Выбрать главу

Westchnął i obudził się. Patrząc na nią, powoli przypominał sobie, gdzie był.

– Aa-bi – szepnął. Skinęła głową.

– Zgadza się, Abby. Zapamiętałeś. – Uśmiechając się pogłaskała go po buzi, palcem musnęła sine miejsce na jego twarzy. – A ty jesteś… Jakow. – Przytaknął. Teraz oboje się uśmiechali.

Na zewnątrz wzmagał się wiatr i Abby czuła, że podłoga pod nimi kołysze się. Mały patrzył na nią zachłannie.

– Jakow – powtórzyła. Musnęła ustami jego jedwabistą, jasną brew. Kiedy uniosła głowę, jej wargi były mokre. Nie były to łzy chłopca, lecz jej własne. Wytarła je rękawem i przyjrzała mu się. Nadal wpatrywał się w nią z tym swoim dziwnie skupionym wyrazem twarzy.

– Jestem tu – szepnęła. Pogłaskała palcami włosy Jakowa.

Po chwili jego powieki znowu zamknęły się i ciało rozluźniło w ufnym śnie.

– To by było wszystko, jeżeli chodzi o nakaz przeszukania – powiedział Lundquist i kopnął w drzwi. Otworzyły się, uderzając w ścianę. Ostrożnie wszedł do pomieszczenia i nagle zatrzymał się. – Co to jest do cholery?

Katzka przycisnął przełącznik w ścianie. Obaj mężczyźni zamrugali oczami, kiedy zapaliły się trzy górne lampy. Światło było bardzo mocne, oślepiające. Z każdej strony otaczały ich gładkie błyszczące powierzchnie. Pojemniki z nierdzewnej stali. Tace z instrumentami medycznymi i statywy do kroplówek. Nad nimi wisiał rząd monitorów z różnymi przełącznikami. Pośrodku sali stał stół operacyjny. Katzka podszedł do niego i przyjrzał się pasom zwisającym po bokach. Dwa do mocowania nadgarstków, dwa do nóg i dwa dłuższe do unieruchomienia pasa i klatki piersiowej pacjenta.

Przeniósł wzrok na wózek anestezjologa znajdujący się u wezgłowia stołu. Podszedł do niego i wysunął górną szufladę. Wewnątrz leżał rząd szklanych strzykawek i igieł zapakowanych w plastik.

– Co to tutaj, do diabła, robi? – powiedział Lundquist.

Katzka zamknął szufladę i otworzył inną. W niej znalazł szklane fiolki. Wziął jedną. Chlorek potasu. Była do połowy pusta.

– Ten sprzęt był używany – zauważył.

– To dziwne. Jakie operacje mieliby tutaj przeprowadzać?

Katzka jeszcze raz spojrzał na stół. I na pasy. Nagle przypomniała mu się Abby, jej nadgarstki przywiązane do łóżka, łzy płynące po jej twarzy. Wspomnienie to było tak bolesne, że potrząsnął głową, żeby odegnać od siebie ten obraz. Strach utrudniał myślenie, a jeśli nie będzie myślał, nie pomoże Abby. Nie uratuje jej. Szybko odsunął się od stołu.

– Sług? – Lundquist patrzył na niego ze zdziwieniem. – Nic ci nie jest?

– Nie. – Katzka odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. – Wszystko w porządku.

Wyszedł na zewnątrz i spojrzał na budynek „Amity”. Nie było w nim nic niezwykłego. To po prostu kolejna waląca się rudera przy ulicy, gdzie pełno było podobnych. Brudna fasada z brązowego kamienia, okna z wystającymi urządzeniami do klimatyzacji. Dzień wcześniej widział tam tylko to, co spodziewał się zobaczyć. To, co mógł zobaczyć. Obskórny pokój wystawowy, zniszczone biurka zawalone stertami katalogów różnych dostawców. Paru sprzedawców z obojętnymi minami tkwiło przy telefonach. Nie widział wyższych pięter, nie podejrzewał, że wystarczy wjechać na górę windą, żeby trafić do tego pomieszczenia ze stołem operacyjnym.

Zaledwie godzinę temu Lundquist odkrył, że właścicielem budynku jest Sigajew Company – to samo przedsiębiorstwo z New Jersey, na które zarejestrowany był frachtowiec. Znowu powiązanie z rosyjską mafią. Jak głęboko w Bayside tkwiły macki tej organizacji? A może Rosjanie tylko współpracowali z kimś ze szpitala? Partnerzy w czarnorynkowym handlu?

Odezwał się pager Lundquista. Policjant odczytał wiadomość i sięgnął do samochodu po telefon komórkowy. Katzka ciągle stał przed budynkiem. Nie mógł przestać myśleć o Abby. Gdzie powinien jej teraz szukać? W szpitalu sprawdzono już wszystkie zakamarki. Parkingi i okolice również zostały przeszukane. Wyglądało na to, że Abby sama opuściła szpital. Dokąd poszła? Do kogo mogła zadzwonić? To musiał być ktoś, komu ufała.

– Sług!

Katzka odwrócił się do Lundquista machającego do niego ręką, w której trzymał telefon.

– Kto dzwoni?

– Straż przybrzeżna. Czeka już na nas helikopter.

Czyjeś kroki zadudniły na schodach.

Abby gwałtownie podniosła głowę. Jakow ciągle spał w jej objęciach. Jej serce biło tak mocno, że powinien się zbudzić, ale on nawet się nie poruszył.

Drzwi otworzyły się i nad nią stanął Tarasoff w towarzystwie dwóch mężczyzn.

– Czas już na ciebie.

– Dokąd mam iść? – spytała.

– Na krótki spacer. – Tarasoff spojrzał na Jakowa. – Obudź go. On też z nami pójdzie.

Abby mocniej przytuliła Jakowa.

– Nie, on nie – powiedziała.

– Zwłaszcza on.

Potrząsnęła głową.

– Dlaczego?

– Ma grupę krwi AB RH+. Jest jedyny o tej grupie spośród wszystkich, których akurat mamy na składzie.

Spojrzała na Tarasoffa. Potem przeniosła wzrok na Jakowa, jego twarz była zaróżowiona od snu. Czuła, jak w jego wątłej klatce piersiowej bije serce. Nina Voss – pomyślała. Nina Voss ma grupę AB RH+…

Jeden z mężczyzn chwycił ją za ramię i podniósł. Musiała puścić chłopca. Osunął się na podłogę i przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. Drugi mężczyzna kopnął Jakowa i krzyknął jakieś polecenie po rosyjsku. Chłopiec wstał jeszcze niezupełnie obudzony.

Tarasoff szedł pierwszy wzdłuż ciemnego korytarza, potem przez luk, w górę po schodach, przez kolejny luk do żelaznych schodów. Przed nimi były niebieskie drzwi. Tarasoff ruszył ku nim. Stopnie zadudniły pod jego ciężarem. Nagle chłopak szarpnął się, wyrwał i zaczął uciekać. Jeden z mężczyzn chwycił go za koszulę. Jakow odwrócił się i ugryzł mężczyznę w ramię. Krzycząc z bólu, mężczyzna uderzył chłopca w twarz. Cios był brutalny, Jakow upadł na podłogę.

– Przestań! – krzyknęła Abby.

Mężczyzna szarpnięciem postawił Jakowa z powrotem na nogi i uderzył go jeszcze raz. Tym razem chłopca zarzuciło w kierunku Abby. Od razu chwyciła go na ręce. Jakow przytulił się do niej, szlochając w jej rękaw. Mężczyzna ruszył w ich kierunku.