Выбрать главу

– Miejmy nadzieję, że zapamiętał tę lekcję.

– Jaką lekcję?

– Nigdy nie zdradzaj swojej żony!

– To ona strzelała?

– Hej kolego, mamy wreszcie równouprawnienie czy nie?

Zaczęli zaszywać klatkę piersiową pacjenta, pracowali swobodnie, jak dwoje dobrze zgranych ludzi. Była czwarta po południu. Abby od siódmej rano była na dyżurze. Miała już ból w łydkach od stania przez cały dzień, a czekały ją jeszcze kolejne dwadzieścia cztery godziny. Teraz jednak czuła się świetnie, podniesiona na duchu tym, że operacja się udała, a także tym, że mogła operować razem z Markiem. Tak właśnie wyobrażała sobie ich wspólną przyszłość. W marzeniach mieli pracować razem, pewni siebie i partnera. Mark był doskonałym chirurgiem, szybkim, a jednocześnie niezwykle dokładnym. Od ich pierwszej wspólnej operacji Abby bardzo odpowiadała atmosfera panująca na sali. Mark nigdy nie tracił spokoju, nie krzyczał na pielęgniarki, w ogóle nigdy nie podnosił głosu. Myślała o tym, że gdyby ona kiedykolwiek miała iść pod nóż, to chciałaby, żeby to właśnie Mark Hodell trzymał skalpel. Teraz pracowała z nim. Jej ręka czasem dotykała jego dłoni, głowy pochylały się ku sobie. To był właśnie mężczyzna, którego kochała, oraz praca, którą kochała. W tej chwili potrafiła zapomnieć o Wiktorze Vossie i cieniu padającym na jej karierę. Może kryzys już minął. Nie spadł jeszcze żaden topór, żadna złowróżbna wiadomość nie dotarła do niej z biura Parra. Przeciwnie, Colin Wettig wziął ją dzisiaj na stronę i powiedział, że z pracy na urazówce otrzymała znakomite oceny. Wszystko się ułoży – myślała, patrząc, jak pielęgniarki wywożą pacjenta z sali. Wszystko w jakiś cudowny sposób się ułoży.

– Doskonała robota, DiMatteo – powiedział Mark, zdejmując fartuch.

– Założę się, że mówisz to wszystkim stażystom.

– No dobrze, to posłuchaj czegoś, czego nigdy nie mówię innym stażystom – pochylił się do niej i szepnął. – Czekam na ciebie w dyżurce.

– Hm… doktor DiMatteo… – usłyszeli.

Abby i Mark, oboje lekko zaczerwienieni, odwrócili się w kierunku drzwi, przez które wsunęła głowę pielęgniarka.

– Jest dla pani wiadomość od sekretarki pana Parra, prosi panią do siebie, do działu administracji.

– Teraz?

– Czekają tam na panią – powiedziała pielęgniarka i zniknęła za drzwiami. Abby spojrzała na Marka z obawą.

– O Boże. O co im teraz chodzi?

– Nie trać zimnej krwi. Jestem pewien, że wszystko jest w porządku. Chcesz, żebym poszedł z tobą?

Przez chwilę zastanawiała się nad jego propozycją, ale w końcu pokręciła przecząco głową.

– Jestem już dużą dziewczynką. Powinnam poradzić sobie sama.

– Jeżeli będziesz miała jakieś problemy, zadzwoń na mój pager. Przyjdę od razu. – Uścisnął jej rękę. – Obiecuję.

Z trudem zdobyła się na słaby uśmiech. Potem wyszła z sali operacyjnej i powoli poszła w kierunku windy. Z podobnym uczuciem strachu, które towarzyszyło jej zeszłego wieczoru, wjechała na drugie piętro i przeszła przez korytarz do gabinetu Parra. Sekretarka skierowała ją na salę konferencyjną. Abby zapukała do drzwi.

– Proszę wejść – usłyszała głos Parra.

