Выбрать главу

Brunetti siedział przy biurku i natężając wyobraźnię, zastanawiał się, co by to oznaczało, gdyby Franco Rossi w chwili śmierci miał przy sobie numer telefonu kancelarii Sandra Cappellego. Próbował przypomnieć sobie jego wizytę i wrażenie, jakie wtedy zrobił na nim ten człowiek. Z pewnością Rossi bardzo poważnie traktował swoją pracę. Trochę mu brakowało poczucia humoru i wykazywał się zbytnią jak na swój młody wiek sumiennością, ale mimo to dał się lubić i starał się być pomocny.

Na takich rozmyślaniach spędził Brunetti czas, oczekując na telefon od Gaviniego.

Kiedy rozległ się dzwonek, komisarz szybko chwycił słuchawkę.

– Brunetti!

– Commissario – rzekł Gavini. – Sprawdziłem rejestr klientów i billingi telefoniczne. Nie mieliśmy żadnego klienta o nazwisku Rossi, ale Sandro w ciągu ostatniego miesiąca przed swoją śmiercią dzwonił do Rossiego aż trzy razy.

– Dokąd? Do domu czy do biura?

– A jaka to różnica?

– Wszystko jest ważne.

– Do biura – powiedział Gavini.

– Jak długo trwały te rozmowy?

Gavini musiał mieć billingi przed sobą, ponieważ odrzekł bez wahania:

– Dwanaście minut, potem sześć, potem osiem.

Brunetti milczał.

– A co z Rossim? Sprawdził pan, czy on dzwonił do Sandra? – spytał Gavini.

– Jeszcze nie sprawdziłem – przyznał Brunetti, nieco speszony. – Będę wiedział jutro.

Nagle przypomniał sobie, że nie rozmawia z kolegą po fachu, tylko ze zwykłym adwokatem, co znaczyło, że nie musi się przed nim tłumaczyć ani tym bardziej dzielić informacjami.

– Jak nazywa się sędzia śledczy prowadzący tę sprawę? – spytał.

– Po co panu ta informacja?

– Chciałbym z nim porozmawiać – rzekł Brunetti.

Po tym stwierdzeniu zaległa dłuższa cisza.

– Czy zna pan jego nazwisko? – nie ustępował komisarz.

– Righetto, Angelo Righetto – rzucił Gavini sucho.

Lepiej nie pytać o nic więcej, pomyślał Brunetti. Podziękował Gaviniemu, nie obiecując, że zadzwoni, by mu powiedzieć o ewentualnych rozmowach telefonicznych Rossiego, i się rozłączył. Zastanawiał się, dlaczego Gavini przybrał taki lodowaty ton, podając mu nazwisko sędziego śledczego.

Zaraz potem połączył się z signoriną Elettrą i poprosił ją o wykaz wszystkich numerów telefonów, pod które dzwoniono z mieszkania Rossiego w ciągu ostatnich trzech miesięcy, oraz o sprawdzenie numerów, z którymi Rossi łączył się z biura. Elettra spytała tylko, czy ten drugi wykaz ma również obejmować trzy miesiące. Zanim odłożył słuchawkę, poprosił ją jeszcze, żeby jak najszybciej połączyła go z sędzią Angelem Righettem z Ferrary.

Mając chwilę czasu, wziął kartkę i zaczął robić listę nazwisk ludzi, którzy, jak przypuszczał, mogą mu udzielić informacji o lichwiarzach weneckich. Nie wiedział zbyt wiele o ludziach, którzy się tym parają, poza tym, że faktycznie istnieją, gnieżdżąc się w społeczeństwie jak robactwo w zepsutym mięsie. Niczym pewne gatunki bakterii rozkwitają w środowisku pozbawionym światła i powietrza. Potajemnie, w atmosferze przerażenia, jakie budzą w dłużnikach niewypowiedziane, choć wyraźne groźby, co ich czeka, jeśli spóźnią się z zapłatą, prosperują i obrastają w bogactwo. Brunettiego zastanowiło, dlaczego nie może przypomnieć sobie żadnego nazwiska, żadnej historii na ten temat, a jednocześnie uświadomił sobie, patrząc na czystą kartkę, że nie ma również pojęcia, kogo mógłby poprosić o wskazanie choćby jednej osoby zajmującej się lichwą.

