Выбрать главу

Brunetti przytaknął w milczeniu, czekając, żeby Patta mu wyjaśnił, czemu mówi o tym wszystkim tylko jako o jednej z możliwości.

– Zadzwonili do mnie dziś rano, jak już pan wyszedł – powiedział Patta, siadając głębiej w fotelu i spoglądając w okno.

– Czy dlatego chciał pan mnie widzieć?

– Nie, dziś rano chciałem pana spytać o coś innego. Teraz to już nieważne.

– Co powiedzieli panu przez telefon, comandante? – spytał Brunetti.

Patta odwrócił wzrok od okna.

– Powiedzieli, że w większej saszetce znaleźli czterdzieści siedem mniejszych torebek, każda z jedną tabletką ecstasy.

Brunetti starał się szybko obliczyć wartość całej znalezionej porcji narkotyków według wagi, żeby się zorientować, co ryzykuje osoba będąca w jej posiadaniu. No cóż, nie było to tak strasznie dużo i jeśli Roberto będzie konsekwentnie utrzymywał, że ktoś mu to wsunął do kieszeni, nie przypuszczał, żeby chłopcu groziło wielkie niebezpieczeństwo ze strony prawa.

– Jego odciski palców były również na małych torebkach – przerwał ciszę Patta. – Na każdej z nich.

Brunetti ledwo się powstrzymał, żeby nie wstać i nie położyć pocieszającej dłoni na ramieniu Patty. Zamiast tego odczekał chwilę i rzekł:

– Tak mi przykro, comandante.

Patta kiwnął głową, wciąż na niego nie patrząc. Nie wiadomo, czy było to oznaką przyjęcia wyrazów współczucia, czy naprawdę czuł się poruszony.

Zapadło milczenie.

– Czy to wszystko zdarzyło się w samym Jesolo czy na Lido? – spytał wreszcie Brunetti, przerywając ciszę.

Patta spojrzał na Brunettiego i potrząsnął głową tak jak bokser, który właśnie otrzymał lekki cios.

– Co? – najwyraźniej nie usłyszał pytania.

– Gdzie to się wydarzyło, w Jesolo czy na Lido?

– Na Lido.

– A gdzie został… – Brunetti zawahał się i zamiast „aresztowany” powiedział: – zatrzymany pański syn?

– No przecież panu mówię. – W głosie Patty wyczuwało się tłumioną irytację. – Na Lido di Jesolo.

– Ale w jakim miejscu? W barze? W dyskotece?

Patta zamknął oczy. Ileż czasu, pomyślał Brunetti, musiał spędzić na rozpamiętywaniu całej tej sprawy, na przypominaniu sobie szczegółów z życia syna.

– W dyskotece Luksor – powiedział w końcu.

– Ach! – wymknęło się Brunettiemu, ale to wystarczyło, żeby Patta otworzył oczy.

– O co chodzi?

Brunetti zbył pytanie stwierdzeniem:

– Nic, znałem kiedyś kogoś, kto tam bez przerwy bywał.

Znów zapadło milczenie.

– Czy skontaktował się pan z adwokatem? – spytał Brunetti.

– Tak. Z Donatinim.

Brunetti zamaskował zdziwienie krótkim „aha”, jakby było rzeczą, oczywistą, że szef wybiera adwokata, który prawie zawsze reprezentuje mafię.

– Byłbym wdzięczny, commissario… – Patta zamilkł, jakby się zastanawiał, jak sformułować dalszy ciąg zdania.

– Pomyślę nad tym wszystkim, comandante – powiedział szybko Brunetti. – I oczywiście będę milczał jak grób. – Mimo że często zachowanie Patty budziło w nim pogardę, nie mógł teraz pozwolić, żeby szef musiał go prosić o zachowanie dyskrecji.

Jakby w reakcji na obietnicę Brunettiego Patta zmusił się do wstania i odprowadził go do wyjścia. Nie wyciągnął dłoni na pożegnanie, ale wybąkał szorstko „Dziękuję” i cofnął się do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Signorina Elettra nadal siedziała za biurkiem, ale teczki z dokumentami i luźne kartki teraz zastąpiło coś błyszczącego, co wyglądało podejrzanie grubo i po bliższym zbadaniu okazało się najnowszym wiosennym numerem miesięcznika „Vogue”.

– Chodzi o jego syna? – mruknęła, podnosząc oczy znad pisma.

