Выбрать главу

Skrzydło administracji było słabo oświetlone pojedynczym rzędem lamp pod panelami sufitowymi. Abby szła wzdłuż pasma światła. Jej kroki tłumiła pokrywająca podłogę wykładzina. Mijała ciemne pokoje biurowe, przy biurkach sekretarek nie było już nikogo. Tylko w odległym końcu korytarza za zamkniętymi drzwiami paliło się światło. Ktoś był w pokoju konferencyjnym. Podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyły się. Przed Abby stał Jeremiah Parr. Światło miał za sobą i rysy jego twarzy były niewyraźne. Dalej, przy stole konferencyjnym siedziało kilku mężczyzn. Abby rozpoznała Billa Archera, Marka i Mohandasa. Zespół transplantacyjny.

– Doktor DiMatteo – powiedział Parr.

– Przepraszam, nie wiedziałam, że próbował pan skontaktować się ze mną – zaczęła tłumaczyć się. – Byłam poza terenem szpitala.

– Wiemy, gdzie pani była. – Parr wyszedł z pokoju. Mark dołączył do niego. Obaj mężczyźni stanęli naprzeciwko niej w słabo oświetlonym holu. Zostawili uchylone drzwi, i Abby widziała, jak Archer wstał ze swego miejsca i zamknął je.

– Proszę do mego biura – powiedział Parr. Kiedy tylko zatrzasnął drzwi swego gabinetu, zaczął. – Czy zdaje sobie pani sprawę ze szkód, jakie pani spowodowała? Czy ma pani o tym pojęcie?

Abby spojrzała na Marka, ale z jego twarzy nic nie wyczytała. To ją najbardziej przeraziło, że nie potrafiła odgadnąć wyrazu twarzy człowieka, którego kochała.

– Josh O’Day żyje – powiedziała. – Przeszczep uratował mu życie. Nie mogę uważać tego za błąd.

– Błąd tkwi w sposobie, w jaki zostało to wszystko przeprowadzone – stwierdził Parr.

– Stałyśmy przy jego łóżku, patrząc jak umiera. Tak młody chłopiec nie powinien…

– Abby – przerwał jej Mark. – My nie kwestionujemy twego instynktu lekarskiego. Był prawidłowy, oczywiście, że był prawidłowy.

– Co to za gadka o instynkcie, Hodell? – uciął Parr. – One ukradły to cholerne serce! Doskonale wiedziały, co robią i nie zastanawiały się, kogo w to wciągają! Pielęgniarki. Kierowca karetki. Nawet doktor Lim znalazł się w tym bagnie!

– Działanie zgodne z dyspozycjami głównej stażystki należy do obowiązków Abby. I właśnie tak postąpiła. Wykonywała jej polecenia.

– Muszą ponieść tego konsekwencje. Zwolnienie głównej stażystki nie wystarczy.

Vivian zwolniona? Abby spojrzała na Marka, szukając u niego potwierdzenia.

– Vivian wszystko wyjaśniła – powiedział Mark – przyznała, że ciebie i pielęgniarki nakłoniła do współpracy.

– Wątpię, czy doktor DiMatteo tak łatwo można nakłonić do czegokolwiek – stwierdził Parr.

– A co pan powie o doktorze Limie? – zapytał Mark. – On również był na sali operacyjnej. Czy jego też zamierza pan zwolnić?

– Lim nie wiedział, co się działo – powiedział Parr – był tam tylko po to, żeby pobrać nerki. Wiedział jedynie, że w Mass Gen biorca był już na stole. Poza tym w karcie był dokument stwierdzający bezpośrednie przekazanie organu. – Parr odwrócił się do Abby – sporządzony przez panią.

– Joe Terrio podpisał to z własnej woli – powiedziała Abby – zgodził się, żeby chłopiec dostał to serce.

– Oznacza to, że nikt nie może być oskarżony o kradzież organu – zauważył Mark. – Wszystko odbyło się legalnie, Parr. Vivian dokładnie wiedziała, za które sznurki pociągnąć. To się tyczy również udziału Abby w całej sprawie. – Abby chciała coś powiedzieć w obronie Vivian, ale zauważyła ostrzeżenie w oczach Marka. „Uważaj. Nie wykop sobie grobu”.

