Выбрать главу

Dolfin zamilkł i wyglądało, jakby rozważał możliwe konsekwencje takiego obrotu spraw.

– I?

– Powiedziałem mu, że nie mam pieniędzy, że zawsze wszystko oddaję Loredanie. Ona nimi rozporządza. – Dolfin znowu lekko uniósł się z krzesła i zaczął kręcić głową, jakby opędzając się od jakiegoś hałasu.

– I? – powtórzył Brunetti tym samym obojętnym tonem.

– Oczywiście powiedziałem wszystko Loredanie. No i wróciliśmy tam.

– Wróciliśmy? – wpadł mu w słowo Brunetti i natychmiast pożałował i swego odruchu, i pytania. Dolfin wciąż kręcił dziwnie głową, ale słysząc pytanie Brunettiego, a może ton jego głosu, przestał. Cała jego ufność nagle się ulotniła i na oczach komisarza w jednej chwili przeszedł do obozu wroga.

Na minutę zapadła cisza.

– Signor conte? – odezwał się Brunetti.

Dolfin potrząsnął stanowczo głową.

– Signor conte, powiedział pan, że wrócił pan do budynku w czyimś towarzystwie. Czy może mi pan powiedzieć, w czyim?

Mężczyzna oparł się łokciami o stół, spuścił głowę i zatkał uszy. Gdy Brunetti zaczął do niego mówić, gwałtownie pokręcił głową. Zły na siebie, że wepchnął go w czeluść, z której nie ma szans go wydobyć, Brunetti wstał i wiedząc, że nie ma wyboru, poszedł zadzwonić do siostry conte Dolfina.

Rozdział 25

Odebrała telefon, mówiąc:

– Ca Dolfm. – Tylko tyle, nic więcej, lecz Brunettiego tak zaskoczył ten dźwięk fałszywie brzmiącej fanfary, że dopiero po chwili był w stanie się przedstawić i wyjaśnić, po co dzwoni. Jeśli to, co usłyszała, w jakikolwiek sposób ją poruszyło, dobrze to ukryła, powiedziała jedynie, że zadzwoni do swojego adwokata i jak najprędzej przyjdzie do komendy. Nie zadawała żadnych pytań i nie okazała żadnej ciekawości, dowiedziawszy się, że jej brat jest przesłuchiwany w związku z morderstwem. Brunetti miał wrażenie, że potraktowała jego telefon jak każdy inny telefon służbowy, na przykład w sprawie pomyłki w tekście sprawozdania czy złego wydruku planów budowy. Ponieważ Brunetti, o ile było mu wiadomo, nie pochodził w prostej linii z rodziny dożów, nie miał pojęcia, jak tacy ludzie reagują na wiadomość, że w rodzinie jest morderca.

W każdym razie nie tracił czasu na rozważanie, czy signorina Dolfin jest wmieszana w coś tak prostackiego jak korupcja panosząca się w Ufficio Catasto. „Delfinowie nie robią nic dla pieniędzy” – w tę dewizę Brunetti wierzył absolutnie. To na pewno dal Carlo, udający naiwniaka, który nie wie, czy ktoś w jego urzędzie dałby się przekupić, był motorem machiny łapowniczej odkrytej przez Rossiego.

Co ten biedny, głupi i na swoje nieszczęście uczciwy Rossi uczynił – czy pokazał dal Carlowi zebrane dowody, czy zagroził mu denuncjacją na policji? I czy uczynił to przy otwartych drzwiach do pokoju cerbera w wełnianym bliźniaku, z fryzurą sprzed dwudziestu lat i tak samo starą niespełnioną miłością? A Cappelli? Czy to rozmowy telefoniczne z Rossim przyspieszyły jego śmierć?

Nie miał wątpliwości, że Loredana Dolfin zawczasu pouczyła brata, co ma mówić w wypadku, gdyby był przesłuchiwany. Przecież go ostrzegła, żeby nie szedł do szpitala. Nie użyłaby słowa „pułapka”, gdyby nie wiedziała, skąd brat ma ten wymowny ślad po ugryzieniu na ręce. A on, biedaczek, tak się przestraszył zakażenia, że nie posłuchał jej przestrogi i wpadł prosto w sidła Brunettiego.

I podczas przesłuchania przerwał swoją spowiedź dokładnie w momencie, kiedy zaczął używać liczby mnogiej. Brunetti wiedział, kim jest ta druga osoba, ale wiedział też, że jak tylko adwokat Loredany skontaktuje się z Giovannim, zniknie szansa wypełnienia luk w jego zeznaniach.

