Stąd te mapy.
– Muszę porozmawiać o tym z twoją matką – powiedział.
– O czym? – spytała Chiara, z głową w mapach i lewą ręką zajętą kalkulatorem, przyrządem, którego, pomyślał Brunetti, kapitan Aubrey na pewno by jej pozazdrościł.
– O kursie żeglarskim.
– Ah yes – powiedziała Chiara, z wielką swobodą przechodząc na angielski. – I long to sail a ship.
Brunetti machnął ręką, nalał dwa kieliszki wina i poszedł do pokoju żony. Drzwi były otwarte. Paola leżała na kanapie i czytała.
– Captain Aubrey, I presume – odezwał się na powitanie.
Odłożyła książkę, uśmiechnęła się i sięgnęła po kieliszek. Pociągnęła łyk, przesunęła się, żeby zrobić mu miejsce, a kiedy usiadł, spytała:
– Zły dzień?
Brunetti westchnął, oparł się wygodnie i przykrył ręką stopy Paoli.
– Przedawkowanie. Dwadzieścia lat. Student architektury.
Przez dłuższy czas milczeli.
– Jakie mieliśmy szczęście, że urodziliśmy się wtedy, kiedyśmy się urodzili – powiedziała Paola po chwili.
Brunetti spojrzał na nią pytająco.
– Przed narkotykami – wyjaśniła. – To znaczy zanim narkotyki zaczęły być takie popularne. Może dwa razy w całym moim życiu paliłam marihuanę. I dzięki Bogu za każdym razem bez żadnych rewelacji.
– Dlaczego dzięki Bogu?
– Bo gdyby mi się to spodobało albo gdyby podziałało na mnie tak, jak przypuszczalnie działa na ludzi, mogłabym się skusić i zapalić jeszcze raz i jeszcze. Kto wie, może potem sięgnęłabym po coś silniejszego.
Brunetti w myślach przyznał jej rację.
– A co zabiło tego chłopca?
– Heroina.
Paola wzdrygnęła się.
– Prawie całe popołudnie spędziłem z jego rodzicami – powiedział Brunetti, popijając wino. – Ojciec ma gospodarstwo rolne. Przyjechali spod Trydentu, żeby go zidentyfikować.
– Czy mają jeszcze inne dzieci?
– Wiem o młodszej siostrze, czy są jakieś inne, nie mam pojęcia.
– Mam nadzieję, że są – powiedziała Paola, dotykając go stopami. – Jesteś głodny?
– Tak, ale najpierw wezmę prysznic.
– Doskonale. Będą kiełbaski w paprykowym sosie.
– Wiem.
– Chiara cię zawoła.
Paola wstała z kanapy, odstawiła kieliszek z winem na stolik obok i poszła do kuchni szykować kolację. Brunetti został sam.
Kiedy wszyscy siedli do kolacji – Raffi wrócił do domu w momencie, gdy Paola podawała kluski – nastrój Brunettiego nieco się poprawił: Na widok dzieci, nawijających na widelce świeżo ugotowane pappardelle, ogarnęło go niemal zwierzęce poczucie bezpieczeństwa i dostatku, a ich łakomstwo było tak zaraźliwe, że sam zaczął jeść z apetytem. Paola zadała sobie trud opieczenia czerwonych papryk i zdjęcia z nich skórek, były więc miękkie i słodkie, właśnie takie, jak lubił. Kiełbaski zawierały duże ziarna czerwonego i białego pieprzu, ukryte w delikatnym mięsnym nadzieniu jak najgłębsze zasoby smaku i wydobywane na podniebienie przy pierwszym kęsie, przy czym rzeźnik Gianni nie pożałował czosnku.
Każdy wziął po dokładce, nie mniejszej, o zgrozo, niż pierwsza porcja. Potem w żołądkach zostało już tylko trochę miejsca na sałatę, lecz kiedy i tej zabrakło, wszyscy zmieścili jeszcze odrobinę świeżych truskawek z kroplą łagodnego octu.
