Выбрать главу

– To jest chyba standardowa formuła w tego rodzaju dokumencie. – Brunetti, mając nadzieję, że trafił w dziesiątkę, na gwałt próbował sobie przypomnieć stare wykłady z prawa cywilnego.

– Ta część, która mówi o stanie fizycznym, tak, z pewnością. Ale nie ta, która mówi o stanie prawnym. W każdym razie nie w świetle następnego zdania. – Rossi znów otworzył papierową teczkę i zaczął szukać w tekście. – „Wobec braku condono edilizio* [Condono edilizio – zdjęcie lub darowanie długu albo zaciągniętego kredytu ciążącego na budynku w związku z budową.] kupujący przyjmuje całkowitą odpowiedzialność za uzyskanie takowego w wymaganym czasie i tym samym zwalnia sprzedającego z ponoszenia jakiejkolwiek odpowiedzialności w tym względzie czy skutków, które mogłyby obciążyć prawny status mieszkania w razie nieotrzymania rzeczonego condono”.

Rossi podniósł głowę znad papierów i popatrzył na Brunettiego z prawdziwym smutkiem. Najwyraźniej ubolewał nad tym, że ktoś w ogóle mógł podpisać podobny dokument.

Brunetti zaś nie przypominał sobie w ogóle owego zdania. Faktycznie w tamtym czasie obydwoje z Paolą tak pragnęli tego mieszkania, że bez zastanowienia robił i podpisywał wszystko, co mu tylko podsunął notariusz.

Rossi popatrzył na okładkę z nazwiskiem.

– Czy pan sam wybrał tego notariusza? – spytał Brunettiego.

Brunetti nie pamiętał. Poszedł za wzrokiem Rossiego.

– Nie, doradził go poprzedni właściciel mieszkania. Dlaczego pan pyta?

– Bez specjalnego powodu – odpowiedział trochę za szybko Rossi.

– Ale dlaczego? Czy pan go zna?

– Wydaje mi się, że on już nie pracuje jako notariusz – powiedział Rossi cicho.

Cierpliwość Brunettiego wreszcie się wyczerpała.

– Chciałbym się dowiedzieć, co to wszystko znaczy, signor Rossi – rzekł. – Czy ktoś kwestionuje nasze prawo własności?

Na twarz Rossiego znów wypłynął nerwowy uśmieszek.

– Obawiam się, że to jest nieco bardziej skomplikowane, signor Brunetti – rzekł.

Brunetti nie miał pojęcia, co mogło być jeszcze bardziej skomplikowane.

– A więc o co chodzi? – spytał zniecierpliwiony.

– Obawiam się, że to mieszkanie po prostu nie istnieje.

Rozdział 2

– Co pan przez to rozumie, że nie istnieje?! – wykrzyknął Brunetti, nie próbując nawet opanować oburzenia, które słyszał we własnym głosie.

Przestraszony Rossi odchylił się na krześle do tylu. Zupełnie nie rozumiał gwałtownej reakcji Brunettiego, rozmawiali przecież o faktycznym stanie rzeczy. Uspokoił się dopiero, kiedy zobaczył, że Brunetti nie zamierza rzucić się na niego z pięściami.

– Chciałem tylko powiedzieć, signor Brunetti, że to mieszkanie nie istnieje z naszego punktu widzenia – rzekł, wyrównując dokumenty, które trzymał na kolanach.

– Co to znaczy z waszego punktu widzenia?

– To, że w naszych aktach nie ma śladu jego istnienia. Nie ma żadnych podań o pozwolenie na budowę, nie ma planów ani protokołu odbioru. Krótko mówiąc, nie ma żadnych dowodów, że to mieszkanie zostało kiedykolwiek zbudowane. – Położył dłoń na szarej teczce, którą dostał od Brunettiego. – I u pana też, niestety, nic tego nie potwierdza.

Brunettiemu przypomniała się historia, którą kiedyś opowiedziała mu Paola, o spotkaniu angielskiego pisarza z pewnym filozofem, który utrzymywał, że rzeczywistość nie istnieje. Wtedy pisarz kopnął leżący obok kamień i spytał filozofa: „To co w takim razie kopnąłem?” Mimo że Brunetti nie za bardzo orientował się w kompetencjach urzędów weneckich, wiedział, że Ufficio Catasto zajmuje się głównie przechowywaniem ksiąg wieczystych. Popatrzył na Rossiego badawczo.

