Выбрать главу

– A komu oni to wszystko sprzedają? – spytał Brunetti, choć lata doświadczenia podsuwały mu odpowiedź.

– Jak dotąd sprzedali dwa mieszkania radcom miejskim i dwa funkcjonariuszom Guardia di Finanza. Zawsze ze stratą, zwłaszcza to, które zostało sprzedane pułkownikowi. No i… – Elettra przewróciła kartkę i wskazała wiersz u góry następnej strony – wydaje się również, że sprzedali dwa mieszkania Fabriziowi dal Carlo.

Brunetti westchnął. Oderwał wzrok od dokumentów.

– A czy pani przypadkiem…?

Uśmiech Elettry był niczym błogosławieństwo.

– Wszystko jest tutaj. Zeznania podatkowe, wykaz posiadanych nieruchomości, konta w banku jego i żony. Wszystko.

– No i? – spytał, powstrzymując się od spojrzenia w dokument, żeby zostawić Elettrze przyjemność pochwalenia się wykonaną pracą.

– Tylko cud mógłby uratować go od kontroli skarbowej – powiedziała, stukając palcem w kartki leżące na biurku.

– Jak to możliwe, że przez te wszystkie lata nikt tego nie zauważył? Mam na myśli i dal Carla, i Volpatów.

– Nikt nie zauważy, dopóki radcy miejscy mogą korzystać z tak preferencyjnych cen. – Elettra wróciła do pierwszej strony. – Radcy miejscy i pułkownicy Guardia di Finanza.

– Tak – zgodził się Brunetti, zamykając teczkę ze znużonym westchnieniem. – I pułkownicy. – Wsunął teczkę pod pachę. – Co z ich telefonem?

Signorina Elettra prawie się uśmiechnęła.

– Nie mają telefonu!

– Jak to?

– W każdym razie ja nie znalazłam. Nie ma numeru zarejestrowanego na ich nazwisko ani na ich adres. Albo są za skąpi i nie chcą płacić rachunków telefonicznych, albo mają komórkę zarejestrowaną na kogoś innego.

Brunettiemu trudno było sobie wyobrazić, że ktoś może w dzisiejszej dobie funkcjonować bez telefonu, zwłaszcza zaś ludzie, którzy handlują nieruchomościami i trudnią się pożyczaniem pieniędzy, i w związku z tym muszą mieć ciągły kontakt z prawnikami, urzędami miejskimi i notariatami. Poza tym rezygnacja z posiadania telefonu dowodziłaby już patologicznego skąpstwa.

Widząc, że jeden z możliwych kierunków dochodzenia jest wyeliminowany, Brunetti wrócił do sprawy morderstwa dwojga narkomanów.

– Czy mogłaby pani sprawdzić, czy mamy jakieś informacje na temat Gina Zecchina? Będę bardzo wdzięczny – rzekł.

Elettra kiwnęła głową. Znała już to nazwisko.

– Jeszcze nie wiemy, kim jest dziewczyna – powiedział i w tej samej chwili pomyślał, że być może nigdy się tego nie dowiedzą. Nie wyraził jednak głośno swoich wątpliwości. – W każdym razie proszę mnie zawiadomić, jeśli pani coś znajdzie.

– Oczywiście, commissario – odrzekła signorina Elettra, odprowadzając go wzrokiem, gdy szedł do drzwi.

Znalazłszy się w swoim gabinecie, postanowił rozwinąć kampanię dezinformacji, którą miał zapoczątkować artykuł w jutrzejszych gazetach, i następne półtorej godziny spędził przy telefonie. Korzystając ze swojego spisu telefonów lub prosząc znajomych o udostępnienie potrzebnych numerów, starał się nawiązać kontakt z różnymi osobami działającymi po obu stronach prawa. Pochlebstwem, obietnicą ewentualnej przysługi, a raz nawet otwartą groźbą, przekonał tych i owych, żeby rozgłaszali, iż zabójcę czeka powolna i straszliwa śmierć wskutek ugryzienia przez broniącą się ofiarę. Nie ma właściwie nadziei, choroba jest nieuleczalna, ale czasem, bardzo rzadko, jeśli osoba zakażona podda się natychmiastowemu leczeniu eksperymentalną techniką, nad którą pracuje laboratorium immunologii w Ospedale Civile i która jest stosowana na oddziale pogotowia tegoż szpitala, jest szansa powstrzymania infekcji. W przeciwnym razie śmierć jest nieunikniona i nagłówek artykułu stanie się rzeczywistością.

