Выбрать главу

Była jeszcze jedna osoba, do której mogła zadzwonić. W budce było tylko pół książki telefonicznej, druga połowa została oderwana. Bez wiary w powodzenie, zaczęła przerzucać białe strony. Była zdumiona, kiedy znalazła to, czego szukała: I. Tarasoff. Drżącymi palcami wystukiwała numer. Zadzwoniła na koszt abonenta. Proszę porozmawiaj ze mną. Proszę odbierz mój telefon.

Po czterech dzwonkach usłyszała ciche:

– Halo? – Wydawało jej się, że w tle słyszy brzęk filiżanek, ktoś nakrywał do stołu, grała muzyka. Potem Tarasoff powiedział: – Tak, przyjmę rozmowę. – Odetchnęła z ulgą. Słowa popłynęły same.

– Nie miałam już do kogo zadzwonić! Vivian nie odpowiada, a nikt inny mnie nie wysłucha. Pan musi zawiadomić policję. Pana posłuchają!

– Uspokój się, Abby. Powiedz mi, co się stało.

Odetchnęła głęboko. Czuła potrzebę podzielenia się z kimś swoim ciężarem.

– Nina Voss otrzyma dzisiaj drugie serce – powiedziała. – Doktorze Tarasoff, sądzę, że odkryłam, jak to wszystko działa. Organy nie są transportowane samolotem. Pobranie odbywa się tutaj, w Bostonie.

– Gdzie? W którym szpitalu?

Nagle zauważyła samochód wolno jadący ulicą. Wstrzymała oddech do momentu, kiedy zniknął za rogiem.

– Abby?

– Tak. Jestem.

– Teraz Abby posłuchaj mnie. Od Jeremiaha Parra dowiedziałem się, że żyłaś ostatnio w dużym napięciu. Możliwe, że…

– Proszę mnie wysłuchać! – Zamknęła oczy, zmuszając się do zachowania spokoju. Chciała, żeby to zabrzmiało rozsądnie. On nie może mieć żadnych wątpliwości co do tego, że była przy zdrowych zmysłach. – Vivian zadzwoniła do mnie z Burlington. Sprawdziła, że to nie stamtąd przysyłano organy. Nie pobierano ich w Vermont.

– W takim razie gdzie?

– Nie jestem pewna. Może robili to w budynku w Roxbury. Hurtownia sprzętu medycznego „Amity”. Policja musi tam trafić przed północą. Zanim zaczną operację.

– Nie wiem, czy zdołam ich przekonać.

– Musi pan! W wydziale zabójstw pracuje detektyw Katzka. Jeżeli uda się nam go powiadomić, on nas wysłucha. Doktorze Tarasoff, tu nie chodzi o zwykłe dopasowanie organów. Oni produkują dawców. Zabijają ludzi.

Gdzieś w tle, Abby usłyszała głos kobiety:

– Iwan, czy zamierzasz z nami zjeść? Obiad stygnie.

– Dzisiaj nie mogę, kochanie – powiedział Tarasoff. – Zdarzył się wypadek… – Potem znowu zwrócił się do Abby. Mówił spokojnie, ale stanowczo. – Chyba nie muszę ci mówić, że ta cała sprawa mnie przeraża.

– Mnie również. I to bardzo.

– To może pojedziemy z tym prosto na policję. Zrzucimy to na ich barki. Dla nas może to być zbyt niebezpieczne.

– Zgadzam się w stu procentach.

– Pojedziemy tam razem. Im większy chór, tym lepiej go słychać. Zawahała się.

– Obawiam się, że moja obecność może tutaj zaszkodzić.

– Ja nie znam szczegółów, Abby.

– Dobrze – powiedziała po krótkim namyśle. – Dobrze. Pojedziemy tam razem. Czy mógłby pan po mnie przyjechać? Jest mi strasznie zimno i boję się.

– Gdzie jesteś?

Spojrzała przez szybę budki telefonicznej. Dwie przecznice dalej światła szpitala pulsowały w ciemnościach.

– Jestem w budce telefonicznej. Nie wiem przy jakiej ulicy. Niedaleko Bayside. Kilka przecznic na zachód.

– Znajdę cię.

– Doktorze Tarasoff?