– Czy założyła pani podsłuch w jego biurze? – wymknęło się Brunettiemu. Chciał, żeby to zabrzmiało jak żart, ale kiedy usłyszał swoje słowa, nie był wcale pewien, czy mu się to udało.

– Nie. Dziś rano chłopiec do niego zadzwonił, bardzo zdenerwowany, a potem był telefon z policji z Jesolo. Zaraz po rozmowie z nimi Patta poprosił mnie o numer telefonu do Donatiniego.

Brunetti pomyślał, że powinien zaproponować, by rzuciła stanowisko sekretarki i zasiliła szeregi policji, ale wiedział, że nawet pod groźbą śmierci nie włożyłaby munduru.

– Czy pani go zna?

– Kogo? Donatiniego czy chłopca?

– Jednego i drugiego.

– Znam jednego i drugiego – powiedziała i mimochodem dodała: – Obydwaj są gówno warci, ale Donatini lepiej się ubiera.

– Czy powiedział pani, o co chodzi? – Brunetti wskazał głową drzwi do gabinetu vice-questore.

– On wcale nie potrzebuje mi nic mówić – odrzekła. – Gdyby to był gwałt, napisaliby w gazetach. Wiec domyślam się, że chodzi o narkotyki. Donatini z pewnością go z tego wyciągnie.

– Czy myśli pani, że on byłby zdolny do gwałtu?

– Kto, Roberto?

– Roberto.

Zastanowiła się.

– Nie, nie sądzę – stwierdziła. – Jest arogancki i zarozumiały, ale nie myślę, żeby był zupełnie zepsuty.

– A Donatini?

– Ten jest zdolny do wszystkiego – odrzekła signorina Elettra bez wahania.

– Nie wiedziałem, że pani go zna.

Spuściła oczy na żurnal i obojętnie przewróciła stronę.

– Znam – powiedziała i przewróciła następną.

– Prosił mnie o pomoc – odezwał się Brunetti.

– Kto? Vice-questore? – spojrzała na niego zaskoczona.

– Tak.

– I pomoże mu pan?

– Jeśli będę mógł – rzekł Brunetti.

Popatrzyła na niego uważnie i znów skupiła się na żurnalu.

– Koniec z kolorem szarym – powiedziała. – Myślę, że wszystkim się znudził.

Miała na sobie morelową jedwabną bluzkę i czarny żakiet ze stójką, chyba z jedwabnej surówki.

– No cóż, prawdopodobnie ma pani rację – rzekł, życząc jej miłego wieczoru, i wrócił do siebie.

Rozdział 10

Musiał zatelefonować do informacji, żeby zdobyć numer Luksoru, a kiedy się tam wreszcie dodzwonił, osoba, która odebrała telefon, oznajmiła sucho, że signora Bertocca nie ma, odmawiając podania numeru prywatnego. Brunetti nie powiedział, że jest z policji, tylko znów zadzwonił do informacji i bez żadnych problemów otrzymał numer domowego telefonu Luki.

– Palant! – wymamrotał do siebie, myśląc o pracowniku Luksoru, kiedy łączył się z domem Luki.

Po trzech sygnałach w słuchawce odezwał się głęboki, nieco ochrypły głos:

– Bertocco.

– Ciao, Luca, mówi Guido Brunetti. Jak się miewasz?

– Guido! – Oficjalny ton natychmiast się ulotnił. – Nie słyszałem cię od wieków. Co u ciebie, jak Paola i dzieci?

– Wszyscy miewają się świetnie.

– Czyżbyś się w końcu zdecydował na upojną noc w moim klubie?

Brunetti się roześmiał. Żartowali już tak z dziesięć lat.

– Nie, niestety, obawiam się, że nie, Luca. Nawet gdybym miał ochotę spędzić upojną noc w towarzystwie ludzi w wieku moich dzieci, Paola nigdy by się na to nie zgodziła.

– Boi się dymu? Mówi, że to niezdrowe?

– Nie, bardziej boi się muzyki, z tych samych zresztą powodów.

Zapadło milczenie.

– Chyba ma racje. Cóż, pewnie dzwonisz w sprawie tego aresztowanego chłopca?

– Tak. – Brunetti nawet nie udawał zaskoczenia, że Luca już o tym wie.

– To syn twego szefa, prawda?

– Wydajesz się wszechwiedzący.

– Człowiek, który prowadzi pięć dyskotek, trzy hotele i sześć barów musi być wszechwiedzący, a już na pewno musi wiedzieć, kogo u niego aresztowano.