Выбрать главу

On już nie zwracał uwagi na dźwięk pracujących silników. Patrzył na jej talię. Powoli okrążył ją i zobaczył, że ma związane z tyłu ręce. Potem przeniósł wzrok na swoją jedną dłoń. Dopiero wtedy Abby zauważyła, że malec nie miał lewej ręki. Przedramię kończyło się kikutem. Przedtem trzymał je blisko ciała, jakby chciał ukryć przed nią swoje kalectwo. Teraz przyglądał się mu.

Potem spojrzał na nią i znowu coś powiedział.

– Nie rozumiem, co mówisz.

Powtórzył jeszcze raz to samo, tym razem w jego głosie słychać było zniecierpliwienie. Dlaczego ona go nie rozumiała? Co z nią było nie tak? Abby pokręciła głową.

Patrzyli na siebie, oboje byli rozczarowani. Potem chłopiec podniósł głowę. Abby domyśliła się, że podjął jakąś decyzję. Przeszedł za nią i pociągnął ją za nadgarstki, próbując rozluźnić więzy swoją jedną ręką. Sznur był za mocno zaciśnięty. Mały ukląkł za nią. Zaczął gryźć węzeł zębami. Poczuła na skórze jego ciepły oddech. Pracował cierpliwie jak mała, ale uparta myszka.

– Przykro mi, ale godziny wizyt już minęły – powiedziała pielęgniarka. – Proszę poczekać. Nie możecie tam wejść! Stójcie!

Katzka i Vivian minęli biurko pielęgniarek i poszli prosto do pokoju 621.

– Gdzie jest Abby? – spytał Katzka. Doktor Colin Wettig odwrócił się do nich.

– Doktor DiMatteo zniknęła.

– Mówił pan, że tutaj będzie bezpieczna – powiedział Katzka. – Zapewniał pan, że nic jej się nie stanie.

– Była pilnowana. Nikt nie mógł wejść do niej bez mojego specjalnego zezwolenia.

– W takim razie, co się z nią stało?

– To pytanie powinniście zadać doktor DiMatteo.

Obojętny ton głosu Wettiga rozzłościł Katzkę, podobnie jak jego chłodne spojrzenie. Ten człowiek nic po sobie nie pokazywał. W pełni siebie kontrolował. Patrząc na nieprzeniknioną twarz Wettiga, Katzka nagle zobaczył siebie samego. Ta świadomość zaskoczyła go.

– Ona była pod pana opieką, doktorze. Co wyście z nią zrobili?

– Nie podoba mi się to, co pan sugeruje.

Katzka przeszedł przez pokój, chwycił Wettiga za klapy jego laboratoryjnego fartucha i pchnął go na ścianę.

– Wy szuje. Dokąd ją zabraliście?

Niebieskie oczy Wettiga w końcu zdradziły cień niepokoju.

– Mówiłem już przecież, że nie wiem, gdzie ona jest! Pielęgniarki wezwały mnie o szóstej trzydzieści, żeby mi powiedzieć, że zniknęła. Zawiadomiliśmy strażników. Już przeszukali cały szpital, ale nigdzie jej nie znaleźli.

– Ale pan wie, gdzie ona jest, prawda? Wettig pokręcił głową.

– Nie wie pan? – Katzka potrząsnął nim raz jeszcze.

– Nic nie wiem! – wybuchnął Wettig.

Vivian podbiegła do nich i próbowała ich rozdzielić.

– Przestań! Udusisz go! Katzka, puść go!

Detektyw nagle puścił Wettiga. Doktor zachwiał się i oparł o ścianę oddychając ciężko.

– Sądziłem, biorąc pod uwagę jej stan i jej urojenia, że będzie bardziej bezpieczna w szpitalu. – Wyprostował się i potarł miejsce, gdzie kołnierz fartucha zostawił na szyi zaczerwieniony odcisk. Katzka patrzył na ten ślad zaskoczony własną gwałtownością.

– Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ona może mówić prawdę – powiedział Wettig. Wyciągnął z kieszeni świstek papieru i podał go Vivian. – Pielęgniarki właśnie mi to dały.

– Co to jest? – spytał Katzka. Vivian zmarszczyła brwi.

– To wyniki badania poziomu alkoholu we krwi Abby. Jest zerowy.

– Kazałem jeszcze raz pobrać jej krew dzisiaj po południu – wyjaśnił Wettig. – Ona przez cały czas utrzymywała, że nie była pod wpływem alkoholu. Pomyślałem więc, że jeżeli będę mógł jej przedstawić niepodważalny dowód, to przestanie się wypierać…

– To są wyniki z jakiegoś laboratorium zewnętrznego? Wettig skinął głową.

– Całkowicie niezależnego od Bayside.

– Wcześniej mówił pan, że ten poziom wynosił jeden i dwanaście setnych promila.

– To był test krwi pobranej o czwartej rano i przeanalizowanej przez nasze laboratorium w Bayside.

Vivian wtrąciła się.

– Okres połowicznego zaniku aktywności alkoholu może wynosić od dwóch do czternastu godzin. Jeżeli tamten test zrobiono o czwartej rano, to ten drugi powinien wykazać przynajmniej śladową obecność substancji.

– Ale badanie wykazało, że jest czysta – stwierdził Katzka.

– Co oznacza, że albo jej wątroba potrafiła niezwykle szybko to przyswoić – wyjaśnił Wettig – albo laboratorium w Bayside popełniło błąd.

– Czy tak to się tutaj nazywa? Błąd? – nie wytrzymał Katzka. Wettig nie odpowiedział. Wyglądał na zmęczonego i na bardzo starego.

Usiadł na nieporządnie zasłanym łóżku.

– Nie zdawałem sobie sprawy… nie chciałem nawet dopuścić takiej możliwości…

– Że Abby mówiła prawdę? – wtrąciła Vivian. Wettig pokręcił głową.

– Mój Boże – mruknął. – Cały ten szpital powinien zostać zamknięty, jeżeli to, co ona mówiła, jest prawdą.

Katzka poczuł wzrok Vivian na sobie. Spojrzał na nią.

– Czy teraz ma pan jeszcze wątpliwości? – spytała cicho.

Przez cztery godziny chłopiec spał w objęciach Abby. Czuła na szyi jego ciepły oddech. Leżał spokojnie z podkulonymi nogami, tak jak zwykle dzieci układają się do głębokiego, spokojnego snu. Drżał, kiedy dotknęła go po raz pierwszy. Próbowała rozmasować jego gołe nogi. Miała wrażenie, że rozciera zimne i suche patyki. W końcu rozgrzał się i przestał trząść. Jego oddech stał się rytmiczny i wolniejszy. Abby czuła ciepło, jakie zwykle bije od śpiących dzieci.

Ona też zdrzemnęła się przez chwilę.

Kiedy się ocknęła, wiał silniejszy wiatr. Poznała to po dźwiękach, jakie wydawał statek. Ponad jej głową żarówka kiwała się w tył i w przód.

Chłopiec jęknął i poruszył się. Było coś wzruszającego w zapachu małych chłopców, pomyślała Abby, tak jak w zapachu ciepłej trawy. Abby pamiętała to uczucie, kiedy śpiący Pete leżał na jej kolanach na tylnym siedzeniu samochodu. Czuła wtedy delikatne bicie jego serca. Tak samo, jak czuła teraz bicie serca tego chłopca.