Выбрать главу

– Moim obowiązkiem jest przeprowadzenie tego statku od Rygi do Bostonu i z powrotem do Rygi.

– Czy zawsze wozicie sieroty?

– Nie. Zwykle mamy jakiś ładunek, skrzynie, pakunki. Nigdy nie pytam, co w nich jest. W ogóle nie zadaję pytań.

– No to nie wiesz, czy to nie jest nielegalne. Nawigator roześmiał się.

– Jesteś małym diabełkiem, wiesz? – powiedział i wrócił do robienia notatek i zapisywania cyfr w równych kolumnach.

Chłopiec przez chwilę obserwował go w milczeniu, a potem zapytał:

– Myślisz, że ktoś będzie chciał mnie adoptować?

– Oczywiście, że tak.

– Nawet z tym? – Jakow uniósł swój kikut.

Gdy nawigator spojrzał, Jakow zauważył błysk współczucia w jego oczach.

– Jestem pewien, że ktoś cię zaadoptuje – powiedział.

– Skąd to wiesz?

– Ktoś przecież zapłacił za przywiezienie cię tutaj, prawda? Załatwił potrzebne papiery.

– Nigdy nie widziałem moich papierów, a ty?

– To nie moja sprawa. Do mnie należy tylko doprowadzenie tego statku do Bostonu. – Nawigator odsunął Jakowa od stołu. – Może byś tak wrócił do innych chłopców, co?

– Oni nadal czują się źle.

– No to idź gdzie indziej.

Jakow niechętnie opuścił mostek i wyszedł na pokład. Był sam. Spojrzał w dół na wodę rozcinaną dziobem statku. Wyobrażał sobie ryby pływające gdzieś tam, poniżej, w ich szarym i mokrym świecie. Nagle poczuł, że brakuje mu powietrza. Przyglądanie się wirującej wodzie sprawiło, że poczuł zawrót w głowie. Ale nie ruszył się, stał, przytrzymując się swoją zdrową ręką. Pomyślał o zimnej i głębokiej wodzie i pierwszy raz od dawna poczuł strach. Naprawdę się bał.

Rozdział ósmy

Przez dwie noce z rzędu śnił się jej ten sam sen. Pielęgniarki tłumaczyły, że to z powodu leków, jakie jej podawano. Metyloprednisolon, cyklosporyna i leki przeciwbólowe. Przebywała w szpitalu już od kilku dni, nic więc dziwnego, że miała złe sny. Każdego chorego gnębią w szpitalu koszmary. Nie powinna się tym przejmować, w końcu sny odchodzą.

Jednak Nina Voss leżała w szpitalnym łóżku, myśląc, że ten sen nigdy nie odejdzie. Nigdy nie będzie mogła o nim zapomnieć. Teraz stał się jak nowe serce częścią niej samej.

Dotknęła ręką bandaży na piersi. Minęły już dwa dni od operacji i chociaż ból zaczynał łagodnieć, ciągle jeszcze budził w nocy, przypominając o darze, jaki otrzymała. To było dobre, silne serce. Wiedziała od razu, pierwszego dnia po operacji. W ciągu ubiegłych miesięcy, gdy leżała chora, zdążyła zapomnieć, co to znaczy mieć zdrowe serce, móc swobodnie chodzić i nie tracić tchu. Czuć, jak pełna życia krew krąży w ciele. Przyglądać się własnym palcom i podziwiać różowy odcień skóry. Od dawna żyła, czekając na śmierć i pogodziła się z tym tak dalece, że życie wydawało się jej niemal obce. Ale teraz czuła je we własnych dłoniach, w opuszkach palców, w biciu swojego nowego serca. Jeszcze nie miała poczucia, że ono należy do niej. Może nigdy nie będzie miała.

Kiedy była dzieckiem, często dostawała ubrania po starszej siostrze, Karolinie. Wełniane swetry, sukienki przechodziły na własność Niny, ale nigdy nie miała poczucia, że należą całkowicie do niej. To były ciągle ubrania Karoliny.

A ty czyim jesteś sercem? – zastanawiała się, delikatnie przesuwając dłonią po bandażach na piersi.

W południe przyszedł jej mąż. Usiadł przy łóżku.

– Znowu miałam ten sen – powiedziała – ten o chłopcu. Tym razem wszystko było bardzo wyraźne! Kiedy się obudziłam, nie mogłam przestać płakać.

– To przez sterydy, kochanie – powiedział Wiktor. – Przecież mówili ci, jakie mogą być skutki uboczne.

– A ja myślę, że to coś znaczy. Ty tego nie widzisz? Ja mam w sobie jego część. Część, która wciąż jeszcze nim żyje. Ja to czuję…

– To pielęgniarka powiedziała ci, że serce było chłopca.

– Spytałam ją.

– Nie powinna ci tego mówić. Nikomu to niepotrzebne. Ani tobie, ani temu chłopcu.

– Ależ nie – powiedziała Nina miękko. – Chłopcu nie, ale może jego rodzinie, jeżeli miał rodzinę.

– Jestem pewien, że nie chcą, żeby im o tym przypominano. Pomyśl, wszystkie szczegóły trzymane są w tajemnicy, oni muszą mieć jakiś powód.

– Czy przesłanie rodzinie listu z podziękowaniem byłoby nie na miejscu? List mógłby być anonimowy.

– Nie, Nina, to absolutnie niemożliwe.

Nina zamilkła i wcisnęła się głębiej w poduszki. Wiktor ma rację. Wiktor zawsze miał rację, a ona – jak zwykle przy nim – poczuła, że nie jest najmądrzejsza.

– Wspaniale dzisiaj wyglądasz, kochanie – powiedział – czy już pozwalali ci siadać?

– Dwukrotnie – nagle pokój wydał jej się bardzo zimny. Zadrżała.

Pete siedział na krześle przy łóżku Abby i patrzył na nią. Miał na sobie niebieski mundurek Młodych Skautów, ten, na którego rękawie przyszyte były wszystkie odznaki, a do kieszeni przypięte plastikowe znaczki, po jednym za każdą zdobytą sprawność. Ale nie miał czapki. Gdzie jest jego czapka? – zastanawiała się Abby, a potem przypomniała sobie, jak czapka się zgubiła. Ona z siostrami długo szukały jej przy drodze, w pobliżu tego, co zostało z roweru chłopca, ale nie znalazły.

Już od dawna do niej nie przychodził. Nie widziała go, odkąd skończyła college. Kiedy się pojawiał, spotkanie przebiegało zawsze tak samo. Siadał, patrzył na nią i nic nie mówił.

– Gdzie byłeś, Pete? – zapytała. – Po co przyszedłeś, skoro nie chcesz mi nic powiedzieć?

Chłopiec tylko siedział i przyglądał się jej. Jego oczy były bez wyrazu, a on sam milczał. Kołnierzyk niebieskiej koszuli był wykrochmalony i sztywny. Mama wyprasowała mu go przed pogrzebem. Pete odwrócił się i spojrzał w kierunku drugiego pokoju. Wzywała go jakaś melodia. Jego obraz zaczął jej się zamazywać, jak odbicie w wodzie, którą ktoś zmącił.

– Co przyszedłeś mi powiedzieć? – zapytała. Woda spieniła się, kipiała w takt nieziemskiej melodii. Jeszcze jeden dźwięk i wszystko zniknęło. Pozostała tylko ciemność.

Odezwał się telefon. Abby sięgnęła po słuchawkę.

– DiMatteo, słucham – powiedziała.

– Dzwonię z oddziału intensywnej terapii. Dobrze by było, żeby pani tu przyszła.