Wzięła głęboki wdech i otworzyła drzwi. Parr wstał z miejsca przy stole konferencyjnym. W pokoju znajdował się jeszcze Colin Wettig oraz kobieta, której Abby nie rozpoznawała, brunetka około czterdziestki w dobrze skrojonym żakiecie. Wyraz ich twarzy nic Abby nie mówił, ale instynktownie wyczuwała, że spotkanie to nie będzie należało do najprzyjemniejszych.

– Doktor DiMatteo – powiedział Parr – przedstawiam pani Susan Casado, prawnika reprezentującego Bayside.

Prawnika? Nie brzmi to za dobrze – pomyślała Abby.

Obie kobiety podały sobie ręce. Uścisk pani Casado wydawał się nienaturalnie serdeczny w porównaniu z chłodnym uściskiem Abby. Przez chwilę w pokoju panowała cisza zakłócana jedynie szelestem papierów przekładanych przez panią adwokat.

W końcu odezwał się Parr.

– Doktor DiMatteo, może powie nam pani, jaka była pani rola przy opiece nad Karen Terrio. – Abby zmarszczyła brwi. Tego zupełnie się nie spodziewała.

– Przeprowadziłam wstępne rozpoznanie u pani Terrio – powiedziała – potem zarządziłam przeniesienie jej na neurochirurgię. Tam przejęli opiekę nad pacjentką.

– A więc jak długo była ona pod pani opieką?

– Oficjalnie? Mniej więcej około dwóch godzin.

– Co dokładnie pani zrobiła w przeciągu tych dwóch godzin?

– Ustabilizowałam ją. Zarządziłam wszelkie konieczne badania laboratoryjne. Wszystko jest w karcie.

– Tak, mamy jej kopię – odezwała się Susan Casado. Stuknęła palcem w kartę chorobową leżącą na stole.

– Wszystko jest tam udokumentowane – powiedziała Abby – moje notatki i zalecenia również.

– Dokładnie wszystko, co pani robiła? – spytała Susan.

– Tak. Wszystko.

– Czy pamięta pani może coś, co mogło negatywnie wpłynąć na stan pacjentki?

– Nie.

– Czy teraz uważa pani, że można było zrobić coś jeszcze?

– Nie.

– Z tego, co wiem, pacjentka zmarła.

– Miała rozległy uraz czaszki, którego doznała w wypadku samochodowym. Stwierdzono u niej śmierć mózgu.

– Już po tym, kiedy została przeniesiona na inny oddział. Abby rozpaczliwie rozejrzała się wkoło.

– Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi?

– O co chodzi? – powiedział Parr. – O to, że nasza firma ubezpieczeniowa „Vanguard Mutual” – firma ta jest również pani firmą – kilka godzin temu otrzymała pisemne zawiadomienie, że będziemy oskarżeni o błąd w sztuce lekarskiej. Dostarczono nam dokumenty podpisane przez prawnika z firmy „Hawles, Craig i Sussman”. Przykro mi o tym mówić, doktor DiMatteo, ale wygląda na to, że oskarżona będzie i pani, i Bayside.

Abby głośno westchnęła. Zaciskała dłonie na brzegu stołu, zrobiło jej się niedobrze. Wiedziała, że wszyscy czekają na odpowiedź, ale była w stanie tylko z niedowierzaniem kręcić głową.

– Rozumiem, że nie spodziewała się pani tego – powiedziała Susan Casado.

– Ja… – Abby przełknęła ślinę – oczywiście, że nie.

– To tylko wstępne kroki – stwierdziła Susan. – Sama pani oczywiście rozumie, że, zanim sprawa trafi do sądu, trzeba spełnić określone formalności. Po pierwsze, sprawa trafi do odpowiedniej komisji weryfikacyjnej, która zadecyduje, czy mamy tu, czy też nie mamy do czynienia z błędem w sztuce lekarskiej. Jeżeli komisja zadecyduje, że nic takiego nie miało miejsca, cała sprawa może się zakończyć na tym etapie. Bez względu na to, powód i tak ma prawo wnieść pozew do sądu.