Выбрать главу

– Jaka jest twoja diagnoza?

– Jeszcze nie mam. Te antybiotyki to tylko osłona do momentu, kiedy otrzymamy wyniki badań krwi. W stanie immunosupresji, w jakim ona się znajduje, nie możemy dopuścić, żeby infekcja zaczęła się rozwijać. – Mark wstał z fotela i podszedł do szyby dzielącej korytarz od sali Niny. Widać było, że jest zaniepokojony. Przez chwilę stał bez ruchu, przyglądając się pacjentce. Jej widok trochę go uspokoił. Abby podeszła do niego. Stali blisko siebie połączeni wspólnym zmartwieniem. Po drugiej stronie szyby Nina Voss spała spokojnie.

– Może to reakcja na leki – zasugerowała Abby. – Dostaje tyle tego, że każdy z tych środków mógł wywołać gorączkę.

– To bardzo mało prawdopodobne. Ona jest na steroidach i cyklosporynie.

– Nie przychodzi mi do głowy żadna przyczyna infekcji. Nie mogę niczego się doszukać.

– Pacjentka jest w stanie immunosupresji. Jeżeli coś przeoczymy, może umrzeć. – Odwrócił się i raz jeszcze wziął do ręki kartę Niny Voss. – No to zaczynamy podawać jej soczek.

O szóstej rano pacjentce podłączono pierwszą kroplówkę z azaktamem. Konieczna była konsultacja ze specjalistą w zakresie chorób zakaźnych, więc o siódmej piętnaście ściągnięto doktora Moore’a. Zgodził się z Markiem, że u pacjenta w stanie immunosupresji nie można lekceważyć gorączki. O ósmej Nina otrzymała kolejny antybiotyk, piperacylinę.

Abby była już wtedy na porannym obchodzie, na jej wózku piętrzyły się karty innych pacjentów. Miała za sobą ciężki dyżur. Zdołała przespać się tylko godzinę około drugiej nad ranem, potem nie miała już ani chwili na wypoczynek. Energii dodawała jej tylko kofeina z podwójnej porcji kawy i nadzieja, że już niedługo ta upiorna noc skończy się. Pchając przed sobą wózek, szła wzdłuż przeszklonych ścian, za którymi leżeli pacjenci i myślała. „Jeszcze tylko cztery godziny i zmywam się stąd. Tylko cztery godziny do południa”. Przechodząc koło łóżka numer 15, spojrzała do środka. Nina nie spała. Zauważyła Abby i słabo skinęła na nią ręką.

Abby zostawiła wózek z kartami przy drzwiach, włożyła czysty fartuch i weszła do pokoju.

– Dzień dobry, doktor DiMatteo – wyszeptała Nina. – Mam wrażenie, że przeze mnie nie spała pani zbyt wiele tej nocy.

Abby uśmiechnęła się.

– To nic. Spałam w zeszłym tygodniu. Jak się pani czuje?

– Wzięli mnie w obroty. – Nina spojrzała na kroplówki z antybiotykami wiszące ponad jej łóżkiem. – Czy to pomoże?

– Mamy taką nadzieję. Podajemy pani piperacylinę i azaktam. To antybiotyki o szerokim zakresie działania. Jeżeli ma pani jakąkolwiek infekcję, one powinny to zlikwidować.

– A jeżeli to nie jest infekcja?

– Wtedy gorączka nie spadnie. I będziemy musieli próbować czegoś innego.

– Więc nie wiecie dokładnie, co jest jej przyczyną? Abby wahała się przez chwilę.

– Nie – przyznała w końcu. – Nie wiemy. To, co robimy, jest osłoną na wszelki wypadek.

Nina skinęła głową.

– Wiedziałam, że pani powie mi prawdę. Doktor Archer nie chciał. Wie pani, był tutaj dziś rano i powtarzał mi przez cały czas, żebym się nie martwiła. Że o wszystko zadbano. Nie wspomniał, że nie wie, co mi jest. – Nina zaśmiała się łagodnie, tak jakby gorączka, antybiotyki, wszystkie te rurki i maszyny były taką sobie drobnostką.

– Jestem pewna, że po prostu nie chciał pani martwić – powiedziała Abby.

– Ale przecież prawda mnie nie przeraża. Naprawdę nie. Lekarze zbyt rzadko mówią prawdę. – Spojrzała prosto w oczy Abby. – Obie o tym wiemy.

Abby zdała sobie sprawę, że swój wzrok automatycznie kieruje na monitory. Linie przecinające ekran miały prawidłowy bieg. Puls. Ciśnienie krwi. Ciśnienie w prawym przedsionku. Sprawdzanie tych liczb weszło jej w nawyk. Maszyny nie zadawały trudnych pytań i nie oczekiwały prawdziwych odpowiedzi.

Abby usłyszała, jak Nina cicho powiedziała:

– Wiktor.

Odwróciła się i wtedy dopiero zauważyła, że Wiktor Voss wszedł do sali.

– Proszę się stąd wynosić! – wrzasnął, poznając Abby. – Niech pani się wyniesie z pokoju mojej żony!

– Sprawdzałam, jak się czuje.

– Powiedziałem proszę się wynieść! – Zrobił krok w jej kierunku i chwycił za fartuch.

Abby szybko wyrwała mu się, ale było tam za mało miejsca, żeby mogła się cofnąć. Wpadł na nią z całą siłą. Tym razem mocno chwycił ją za ramię i ścisnął, sprawiając ból.

– Wiktor, nie! – zawołała słabo Nina.

Abby krzyknęła, kiedy Voss szarpnął ją i gwałtownym pchnięciem wyrzucił z sali. Wpadła na wózek i twardo wylądowała na pośladkach. Wózek z trzaskiem uderzył o biurko, a karty spadły na podłogę. Abby spojrzała na Wiktora Vossa. Stał nad nią i ciężko dyszał z wściekłości.

– Niech się pani więcej nie zbliża do mojej żony – powiedział. – Rozumie pani? – tu zwrócił się do personelu. – Nie chcę, żeby ta kobieta zbliżała się do mojej żony. Chcę, żeby zapisano to w karcie i wywieszono na drzwiach. Natychmiast! – Spojrzał z pogardą na Abby, wrócił do pokoju żony i zaciągnął zasłonę w oknie na korytarz.

Dwie z pielęgniarek pomogły Abby podnieść się z podłogi.

– Nic mi nie jest – powiedziała Abby. – Wszystko w porządku.

– To wariat – szepnęła jedna z pielęgniarek. – Powinnyśmy zawołać ochronę.

– Nie, nie róbcie tego. Nie pogarszajmy sytuacji.

– Ale to była napaść! Mogłaby pani podać go do sądu.

– Chcę o tym zapomnieć, dobrze? – Abby podeszła do swego wózka.

Karty pacjentów były porozrzucane po podłodze, rozsypane luźne kartki z wynikami badań laboratoryjnych. Zebrała papiery i ułożyła je na biurku. Z trudem powstrzymywała się od łez. Nie mogę płakać, myślała. Nie tutaj. Nie będę płakać. Podniosła głowę. Wszyscy na nią patrzyli. Zostawiła wózek tam, gdzie był i wyszła z oddziału.

Mark znalazł ją trzy godziny później w bufecie. Siedziała zgarbiona przy stoliku w rogu, nad filiżanką herbaty i ciastem z jagodami. Ciasto było ledwie zaczęte, a w filiżance wciąż jeszcze moczyła się torebka ekspresowej herbaty, która kolorem przypominała słabą kawę.

Mark usiadł naprzeciwko niej.

– To Voss wywołał awanturę, a nie ty, Abby.