Brunetti nie był ani trochę zaskoczony, że notariusze maczają palce w takim podejrzanym interesie jak ten, ale zdziwiły go te trzy nazwiska – jeden z nich był członkiem zakonu kawalerów maltańskich, a drugi byłym radcą miejskim.
– No dobrze – rzekł Danilo. – Chodź, napijemy się czegoś i opowiesz mi, po co ci te wszystkie informacje. – Widząc minę Brunettiego, szybko się poprawił: – Albo i nie opowiesz.
Poszli do Rosa Salva po drugiej stronie calle. Brunetti powiedział mu jedynie, że interesuje go działalność weneckich lichwiarzy, balansująca na granicy prawa. Klientkami Danila były przeważnie starsze kobiety i niemal wszystkie się w nim podkochiwały, toteż docierał do niego nieprzerwany strumień plotek. Przyjacielski i cierpliwy, zawsze gotów ich wysłuchać, stał się z biegiem lat istną skarbnicą krążących w mieście pogłosek i insynuacji i od dawna był dla Brunettiego nieocenionym źródłem informacji. Podał mu nazwiska kilku najbardziej znanych lichwiarzy, ze szczegółami opisując ich stan majątkowy.
Biorąc pod uwagę nastrój Brunettiego i jego poczucie zawodowej dyskrecji, Danilo podzielił się z nim najświeższymi plotkami, świadom, że komisarz nie będzie mu zadawał dodatkowych pytań. W pewnej chwili zerknął na zegarek.
– Muszę już lecieć – powiedział. – Jadamy o ósmej.
Razem doszli aż do Rialto, rozmawiając na zwykłe tematy. Pożegnali się przy moście, jednemu i drugiemu spieszno było na domową kolację.
Już od paru dni Brunettiemu kołatały się po głowie bezładne strzępy informacji, które międlił w myślach bez końca, próbując je ułożyć w jakiś spójny wzór. Doszedł do wniosku, że pracownicy Ufficio Catasto muszą wiedzieć o każdej planowanej renowacji domu, jak również o tym, komu wymierzono grzywnę za nielegalne przeróbki dokonane w przeszłości. Prawdopodobnie znali też wysokość kar. Może nawet sami wyznaczali ich wysokość. Musieli jedynie sprawdzić, jaka jest kondycja finansowa przyłapanych właścicieli – a to nie stanowiło wielkiego problemu. Z pewnością pod tym względem signorina Elettra nie jest jedynym geniuszem w mieście. A potem każdemu, kto narzekał, że nie ma pieniędzy na zapłacenie grzywny, wystarczyło doradzić, by skontaktował się z Volpatami.
Najwyższy czas odwiedzić Ufficio, pomyślał Brunetti.
Następnego ranka, kiedy dotarł do komendy tuż po wpół do dziewiątej, dyżurny policjant powiadomił go, że chwilę wcześniej była jakaś młoda kobieta, która chciała się z nim zobaczyć. Nie, nie wyjaśniła, w jakiej sprawie, a dowiedziawszy się, że Brunettiego jeszcze nie ma, powiedziała, że pójdzie na kawę i wróci za jakiś czas. Komisarz poprosił młodego człowieka, żeby przyprowadził kobietę do niego, jak tylko się pojawi.
Znalazłszy się w biurze, przerzucił pierwsze strony „Il Gazzettino” i właśnie myślał o tym, żeby wyjść gdzieś na kawę, kiedy w drzwiach stanął dyżurny, przepuszczając młodą kobietę, a właściwie dziewczynę, zasalutował i przed odejściem zamknął drzwi. Widząc, że dziewczyna wciąż tkwi przy wejściu, jakby się obawiała wejść dalej, komisarz przywołał ją gestem.
– Proszę się rozgościć, signorina – powiedział, zasiadając na swym miejscu za biurkiem.
Dziewczyna przeszła przez pokój i przysiadła skromnie na brzegu krzesła. Brunetti rzucił jej szybkie spojrzenie, po czym pochylił się i przesunął jakąś kartkę z jednej strony biurka na drugą. Chciał dać dziewczynie trochę czasu, żeby poczuła się swobodniej.