– Tak?

– Proszę się pospieszyć.

Rozdział dwudziesty czwarty

Kiedy samolot z Vivian Chao na pokładzie wylądował na lotnisku Logan International, dziewczyna poczuła, że jej niepokój rośnie. To nie lot wywoływał to uczucie. Nie bała się latania, mogła spać nawet wśród najbardziej gwałtownych wstrząsów. Vivian ani na chwilę nie mogła przestać myśleć o ostatniej rozmowie telefonicznej z Abby. Zabierając swoje rzeczy z półki ponad siedzeniami, zastanawiała się, dlaczego Abby nie zadzwoniła jeszcze raz po tym, jak przerwano ich rozmowę. Próbowała dzwonić do Abby do domu, ale nikt nie odbierał. Myślała o tym podczas lotu i uświadomiła sobie, że przecież nie wie, skąd Abby do niej zadzwoniła. Nie zdążyła jej o tym powiedzieć, rozmawiały za krótko.

Dźwigając swój bagaż podręczny, wysiadła z samolotu i przeszła do dworca lotniska. Ze zdziwieniem patrzyła na tłum ludzi czekających przy barierce. Las jaskrawych baloników i hałaśliwa młodzież machająca napisami „Witaj w domu, Dave”! albo „Cześć Chłopie”! i „Nasz bohater”! Kimkolwiek był ten Dave, miał niezłą publiczność. Rozległy się okrzyki. Vivian obejrzała się i zobaczyła uśmiechniętego chłopaka schodzącego za nią z kładki. Tłum witając miejscowego bohatera, rzucił się do przodu, prawie porywając ze sobą również Vivian. Cholerne dzieciaki! Wszystkie były od niej wyższe przynajmniej o głowę. Musiała nieźle manewrować, żeby wydostać się z tłumu. Rozpędziła się tak bardzo, że kiedy już minęła gąszcz nastolatków, o mało nie przewróciła mężczyzny, który stał tuż za nimi. Wymruczała słowa przeprosin i ruszyła dalej. Dopiero po chwili zorientowała się, że mężczyzna jej nie odpowiedział.

Zatrzymała się przy łazience. Miała wrażenie, że przez to ciągłe napięcie jej pęcherz pracuje ze zdwojoną częstotliwością. Musiała skorzystać z toalety.

Kiedy z niej wyszła, znowu zobaczyła tego mężczyznę, na którego wpadła wcześniej. Stał przy kiosku z upominkami naprzeciwko wejścia do damskiej toalety. Czytał gazetę. Wiedziała, że to ten sam, gdyż klapa jego płaszcza była podwinięta pod spód. Kiedy się z nim zderzyła, właśnie na to zwróciła uwagę.

Przeszła do miejsca, skąd miała odebrać bagaż.

Podczas przeprawy przez serię przejść i bramek lotniska jej mózg wreszcie zaczął pracować na swoich zwykłych obrotach. Dlaczego ten mężczyzna czekał przy wyjściu dla pasażerów opuszczających jej samolot? Jeżeli czekał na kogoś, to dlaczego był teraz sam?

Zatrzymała się przy stoisku z gazetami, wybrała jakieś pismo na chybił trafił i podała je kasjerce. Kiedy kobieta wstukiwała cenę magazynu, Vivian ukradkiem rozejrzała się dokoła.

Mężczyzna stał przy punkcie rezerwacji lotów. Wydawał się zatopiony w lekturze instrukcji. No dobra, Chao, wiesz już, że cię śledzi. Może biedak zakochał się od pierwszego wejrzenia. Może wystarczyło jedno spojrzenie i facet postanowił, że nie powinien pozwolić ci odejść tak po prostu – pomyślała nieco żartobliwie. Ale kiedy płaciła za czasopismo, czuła, że jej serce zaczyna mocniej bić. Zastanów się. Dlaczego on za tobą łazi? Zagadka nie była trudna. Telefon od Abby. Jeżeli ktokolwiek podsłuchiwał je, wiedział, że Vivian miała przylecieć na lotnisko Logan o szóstej wieczorem, lotem z Burlington. Tuż przed rozłączeniem ich rozmowy Vivian słyszała dziwne trzaski na linii.