Nie mógł przewidzieć efektów swego działania, wiedział tylko, że to wszystko dzieje się w Wenecji, mieście plotki, którego mieszkańcy bezkrytycznie wierzą w słowo drukowane, a jeszcze bardziej w to, co się szepcze do ucha.

Wybrał numer centrali szpitala, chcąc rozmawiać z dyrektorem, ale w ostatniej chwili zmienił zamiar i zamiast dyrektora poprosił dottore Carrara w Pronto Soccorso* [Pronto Soccorso – pogotowie ratunkowe.].

– Carraro – usłyszał w słuchawce suche szczeknięcie, kiedy wreszcie go połączono; doktor niedwuznacznie dawał do zrozumienia, że jest bardzo zajęty i nie należy go odrywać od obowiązków i trzymać przy telefonie z powodu głupich pytań, bo może to narazić jego pacjentów na śmierć.

– Ach, dottore! – zaczął Brunetti. – Jak miło znów z panem rozmawiać.

– Kto mówi? – spytał Carraro tym samym niegrzecznym, wojowniczym tonem.

– Commissario Brunetti. – Komisarz zaczekał, aż do świadomości rozmówcy dotrze jego nazwisko.

– A, tak, witam, commissario! – W głosie lekarza nastąpiła niewyobrażalna zmiana.

– Dottore, wydaje mi się, że mógłbym panu pomóc – oznajmił Brunetti. Odczekał chwilę, spodziewając się, że Carraro okaże zaciekawienie. Ten jednak milczał. – Musimy podjąć decyzję, czy przekażemy wyniki naszego dochodzenia sędziemu śledczemu. Cóż, to znaczy – poprawił się z uśmieszkiem służbisty – musimy wydać zalecenie, czy kontynuować śledztwo i wszcząć przeciwko panu postępowanie karne.

W słuchawce dobiegł go głośny oddech Carrara.

– Oczywiście, co do mnie, jestem przekonany, że nie ma takiej potrzeby. Wypadki przecież się zdarzają. Ten człowiek i tak by umarł. Moim zdaniem nie ma potrzeby przysparzać panu kłopotów, nie warto też, by policja traciła czas na dochodzenie, które nic nie wykaże.

Po drugiej stronie wciąż panowała cisza.

– Jest pan tam, dottore? – zapytał Brunetti ciepło.

– Tak, oczywiście, że jestem – powiedział Carraro swoim odmienionym, łagodnym głosem.

– Dobrze. Byłem pewien, że ucieszy pana ta wiadomość.

– Tak, jak najbardziej.

– Ponieważ już rozmawiamy – powiedział Brunetti, dając do zrozumienia, że to, co teraz powie, to przemyślany zamiar, a nie propozycja, która dopiero co przyszła mu do głowy. – Zastanawiam się, czy mógłbym pana poprosić o przysługę.

– Słucham, commissario.

– W najbliższym czasie na oddział pogotowia powinien zgłosić się mężczyzna z pogryzioną dłonią lub przedramieniem. Prawdopodobnie powie, że ugryzł go pies, chociaż może też powiedzieć, że zrobiła mu to jego dziewczyna.

Carraro milczał.

– Czy pan słucha, dottore? – spytał Brunetti, podnosząc nieco głos.

– Tak.

– Doskonale. Jak tylko ten człowiek się do pana zgłosi, natychmiast proszę zadzwonić do komendy. Natychmiast! – powtórzył i podał mu numer. – Gdyby pana nie było, proszę przekazać tę informację lekarzowi, który pana zastępuje.

– A co mamy z nim zrobić w czasie, kiedy będziemy na pana czekać? – spytał Carraro, znów burkliwym tonem.

– Za wszelką cenę ma pan go przytrzymać, dottore. Niech pan skłamie i wymyśli jakąś formę leczenia, wszystko jedno co, bylebyśmy zdążyli przyjechać. Pod żadnym pozorem ten człowiek nie może opuścić szpitala.

– A jeśli nie dam rady go zatrzymać? – spytał Carraro.

Brunetti miał wątpliwości, czy lekarz go posłucha, i uznał, że najlepiej będzie skłaniać.

– Policja może w każdej chwili zająć się badaniem szpitalnej kartoteki, dottore; to ja decyduję o tym, kiedy zakończy się śledztwo w sprawie okoliczności śmierci Rossiego – powiedział z naciskiem, by uwiarygodnić to drobne kłamstwo. Odczekawszy chwilę, dorzucił: – Proszę pamiętać, bardzo liczę na pana współpracę.