Po chwili znów na nią spojrzał i uśmiechnął się do niej zachęcająco. Siedziała przed nim szatynka ostrzyżona na chłopca, w dżinsach i jasnoniebieskim swetrze. Miała piwne oczy i rzęsy tak gęste, że Brunettiemu wydały się sztuczne, zanim spostrzegł, że była w ogóle nieumalowana. Wydawała mu się ładna, choć nie odbiegała urodą od większości młodych dziewcząt: była drobnej budowy, miała prosty nosek, gładką skórę i małe usta. Gdyby zobaczył ją w barze pijącą kawę, nie zwróciłby pewnie na nią uwagi, ale widząc ją tutaj, poczuł się niemal szczęśliwy, że mieszka w kraju, gdzie jest tyle ładnych dziewcząt, a piękne też nie należą do rzadkości.
Dziewczyna odchrząknęła raz, potem drugi i powiedziała:
– Jestem przyjaciółką Marca.
Miała wyjątkowo piękny głos, niski, melodyjny i bardzo zmysłowy, pasujący raczej do dojrzałej kobiety, której nie brakowało w życiu uciech.
Brunetti czekał, żeby powiedziała coś więcej, ale ponieważ milczała, spytał:
– W jakim celu pani do mnie przyszła, signorina?
– Chcę panu pomóc znaleźć ludzi, którzy go zabili.
Starając się zachować nieporuszoną twarz, przetrawiał w myśli informację, że to musi być ta dziewczyna, która dzwoniła do Marca z Wenecji, kiedy był u rodziców.
– To pani jest tym drugim króliczkiem? – spytał życzliwie.
Pytanie nieco ją spłoszyło. Splotła ręce na piersiach i zacisnęła usta, co faktycznie upodobniło ją do królika.
– Skąd pan o tym wie?
– Widziałem jego rysunki. Uderzył mnie zarówno jego talent, jak i wyraźne zamiłowanie do królików.
Dziewczyna spuściła głowę i z początku Brunetti pomyślał, że się rozpłakała. Ale nie; uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Opowiedziałam kiedyś Marcowi, że kiedy byłam mała, miałam króliczka. Wtedy on powiedział, że jego ojciec zawsze strzelał do królików albo je truł, bo uważał, że na wolności to prawdziwe szkodniki. Marco tego nienawidził.
– Rozumiem.
Zapadła cisza. Po chwili, tak jakby nie było mowy o królikach, dziewczyna rzekła:
– Wiem, kim oni są.
Nerwowo wykręcała ręce, ale jej głos pozostał spokojny, prawie uwodzicielski. Brunettiemu przyszło na myśl, że jest zupełnie nieświadoma jego mocy i piękna. Skinieniem głowy zachęcił ją do mówienia.
– To znaczy wiem, kto sprzedał narkotyki Marcowi – rzekła. – Nie wiem, jak się nazywają ci, od których kupuje, ale jeśli go pan porządnie nastraszy, to panu powie.
– Obawiam się, że straszenie ludzi nie jest moim zawodem. – Brunetti uśmiechnął się, chcąc, aby to była prawda.
– Mówiłam o takim nastraszeniu, żeby przyszedł do pana i powiedział wszystko, co wie. Zrobi to, jeśli będzie myślał, że pan wie, kim on jest, i w każdej chwili może go pan dopaść.
– Jeśli pani poda mi jego nazwisko, signorina, możemy go po prostu wezwać na przesłuchanie.
– Czy nie byłoby lepiej, żeby zgłosił się sam i dobrowolnie panu o wszystkim powiedział?
– Z pewnością tak byłoby…
Przerwała mu.
– Wie pan, ja nie mam żadnego dowodu. Nie mogę zaświadczyć, że widziałam, jak on sprzedawał to Marcowi, ani że Marco mi powiedział, że kupił to od niego. – Poruszyła się niespokojnie na krześle i złożyła ręce na udach. – Ale ja jestem pewna, że on by tu przyszedł, gdyby nie miał innego wyjścia, no i wiedząc, że nic mu za to nie grozi.
Taką troskę mogą tłumaczyć tylko więzy rodzinne, uświadomił sobie Brunetti.
– Przepraszam, ale pani mi się nie przedstawiła, signorina?
– Nie zamierzam się panu przedstawiać. – Słodycz z jej głosu nagle się ulotniła.
Brunetti uniósł dłonie z rozsuniętymi palcami, dając do zrozumienia, że zostawia jej wolny wybór. – Ma pani do tego prawo, signorina. W takiej sytuacji powinna pani jednak skłonić tę osobę, by mnie odwiedziła.
– On mnie nie posłucha. Nigdy mnie nie słuchał – powiedziała niewzruszona.
Brunetti rozważał, jakie ma możliwości. Spojrzał na swoją obrączkę, zauważył, że była cieńsza niż ostatnim razem, kiedy jej się przyglądał, coraz bardziej zniszczona przez czas. Popatrzył na dziewczynę.