Выбрать главу

– Nie. – Vivian ujęła rozwieracz. – Skończymy w kilka minut. Ty będziesz nam potrzebna do przewiezienia serca.

– A co z moimi pacjentami?

– Zastąpię cię. Zostaw swój beeper na biurku, w pokoju lekarskim. Jedna z pielęgniarek zaczęła wsypywać lód do pojemnika. Druga ustawiała wiadra z zimną solanką obok stołu operacyjnego. Frobisher nie musiał wydawać żadnych innych poleceń; te pielęgniarki doskonale znały swoją robotę. Wiedziały, co mają robić.

Frobisher skalpelem wykonywał wstępne cięcia mające uwolnić serce. Organ ciągle jeszcze pompował bogatą w tlen krew do arterii. Teraz trzeba było je zatrzymać, zgasić ostatnie oznaki życia w Karen Terrio.

Frobisher wstrzyknął roztwór potasu w ujście aorty. Serce skurczyło się jeszcze raz. I jeszcze raz. Potem zatrzymało się, znieruchomiało. Mięśnie zostały sparaliżowane nagłą dawką potasu. Abby nie mogła powstrzymać się od spojrzenia na monitor. Serce przestało pracować. Karen Terrio nie żyła.

Pielęgniarka wlała wiadro zimnej solanki do klatki piersiowej, żeby szybko ochłodzić serce. Potem do pracy przystąpił Frobisher, podwiązując i przecinając połączenia.

Kilka chwil później wyjął serce z piersi i delikatnie umieścił w naczyniu. Krew rozlewała się w chłodnej solance, tworząc malowniczy wzór. Pielęgniarka podeszła, trzymając otwarty plastikowy woreczek. Frobisher jeszcze chwilę płukał serce w roztworze, potem wsunął je do torby, zalewając solanką. Całość włożono do kolejnej torby, a później do specjalnego pojemnika.

– Teraz serce jest w pani rękach, doktor DiMatteo – powiedział Frobisher. – Pojedzie pani ambulansem, a ja będę jechał za wami swoim samochodem.

Abby wzięła pojemnik. Pchnęła drzwi sali operacyjnej i usłyszała głos Vivian:

– Tylko go nie upuść.

Rozdział piąty

W moich rękach jest życie Josha O’Daya – myślała Abby, kurczowo zaciskając ręce na pojemniku z lodem. Ruch na ulicach Bostonu był zawsze duży w godzinach popołudniowych. Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki w gąszczu samochodów pojawiał się prześwit. Kierowcy ustępowali miejsca karetce z migoczącym światłem. W innych okolicznościach pewnie podobałaby się jej ta jazda. To było niezwykłe doświadczenie patrzeć, jak bostońscy kierowcy – zazwyczaj grubiańscy – ustępowali drogi. W tej chwili jednak Abby była zbyt skoncentrowana na tym, co trzymała na kolanach. Przez cały czas miała świadomość, że każda mijająca sekunda oddala Josha od życia.

– Wiezie tam pani jakieś życie, pani doktor? – spytał kierowca karetki, człowiek o nazwisku Furillo.

– Mam tu serce – powiedziała Abby. – Wspaniałe serce.

– Do kogo ono jedzie?

– Do siedemnastoletniego chłopca.

Furillo manewrował pomiędzy zatrzymującymi się samochodami, jego ręce kręciły kierownicą z wielką wprawą, niemal z artyzmem.

– Jeździłem już z nerkami z lotniska. Ale muszę pani powiedzieć, że to moje pierwsze serce.

– Moje też – przyznała Abby.

– Jak długo może być w takich warunkach, pięć godzin?

– Coś koło tego.

Furillo spojrzał na nią i uśmiechnął się.

– Proszę się odprężyć. Kiedy tam dotrzemy, będzie pani jeszcze miała cztery i pół godziny wolnego czasu.

– Nie martwię się o serce, tylko o chłopca. Ostatnia wiadomość, jaką o nim miałam, nie była najlepsza.

Furillo skupił całą uwagę na drodze.

– Jesteśmy już prawie na miejscu. Jeszcze najwyżej pięć minut. Jakiś głos zachrypiał przez radio.

– Jednostka Dwadzieścia Trzy, tu Bayside. Jednostka Dwadzieścia Trzy, tu Bayside.

Furillo podniósł mikrofon.

– Dwadzieścia Trzy, Furillo.

– Dwadzieścia Trzy, proszę natychmiast wrócić do Bayside.

– To niemożliwe. Przewożę żywy organ do Mass Gen. Jestem w drodze do Mass Gen. Odbiór.

– Dwadzieścia Trzy, masz polecenie natychmiast wrócić do Bayside.

– Bayside, weźcie inną jednostkę. My tutaj mamy na pokładzie żywy organ.

– To jest polecenie skierowane do jednostki Dwadzieścia Trzy. Masz natychmiast wrócić.

– Kto wydał to polecenie?

– Doktor Aaron Levi, osobiście. Masz nie jechać do Mass Gen. Odbiór. Furillo spojrzał na Abby.

– O co w tym wszystkim chodzi, do cholery?

Dowiedzieli się – pomyślała Abby. O Boże, dowiedzieli się. I próbują nas zatrzymać…

Spojrzała na pojemnik zawierający serce Karen Terrio. Pomyślała o wszystkich miesiącach i latach, jakie powinien mieć przed sobą siedemnastoletni chłopak.

– Niech pan jedzie dalej. Proszę nie zawracać – powiedziała.

– Co takiego?

– Powiedziałam, niech pan jedzie dalej!

– Ale otrzymałem rozkaz.

– Jednostka Dwadzieścia Trzy, tu Bayside – przerwało mu radio. – Proszę odpowiedzieć.

– Proszę dowieźć mnie tylko do Mass Gen – powiedziała Abby. – Koniecznie!

Furillo spojrzał na radio.

– Jezu, nie wiem…

– Dobra, to proszę mnie tu wysadzić! – zażądała Abby. – Resztę drogi przejdę pieszo.

Głos przez radio powtórzył:

– Jednostka Dwadzieścia Trzy, tu Bayside. Proszę natychmiast odpowiedzieć.

– Pieprzcie się – wymruczał Furillo, patrząc na odbiornik. Dodał gazu. Pielęgniarka w zielonym kitlu czekała już na ambulans. Kiedy Abby wysiadła, trzymając pudło, pielęgniarka spytała.

– Z Bayside?

– Mam serce!

– Proszę za mną!

Abby zdążyła odwrócić się i tylko gestem podziękować kierowcy, potem ruszyła za pielęgniarką. Prawie biegła, mijając korytarze i zatłoczone poczekalnie. Obie wsiadły do windy. Pielęgniarka nacisnęła guzik.

– Co z chłopcem? – spytała Abby.

– Założyli mu bypass. Nie można było dłużej zwlekać.

– Znowu trzeba go było reanimować?

– Praktycznie bez przerwy – pielęgniarka spojrzała na pojemnik. – Pani trzyma jego ostatnią szansę.

Wysiadły z windy i znowu biegły przez szereg automatycznie otwieranych drzwi do skrzydła, w którym znajdowała się chirurgia.

– To już tu. Ja wezmę serce – powiedziała pielęgniarka.

Przez przeszkloną ścianę Abby widziała twarze w maskach patrzące jak zahipnotyzowane na pojemnik przekazywany na sali operacyjnej. Natychmiast serce wyjęto z lodu.

– Jeżeli włoży pani świeży fartuch, to będzie mogła tam wejść – powiedziała pielęgniarka. – Do damskiej przebieralni idzie się tym korytarzem.

– Dziękuję. Chyba tak zrobię.