– Czy to normalne, że pańskie biuro interesuje się tym wszystkim? – spytał.

– Teraz już tak – odrzekł Rossi z nieśmiałym uśmiechem, jakby doceniał fakt, iż znajomość rzeczy pozwala Brunettiemu zadać podobne pytanie. – Gdyż zlecono nam sporządzenie komputerowej listy tych mieszkań weneckich, które Komisja Sztuk Pięknych zaliczyła w poczet zabytków. Pański budynek należy do tej grupy. Zbieramy wszystkie dokumenty rozsiane po różnych urzędach w całym mieście. Od dziś te akta będą u nas. Tak scentralizowany system pozwoli zaoszczędzić mnóstwo czasu.

Dwa tygodnie temu, pomyślał Brunetti, obserwując pełen satysfakcji uśmieszek Rossiego, „II Gazzettino” wydrukowała artykuł, który informował, że z powodu braku funduszy wstrzymuje się dragowanie kanałów miejskich.

– O ile mieszkań chodzi? – spytał.

– Och, nie wiemy. To jest jeden z powodów sporządzania listy.

– A kiedy zaczęliście ją sporządzać?

– Jedenaście miesięcy temu – odpowiedział Rossi tak prędko, że Brunetti był pewien, iż młody człowiek zna dokładną datę rozpoczęcia tej akcji.

– Jak dużo akt skompletowaliście do tej pory?

– No, ponieważ niektórzy z nas dobrowolnie postanowili pracować w soboty, z pewnością ponad sto. – Rossi nawet nie próbował ukryć dumy.

– A ile osób przy tym pracuje?

Rossi zaczął na palcach liczyć swoich kolegów.

– Wydaje mi się, że jest nas ośmiu.

– Ośmiu – powtórzył Brunetti i zamyślił się. – Mógłbym wiedzieć, co to wszystko ma ze mną wspólnego? – spytał po chwili.

– Jeśli brakuje nam jakichś dokumentów, zwracamy się przede wszystkim do właściciela danego mieszkania – padła natychmiastowa odpowiedź. – W tych papierach jednak nic nie ma. – Rossi wskazał palcem cienką teczuszkę Brunettiego. – Jest tylko notarialny akt przekazania tytułu własności, więc musimy założyć, że poprzedni właściciele nie przekazali panu żadnych dokumentów związanych z budową tego mieszkania. Co oznacza – dodał – że albo zaginęły, albo nigdy nie istniały.

Brunetti milczał.

– Jeśli zaginęły i jeśli pan utrzymuje, że nigdy ich nie miał, to musiały zaginąć w jednym z biur miejskich.

– W takim razie co pan zamierza zrobić, żeby je odnaleźć?

– Ach – zaczął Rossi. – To nie takie proste. Nie mamy obowiązku przechowywać odpisów. Kodeks cywilny mówi jasno, że odpowiedzialny za posiadanie tych dokumentów jest właściciel mieszkania. Jeśli pan nie ma kopii, nie może pan oskarżać nas o ich zagubienie. Rozumie pan, o co mi chodzi. – Rossi uśmiechnął się nieznacznie. – My zaś nie możemy wszcząć poszukiwań, bo szkoda poświęcać czas naszych ludzi na bezcelowe działania. W wypadku, gdyby takie dokumenty nie istniały, rozumie pan – dodał, gdy Brunetti przeszył go wzrokiem.

Brunetti zagryzł dolną wargę.

– A gdyby się okazało, że one wcale nie zginęły, tylko nigdy nie istniały?

Rossi stuknął w tarczę swego zegarka, starając się przesunąć go dokładnie na środek przegubu.

– To oznaczałoby, signore – popatrzył na Brunettiego – że nigdy nie wydano pozwolenia na budowę oraz że nie istnieje żaden protokół odbioru.

– Co jest zupełnie możliwe, prawda? – wpadł mu w słowo Brunetti. – Zaraz po wojnie strasznie dużo budowano.

– Tak – westchnął Rossi z fałszywą skromnością człowieka, który doskonale o tym wie, gdyż przez cały czas nie boryka się z niczym innym. – Ale bez względu na to, czy to były niewielkie prace restauracyjne, czy też poważne renowacje, większość z nich posiada condono edilizio i tym samym status prawny, przynajmniej wobec naszego urzędu. Tu nie ma żadnego condono edilizio – rzekł, machając ręką w kierunku urągających prawu ścian, podłóg i sufitów.