Выбрать главу

Contarini zamknął teczkę i wstał.

– Chciałbym zobaczyć się z moim klientem, jeśli to możliwe – powiedział.

– Oczywiście. – Brunetti sięgnął po słuchawkę.

W gabinecie zapadła cisza aż do chwili, kiedy do drzwi zapukał Pucetti.

– Sierżancie – rzekł Brunetti ujęty tym, że młodemu człowiekowi brakuje najwyraźniej tchu, bo na jego wezwanie wbiegał szybko po schodach – proszę sprowadzić avvocato Contariniego na dół, do pokoju numer siedem, gdzie znajduje się jego klient.

Pucetti zasalutował energicznie. Contarini wstał i spojrzał pytająco na signorinę Dolfin, która pokręciła głową przecząco, nie zmieniając pozycji. Adwokat wypowiedział parę banalnych grzeczności i wyszedł, ciągle się uśmiechając.

Kiedy znikł za drzwiami, Brunetti opadł z powrotem na krzesło i patrzył w milczeniu na kobietę siedzącą po drugiej stronie biurka.

Dopiero po kilku minutach denerwującą ciszę przerwała signorina Dolfin.

– Wie pan, że nie może mu pan nic zrobić. On jest pod ochroną państwa – powiedziała zupełnie normalnym głosem.

Brunetti postanowił milczeć, żeby ją przetrzymać i zobaczyć, do czego to ją sprowokuje. Nie odpowiedział wiec i tkwił nieruchomo; nie przesuwał żadnych przedmiotów na biurku ani nie splatał rąk, po prostu siedział, patrząc na nią obojętnie.

Minęło kilka następnych minut.

– Co pan zamierza? – odezwała się.

– Nic, przecież nic nie mogę zrobić. Sama mi to pani przed chwilą powiedziała, signorina.

Siedzieli tak niczym dwa nagrobne posągi, aż wreszcie ona rzekła:

– Nie o to mi chodzi. – Uciekła wzrokiem w bok, spojrzała w okno i wreszcie popatrzyła na Brunettiego. – Nie chodzi mi o mojego brata. Chodzi mi o niego.

Po raz pierwszy dostrzegł na jej twarzy jakąś emocję. Nie chciał dłużej prowadzić z nią gry, więc nawet nie udawał, że nie zrozumiał.

– Ma pani na myśli dal Carla? – spytał.

Przytaknęła.

Brunetti się zamyślił. Zastanawiał się, jak potoczyłyby się losy jego mieszkania, gdyby Ufficio Catasto zostało nagle zmuszone do działania w sposób uczciwy.

– Zamierzam rzucić go wilkom na pożarcie – powiedział zadowolony, że się na to zdobył.

Oczy signoriny Dolfin rozszerzyły się ze zdumienia.

– Co pan ma na myśli?

– Zamierzam go wydać Guardia di Finanza. Będą z pewnością zachwyceni, kiedy dostaną jego wyciągi z banku, listę posiadanych przez niego mieszkań, konta, na które… – tu podkreślił ze szczególną satysfakcją – na które wpłaciła pieniądze jego żona. Wystarczy, żeby puścili w ruch swoją machinę, zapewniając nietykalność tym, którzy dali mu łapówki, a wywoła to lawinę, która go pogrzebie.

– Straci pracę – powiedziała.

– Straci wszystko – poprawił ją Brunetti i uśmiechnął się melancholijnie.

Zdumiona tą zaciekłością, patrzyła na niego tępo.

– Czy życzy sobie pani czegoś więcej? – spytał, doprowadzony do wściekłości tym, że niezależnie od konsekwencji, jakie poniesie dal Carlo, nigdy nie będzie mógł nic zrobić ani jej, ani jej bratu. Volpatowie pozostaną na Campo San Luca jak dwa zwycięskie sępy, a szansę znalezienia zabójcy Marca zaprzepaści przez artykuł, mający odsunąć niebezpieczeństwo od syna Patty.

Choć wiedział, że ta ostatnia sprawa nie ma z nią nic wspólnego, mimo to pragnął, by została w jakiś sposób ukarana.

– Wszystko znajdzie się w gazetach – powiedział. – Śmierć Rossiego, ugryziony przez ofiarę zabójca, który wymiga się od kary, bo został uznany przez sąd za niepoczytalnego. Na pewno też wspomną o zamieszanej w sprawę sekretarce dal Carla. Nazwą ją una zitella – powiedział, sam się dziwiąc, że z taką pogardą wymówił słowa „stara panna”. – Una zitella nobile. Zakochana platonicznie w swoim szefie, młodszym, żonatym mężczyźnie – dobitnie wypunktował wstydliwe przymiotniki – a w dodatku ma nienormalnego brata, którego podejrzewa się o zabójstwo Rossiego.

Przerwał i przyglądał się, jak signorina Dolfin aż kurczy się z przerażenia.

– I napiszą, że dal Carlo zamieszany był po szyję w te wszystkie zbrodnie. To będzie go prześladowało do końca życia. A wszystko przez panią. – Wycelował w nią palcem. – To będzie pani ostatni prezent dla ingeniere dal Carla.

– Pan nie może tego zrobić! – wykrzyknęła, tracąc kontrolę nad głosem.

– Ja? Ja nie zamierzam nic robić, signorina – powiedział zbulwersowany, że aż taką przyjemność sprawiło mu mówienie tych okropności. – Gazety mnie wyręczą. Nawet jeśli nie opiszą wszystkiego dokładnie, a jedynie będą spekulować, może pani być pewna, że ludzie sami sobie dopowiedzą resztę i w to uwierzą. A najbardziej im się spodoba historia o starszawej zitella nobile, podkochującej się w dużo młodszym mężczyźnie. – Przechylił się przez biurko i wykrzyczał: – I będą się domagać szczegółów!

Signorina Dolfin potrząsnęła głową, usta miała otwarte. Gdyby ją spoliczkował, z pewnością lepiej by to zniosła.

– Ale pan nie może. Ja jestem Dolfin!

Brunetti był tak zaszokowany, że mógł się jedynie roześmiać. Odchylił głowę na oparcie krzesła i wybuchnął szaleńczym śmiechem.

– Wiem, wiem – wykrztusił, nie mogąc opanować wesołości. – Pani jest Dolfin, a Delfinowie nie robią nic dla pieniędzy.

Kobieta podniosła się z krzesła. Wyraz jej twarzy, zaczerwienionej i zbolałej, natychmiast go otrzeźwił. Zaciskając kurczowo palce na torebce, wyjąkała:

– Zrobiłam to z miłości.

– To niech panią Bóg wspomoże – rzekł, sięgając po słuchawkę.

Donna Leon

***