Niecałą godzinę później uprzedzono go przez telefon, że na dole czekają signorina Dolfin i avvocato Contarini. Poprosił, by przyprowadzono ich do niego.

Pierwsza weszła ona. Towarzyszył jej jeden z umundurowanych policjantów, którzy stali na warcie przed głównym wejściem do komendy. Za nią wszedł gruby i nieodmiennie uśmiechnięty Contarini, znany z tego, że zawsze potrafi znaleźć jakiś kruczek prawny, aby rozstrzygnąć sporną kwestię na korzyść klienta.

Brunetti nie podał ręki żadnej z osób, zaproponował tylko, by usiedli, a sam wrócił na swoje miejsce za biurkiem.

Przyjrzał się signorinie Dolfin. Siedziała prosto jak struna, nie dotykając plecami oparcia, z dłońmi zgrabnie splecionymi na torebce położonej na kolanach. Milcząc, odwzajemniła mu spojrzenie. Wyglądała zupełnie tak samo jak wtedy, kiedy widział ją w biurze – energiczna, starzejąca się kobieta, po części tylko zainteresowana tym, co się dzieje wokół niej.

– A więc co pan odkrył w sprawie mojego klienta, commissario? – spytał go Contarini, uśmiechając się życzliwie.

– Podczas zarejestrowanego na taśmie przesłuchania, przeprowadzonego dzisiejszego popołudnia tutaj, w komendzie, podejrzany przyznał się do zabicia Franca Rossiego, urzędnika Ufficio Catasto, gdzie obecna tu signorina Dolfin – Brunetti wskazał siostrę Giovanniego ruchem głowy – pracuje jako sekretarka.

Na Contarinim nie zrobiło to żadnego wrażenia.

– Czy to wszystko? – spytał.

– Zeznał również, że potem wrócił na miejsce zbrodni w towarzystwie mężczyzny, który nazywa się Gino Zecchino, i że razem zniszczyli dowody przestępstwa. Następnie powiedział, że Zecchino go szantażował.

Wydawało się, że nic z tego, co mówił Brunetti, w najmniejszym stopniu nie interesuje tych dwojga.

– Zecchina i niezidentyfikowaną młodą kobietę znaleziono martwych w tym samym budynku, z którego wypadł Rossi.

Kiedy Contarini uznał, że Brunetti skończył, zaczął przeglądać jakieś papiery, które wyjął z teczki. Komisarz z przerażeniem uświadomił sobie, że pedantyczne ruchy adwokata są uderzająco podobne do ruchów, które kiedyś zaobserwował u Rossiego. Z lekkim, wyrażającym zadowolenie chrząknięciem Contarini wyłuskał dokument, którego szukał, i wyciągnął ponad biurkiem w stronę Brunettiego.

– Jak pan za chwilę zobaczy, commissario – rzekł, wskazując palcem pieczęć u góry dokumentu, lecz nie wypuszczając go jeszcze z rąk – jest to zaświadczenie z Ministerstwa Zdrowia sprzed ponad dziesięciu lat. – Przysunął fotel bliżej biurka i ciągnął dalej, wciąż nie podając dokumentu komisarzowi, a jedynie podsuwając mu kartki pod nos. – Z zaświadczenia tego wynika, że Giovanni Dolfin jest… – przerwał, posyłając Brunettiemu kolejny wdzięczny uśmiech. Przypominał rekina, który zabiera się do dzieła. Zaczął powoli odczytywać tekst, który widział do góry nogami: – „…jest osobą o specyficznych potrzebach, którą należy traktować ulgowo i której nie wolno dyskryminować, jeśli nie jest w stanie wykonać pewnych prac przekraczających jej możliwości”.

Następnie przesunął palec na ostatni paragraf, który również odczytał na głos:

– „Orzeka się, że wymieniony powyżej Giovanni Dolfin nie jest w pełni władz umysłowych i w związku z tym nie może podlegać obowiązującym sankcjom prawnym”.

Dopiero teraz Contarini wypuścił zaświadczenie z rąk.

– To jest oczywiście kopia – oznajmił. – Do pańskiego użytku. Rozumiem, że wie pan, co oznacza taki dokument, commissario?

Cała rodzina Brunettiego pasjonowała się grą w monopol i oto dzięki tej jednej karcie, karcie o nazwie „Zwolnienie z więzienia”, gra stała się rzeczywistością albo rzeczywistość – grą.