Выбрать главу

– Powód? – mruknęła Abby. – Kto jest tym powodem?

– Mąż zmarłej pacjentki, Joseph Terrio.

– To jakaś pomyłka. Nieporozumienie.

– Ma pani rację, że to nieporozumienie – stwierdził Wettig. Wszyscy spojrzeli na generała, który dotąd nie brał udziału w rozmowie. – Sam sprawdzałem rejestr. Każdą jego stronę. Nie ma mowy o żadnym błędzie. Doktor DiMatteo zrobiła wszystko, co powinna była zrobić.

– Dlaczego więc tylko jej nazwisko wymieniono w pozwie? – spytał Parr.

– Wymieniono tylko mnie? – Abby zdziwiona spojrzała na panią adwokat. – A co z całym oddziałem neurochirurgii? Z salą nagłych przypadków? Nikogo innego nie wymieniono?

– Tylko panią – powiedziała Susan. – Oraz pani pracodawcę, to znaczy Bayside.

Abby była zdumiona.

– Nie mogę w to uwierzyć…

– Ja także nie – poparł ją Wettig. – Nie tak się przeprowadza tego typu sprawy i wszyscy o tym dobrze wiemy. Ci przeklęci prawnicy zwykle walą jak z automatu, wymieniają wszystkich możliwych lekarzy, którzy znajdowali się w odległości mili od pacjenta. Coś w tym wszystkim jest podejrzanego. Tu chodzi o coś innego.

– To Wiktor Voss – powiedziała cicho Abby.

– Voss? – Wettig ze zniecierpliwieniem machnął ręką. – Jaki miałby w tym cel?

– Postanowił mnie wykończyć. To właśnie jego cel. – Rozejrzała się po obecnych na sali. – Dlaczego tylko moje nazwisko zostało wymienione w pozwie? W jakiś sposób Voss dotarł do Joego Terrio, zdołał go przekonać, że ja popełniłam jakiś błąd. Gdybym tylko mogła porozmawiać z Joem…

– To absolutnie wykluczone – powiedziała Susan. – Byłaby to oznaka desperacji. Znak dla powoda, że jest pani w opałach.

– A jestem?

– Nie. Jeszcze nie. Jeżeli rzeczywiście miał miejsce jakiś błąd, wcześniej czy później i tak wyszłoby to na jaw. Możemy mieć nadzieję, że kiedy komisja rozstrzygnie spór na pani korzyść, druga strona zrezygnuje z wniesienia sprawy do sądu.

– A co będzie, jeżeli mimo to dojdzie do rozprawy sądowej?

– To nie miałoby sensu. Same koszty sądowe…

– Czy wy tego nie widzicie, Voss płaci rachunki. Jemu nie zależy na zwycięstwie czy przegranej w tej sprawie! Mógłby opłacić całą armię prawników tylko po to, żeby mnie nastraszyć. Joe Terrio – to może być dopiero pierwszy pozew. Wiktor Voss może sprawdzić wszystkich pacjentów, którzy kiedykolwiek znajdowali się pod moją opieką. Przekonać ich, żeby mnie podali do sądu.

– A my występujemy jako pani pracodawca. Co znaczy, że również Bayside zostanie pozwany – stwierdził Parr. Wyglądał fatalnie, niemal tak fatalnie, jak czuła się Abby.

– Musi być jakiś sposób, żeby to powstrzymać – powiedziała Susan. – Jakiś sposób na Wiktora Vossa i załagodzenie sytuacji. – Nikt się nie odezwał, ale Abby patrząc na Parra, niemal czytała w jego myślach. Najszybszy sposób to zwolnić mnie – pomyślała. Czekała, aż spadnie na nią jakiś cios, ale tak się nie stało. Tylko Susan i Parr wymienili spojrzenia. Susan powiedziała.

– To dopiero początek gry. Mamy miesiące na podjęcie odpowiednich kroków. Na obmyślenie odpowiedzi. Tymczasem… – Spojrzała na Abby – przydzielimy pani doradcę z „Vanguard Mutual”. Proponowałabym, żeby spotkała się pani z ich prawnikiem jak najszybciej. Może pani również zastanowić się nad wynajęciem własnego adwokata.

– Czy powinnam?

– Tak.

Abby przełknęła ślinę.

– Nie wiem, czy mnie stać na zatrudnienie adwokata…

– W sytuacji, w jakiej się pani znalazła, doktor DiMatteo, nie może pani sobie pozwolić na nie zatrudnienie go.

Dyżur tej nocy okazał się dla Abby zbawienny. Seria wezwań nie dała jej odpocząć przez cały wieczór. Wzywano ją do wszystkich, począwszy od pacjentów z odmą płuc na oddziale intensywnej terapii, aż po gorączkę pooperacyjną na chirurgii. Nie miała czasu myśleć o pozwie Joego Terrio. Bywały jednak momenty, gdy telefon milczał. Wtedy Abby czuła, że jest bliska łez. Nie spodziewała się, że właśnie Joe Terrio pozwie ją do sądu. Co takiego mogłam zrobić źle? – zastanawiała się – czy mogłabym wtedy dać z siebie więcej? Okazać mu więcej współczucia? Do cholery, Joe, czego jeszcze ode mnie oczekiwałeś? Abby wiedziała, że dała z siebie wszystko. Spełniła swoje zadanie najlepiej jak mogła. W nagrodę za czas, jaki poświęciła Karen Terrio, otrzymała taki właśnie cios. Ogarnęła ją złość. Złość na prawników, na Wiktora Vossa, nawet na Joego. Współczuła mu, ale jednocześnie czuła się zdradzona. Zdradzona przez człowieka, którego ból i cierpienie sama odczuwała.

O dziesiątej wreszcie mogła wrócić do dyżurki. Zbyt zdenerwowana, żeby czytać swoje pisma i za bardzo zła, żeby z kimkolwiek rozmawiać, nawet z Markiem, leżała na łóżku i gapiła się w sufit. Miała wrażenie, że jej nogi są sparaliżowane. Całe ciało wydawało się zdrętwiałe i bez życia. Jak ja przetrwam tę noc – zastanawiała się, nie mogąc zdobyć się nawet, żeby wstać z łóżka.

Kiedy o dziesiątej trzydzieści zadzwonił telefon, musiała podnieść się. Usiadła i podniosła słuchawkę.

– Doktor DiMatteo. Dzwonię z sali operacyjnej. Doktorzy Archer i Hodell potrzebują pani tutaj.

– Teraz?

– Jak najszybciej. Mamy nagły przypadek.

– Zaraz tam będę. – Abby odłożyła słuchawkę. Z westchnieniem ogarnęła palcami włosy. Gdyby to był inny dyżur, inna noc, już byłaby na nogach i przygotowywałaby się do operacji. Dzisiaj z niechęcią myślała o tym, że za chwilę będzie stała naprzeciwko Marka i Archera przy stole operacyjnym. Do cholery, DiMatteo! Jesteś chirurgiem, więc zachowuj się jak chirurg! – powiedziała sobie.

To wściekłość na samą siebie kazała jej w końcu wstać i wyjść z dyżurki.

Marka i Archera znalazła na górze w pokoju chirurgów. Stali przy mikrofalówce i rozmawiali przyciszonymi głosami. Ze sposobu, w jaki poderwali głowy, kiedy weszła, poznała, że była to prywatna rozmowa. Jednak na jej widok obaj uśmiechnęli się.

– Jesteś wreszcie – powiedział Archer – w okopach wszystko w porządku?