Podczas całego posiłku Chiara nie wychodziła ze swej nowej roli sędziwego marynarza* [Aluzja do słynnej poetyckiej ballady Samuela Taylora Coleridge’a (1772-1834), czołowego angielskiego romantyka, Rymy o sędziwym marynarzu.], opowiadając bez końca o florze i faunie dalekich krajów, podając przy okazji zadziwiającą informację, jakoby większość osiemnastowiecznych marynarzy nie umiała w ogóle pływać, a zanim Paola zdążyła jej przypomnieć, że siedzą przy stole, opisała szczegółowo objawy szkorbutu.
Dzieci znikły, Raffi poszedł poślęczeć nad greckim aorystem, a Chiara, jeśli Brunetti dobrze zrozumiał, zamierzała zapoznać się z przebiegiem kolejnej katastrofy morskiej, gdzieś na południowym Atlantyku.
– Myślisz, że przeczyta wszystkie te książki? – spytał Brunetti, sącząc grappę i dotrzymując towarzystwa Paoli, która zajęła się zmywaniem.
– Mam nadzieję – odrzekła, skupiona na myciu półmiska.
– Czy ona je czyta, bo tobie się tak bardzo podobały, czy dlatego, że sama chce?
– Powiedz, ile ona ma teraz lat? – spytała Paola, odwrócona plecami i pochłonięta szorowaniem garnka.
– Piętnaście – odparł Brunetti.
– Wymień mi jakąś piętnastolatkę, jakąkolwiek piętnastolatkę, która robi to, co każe jej matka.
– Czy to znaczy, że zaczął się okres dojrzewania? – spytał Brunetti, pamiętając, że u Raffiego ten okres trwał ze dwadzieścia lat, o ile dobrze pamiętał, i nieźle dał się wszystkim we znaki.
– U dziewcząt to przebiega inaczej – powiedziała Paola, odwracając się i wycierając ręce w ścierkę. Nalała sobie kieliszek grappy i oparła się o zlew.
– Jak inaczej?
– Mają problem tylko z matką, a nie z matką i ojcem.
Brunetti zastanowił się.
– Czy to źle, czy dobrze?
Paola wzruszyła ramionami.
– To jest kwestia genów czy kultury, więc w żaden sposób tego nie ominiemy. Możemy tylko mieć nadzieję, że ten okres szybko minie.
– A jak długo on normalnie trwa?
– Aż dziewczynka skończy osiemnaście lat. – Paola wypiła kolejny łyk grappy i teraz już wspólnie zaczęli rozważać tę perspektywę.
– Może by ją oddać na ten czas do karmelitanek?
– Wątpię, czyby ją przyjęły.
– Może to dlatego Arabowie tak wcześnie wydają córki za mąż?
– Z pewnością – rzekła Paola, przypominając sobie płomienną mowę, którą tego ranka wygłosiła do niej Chiara, uzasadniając potrzebę posiadania własnego telefonu. – Z pewnością.
– Nic dziwnego, że wszyscy mówią o mądrości Wschodu.
Paola wstawiła swój kieliszek do zlewu.
– Mam jeszcze kilka prac do poprawienia. Chodź, usiądziesz koło mnie na kanapie, poczytasz sobie i zobaczysz, jak sobie radzą Grecy podczas podróży do ojczyzny.
Brunetti uśmiechnął się i ruszył za Paolą.
Rozdział 15
Następnego ranka Brunetti z dużym ociąganiem zrobił coś, co robił bardzo rzadko, a mianowicie uciekł się w sprawach zawodowych do pomocy swoich dzieci. Rafii tego dnia zaczynał zajęcia dopiero o jedenastej, a przedtem miał się spotkać z Sarą Paganuzzi, więc pojawił się na śniadaniu w doskonałym humorze, co mu się o tej porze dnia zdarzało raczej rzadko. Ponieważ Paola jeszcze spała, a Chiara była w łazience, siedzieli w kuchni tylko we dwóch, jedząc świeże drożdżówki, które Raffi przyniósł z piekarni na dole.