– Mamy pacjentkę, która została przyjęta do naszego szpitala i czeka na serce. Teraz jednak nie mamy dla niej serca. Co mam do cholery powiedzieć jej mężowi? Przykro mi, panie Voss, ale serce znalazło się w niewłaściwym miejscu? – Parr zwrócił do Abby twarz wykrzywioną złością. – Pani jest tylko stażystką, doktor DiMatteo. Podjęła pani decyzję, która nie leży w pani kompetencjach. Voss już się o wszystkim dowiedział. Teraz szpital musi za to zapłacić. Będzie nas to drogo kosztowało.

– Daj spokój, Parr – Mark starał się załagodzić sytuację – jeszcze do tego nie doszło.

– Uważasz, że Wiktor Voss nie zadzwoni do swoich prawników?

– Jakie ma podstawy? Jest przecież zgoda na bezpośrednie przekazanie organu. Serce musiało iść do chłopca.

– Tylko dlatego, że ona nakłoniła męża Terrio do podpisania tej zgody! – powiedział Parr, oskarżycielsko wskazując Abby.

– Ja mu tylko powiedziałam o Joshu – stwierdziła Abby – powiedziałam, że chłopiec ma tylko siedemnaście lat.

– To wystarczy, żeby panią zwolnić – Parr spojrzał na zegarek – poczynając od siódmej trzydzieści dziś wieczór, to znaczy od tej chwili, jest pani skreślona z listy stażystów.

Abby patrzyła na niego zaszokowana. Chciała zaprotestować, ale przez ściśnięte gardło nie mogła wydobyć żadnego słowa.

– Nie może pan tak postąpić – powiedział Mark.

– Dlaczego nie?

– Po pierwsze, taka decyzja należy do przewodniczącego programu szkolenia. Znając generała, nie sądzę, że pozwoliłby komukolwiek naruszać jego prawa. Po drugie, na chirurgii i tak jest już za mało lekarzy. Jeżeli stracimy Abby, to lekarze na kardiochirurgii będą mieli dyżury co drugą noc, będą zmęczeni, będą popełniać błędy. Parr, jeżeli chcesz mieć prawników w szpitalu, to właśnie w ten sposób ich sobie załatwisz. – Spojrzał na Abby. – Jutro masz dyżur, prawda? – Skinęła głową.

– To co teraz zrobisz, Parr? – spytał Mark – znasz kogoś na drugim roku stażu, kto mógłby przejąć jej obowiązki? – Jeremiah Parr patrzył na Marka.

– To tylko na razie. Wierz mi, ustępuję tylko na razie. – Odwrócił się do Abby. – Jutro usłyszy pani o tym więcej. Może pani odejść. – Wprawdzie na miękkich nogach, ale jakoś zdołała Abby wyjść z gabinetu Parra. Była zbyt zmęczona, żeby myśleć o czymkolwiek. W połowie korytarza kiedy poczuła, że odrętwienie ustępuje, po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Pewnie załamałaby się zupełnie i rozpłakała na dobre, gdyby nagle Mark nie pojawił się przy niej.

– Abby – odwrócił ją twarzą do siebie – całe popołudnie szpital przypominał bardziej pole walk. Co ty zrobiłaś? Czy ty w ogóle dzisiaj myślałaś?

– Ratowałam życie młodego chłopca. Właśnie to dzisiaj robiłam! – jej głos załamał się i przeszedł w szloch. – Uratowałyśmy go, Mark. Dokładnie to powinnyśmy dziś zrobić. Tu nie chodziło tylko o wypełnianie czyichś poleceń. Kierowałam się swoim własnym instynktem. Moim. – Zła na siebie, że płakała, gwałtownie wytarła łzy. – Jeżeli Parr chce się na mnie wyżyć, to dlaczego mu nie pozwolisz. Przedstawię fakty jakiejkolwiek komisji etyki zawodowej. Siedemnastoletni chłopiec przeciwko jakiejś żonie bogacza. Wszystko im wyłożę, Mark. Pewnie i tak zostanę zwolniona, ale nie poddam się bez walki – odwróciła się i zaczęła iść wzdłuż korytarza.