Po chwili jednak przypomniał sobie nazwisko pewnej kobiety. Wyciągnął książkę telefoniczną, żeby znaleźć numer do banku, w którym pracowała. Kiedy przewracał kartki, zadzwonił telefon.

– Dottore – powiedziała signorina Elettra – mam na linii magistrato Righetta.

– Proszę mnie połączyć. – Brunetti odłożył pióro i odsunął na bok pustą kartkę.

– Righetto – usłyszał w słuchawce głęboki głos.

– Magistrato, tu mówi komisarz Guido Brunetti z Wenecji. Dzwonię do pana, bo chciałbym się czegoś dowiedzieć na temat morderstwa Alessadra Cappellego.

– Dlaczego pana to interesuje? – spytał Righetto bez śladu zaciekawienia. Mówił z akcentem, który przypominał Brunettiemu akcent z południowego Tyrolu; w każdym razie z pewnością był z Północy.

– Prowadzę tu sprawę, która mogłaby łączyć się z tamtą, i chciałbym wiedzieć, co pan ewentualnie odkrył w sprawie Cappellego – wyjaśnił Brunetti.

– Byłbym zdziwiony, gdyby jakaś inna śmierć była z tą w jakiś sposób powiązana – rzekł Righetto i zamilkł. – Najwyraźniej mamy tu do czynienia z pomyłką – oświadczył po chwili. – To znaczy oczywiście popełniono morderstwo, ale to nie Cappellego chciano zabić. Zresztą nie jesteśmy nawet pewni, czy próbowano zabić człowieka, czy tylko nastraszyć.

Wyczuwając, że powinien wreszcie jakoś zareagować na te rewelacje, Brunetti spytał:

– A co się właściwie stało?

– Celem morderców nie był wcale Cappelli, ale jego wspólnik, Gavini – wyjaśnił sędzia. – Tak w każdym razie wykazało nasze dochodzenie.

– Jak to możliwe? – spytał Brunetti, teraz już naprawdę zaciekawiony.

– Od początku zakrawało na absurd, żeby ktoś chciał zabić Cappellego – zaczął Righetto, sugerując, że fakt, iż adwokat był zdeklarowanym wrogiem lichwiarzy, nie ma tutaj żadnego znaczenia. – Zbadaliśmy jego przeszłość, przejrzeliśmy sprawy, nad którymi pracował, ale nic nie wskazuje na to, żeby popadł w konflikt z kimś, kto mógłby się posunąć do takiego czynu.

Brunetti westchnął ze zrozumieniem.

– Z drugiej zaś strony mamy jego wspólnika – ciągnął Righetto.

– Gaviniego – podpowiedział bez potrzeby Brunetti.

– Właśnie, Gaviniego. – Righetto zaśmiał się pogardliwie. – Gavini jest tu bardzo znaną postacią. To niepoprawny uwodziciel. Niestety, ma zwyczaj romansowania z mężatkami.

– Ach! – Tym razem westchnienie Brunettiego wyrażało w umiarkowanym stopniu męską wyrozumiałość. – Więc o to chodziło? – spytał, usatysfakcjonowany tym wyjaśnieniem.

– Najprawdopodobniej. W ciągu ostatnich kilku lat miał romanse z czterema kobietami, z których każda była zamężna.

– Biedaczek – skwitował Brunetti i zamilkł. Uświadomiwszy sobie komiczny wydźwięk tego, co powiedział, dodał ze śmiechem: – Może powinien był poprzestać na jednej.

– Tak, ale czy to mężczyzna o tym decyduje? – rzucił sędzia, a Brunetti wynagrodził go natychmiast wybuchem szczerego śmiechu.

– Czy orientuje się pan, o którą z nich mogło chodzić? – spytał Brunetti, zastanawiając się, jak Righetto z tego wybrnie, i od jego odpowiedzi uzależniając dalszy kierunek dochodzenia.

Righetto zamilkł, jakby się zastanawiał.