli pan rozumie, o co mi chodzi, proszę pana.
– Powiedział pan, że w momencie, kiedy pan się zjawił, przenoszono go właśnie do karetki.
– Tak.
– Więc skąd pan wziął jego portfel?
– Leżał na ziemi, pod pustą torbą po cemencie.
– A gdzie leżało ciało?
– Na ziemi, proszę pana.
– Gdzie, w jakiej odległości od rusztowania? – dopytywał cierpliwie Brunetti.
Franchi zastanowił się przez chwilę.
– Ciało leżało po lewej stronie bramy, jakiś metr od ściany, proszę pana – powiedział.
– A portfel?
– Pod torbą po cemencie, tak jak mówiłem.
– A kiedy pan znalazł ten portfel?
– Jak już go wzięli do szpitala. Uznałem, że powinienem trochę się rozejrzeć, więc wszedłem do domu. Brama była otwarta, tak jak napisałem w raporcie. Ponieważ okiennice powyżej miejsca, gdzie on leżał, były również otwarte, pomyślałem, że wszystko jest jasne, i nie wszedłem na górę. Na zewnątrz zauważyłem portfel i kiedy go podniosłem, zobaczyłem legitymację z Ufficio Catasto. Od razu pomyślałem, że był tu na jakiejś kontroli czy coś.