– Rozmawiałem z nim w sobotę – powiedział Archer. – Nicholls twierdził, że był przy pobraniu narządu. Mówił, że operację przeprowadzono w Wilcox Memorial. Niestety, nie udało mi się złapać nikogo innego z tych, którzy byli wtedy obecni na sali operacyjnej. Teraz nie mogłem skontaktować się nawet z Nichollsem. W biurze tamtejszego szpitala poinformowano mnie, że wyjechał na dłuższy urlop. Nie wiem, co się tam dzieje, ale jednego jestem pewien, bardzo chciałbym, żebyśmy nie mieli z tym nic wspólnego. To wszystko zaczyna śmierdzieć.
Jeremiah Parr niespokojnie kręcił się na krześle i patrzył na panią prawnik, Susan Casado, ale na Abby, siedzącą w odległym końcu stołu obok koordynatora programu transplantacji, nawet nie rzucił okiem. Może nie chciał na nią patrzeć. W końcu to za jej sprawą cały ten bałagan wyszedł na jaw. To przez nią musieli się spotkać.
– O co tutaj chodzi?
– Sądzę, że Wiktor Voss zorganizował wszystko tak, aby utrzymać dawcę poza systemem rejestracji. Chciał być pewien, że serce dostanie jego żona.
– Czy rzeczywiście mógł to zrobić?
– Za odpowiednią sumę pieniędzy.
– A on na brak pieniędzy na pewno nie narzeka – wtrąciła Susan. – Dopiero co Kiplinger ogłosił aktualną listę pięćdziesięciu najbogatszych ludzi w Ameryce. Voss awansował na pozycję czternastą.
– Może powinniście mi raczej wyjaśnić jak system dawców i biorców funkcjonuje – stwierdził Parr. – Nie rozumiem, w jaki sposób mogło do tego dojść.
Archer spojrzał na koordynatora programu transplantacji.
– Zwykle zajmuje się tym Donna. Może więc ona nam wyjaśni. Donna Toth skinęła głową.
– Cały system jest dość prosty – powiedziała. – Prowadzimy zarówno regionalną, jak i ogólnokrajową listę pacjentów oczekujących na nowe organy. Ogólnokrajowy system to Centralny System Kontroli Transplantacji. Lista regionalna prowadzona jest przez Bank Organów w Nowej Anglii. Oba systemy rejestrują oczekujących w zależności od ich stanu. Na pierwszym miejscu są najbardziej potrzebujący. Majątek, rasa czy status społeczny nie mają tutaj żadnego znaczenia. Liczy się tylko stan zdrowia pacjentów. Otworzyła teczkę i wyjęła z niej kartkę papieru, którą podała Parrowi. – Tak wygląda ostatnia lista regionalna. Poprosiłam, żeby przesłano mi ją faksem z biura Banku Organów w Brooklinie. Jak widzicie, podany jest tu stan każdego pacjenta, organ, na jaki czeka, najbliższe centrum transplantacji oraz kontaktowy numer telefonu, zwykle jest to numer koordynatora programu transplantacji.
– A co oznaczają te informacje tutaj?
– To informacje kliniczne. Minimalna oraz maksymalna waga i wzrost dopuszczalne w przypadku dawcy. To, czy pacjent miał już wcześniej jakieś przeszczepy, co oznacza zwykle, że dopasowanie jest trudniejsze ze względu na przeciwciała.
– Powiedziała pani, że lista ułożona jest według stanu zdrowia pacjenta?
– Tak. Numer jeden na liście oznacza, że ten pacjent jest w najbardziej krytycznym stanie.
– Na której pozycji była pani Voss?
– W dniu, kiedy przeszła transplantację serca, była trzecia na liście pacjentów z grupą krwi AB RH+.
– Co się stało z tymi, którzy byli przed nią?
– Sprawdziłam to w Banku Organów. Oba nazwiska w kilka dni później zostały przeniesione na tak zwaną pozycję ósmą. Stwierdzono u nich brak akcji serca, zostali więc skreśleni z listy.
– Czy to znaczy, że oni nie żyją? – cicho spytała Susan Casado. Donna przytaknęła.
– Nie doczekali do transplantacji.
– Jezu – jęknął Parr. – To znaczy, że pani Voss dostała serce, które powinien otrzymać ktoś inny.
– Na to wygląda. Nie wiemy, jak zostało to załatwione.
– W jaki sposób powiadomiono nas o dawcy? – zapytała Susan.
– Telefonicznie – odparła Donna. – Tak to się zwykle odbywa. Zajmuje się tym koordynator programu transplantacji ze szpitala dawcy. Sprawdza ostatnią listę oczekujących i dzwoni na numer kontaktowy, podany przy pierwszym pacjencie z listy.
– Tak więc zadzwonił tutaj koordynator programu transplantacji ze szpitala Wilcox Memorial?
– Tak. Już wcześniej rozmawiałam z nim telefonicznie w sprawie innych dawców. Nie przyszło mi więc do głowy, że tym razem coś może być nie w porządku.
Archer pokręcił głową.
– Nie mam pojęcia, jak Voss zdołał to zorganizować. Wszystko wyglądało na to, że jest legalnie i uczciwie przeprowadzone. Musiał zapłacić komuś w Wilcox, sądzę, że tamtejszemu koordynatorowi. Dzięki temu pani Voss dostała serce. A my zostaliśmy mimowolnie wciągnięci w handel organami. Nie mamy żadnych papierów dawcy, żeby wszystko jeszcze raz sprawdzić.
– Jeszcze nie znaleziono tych dokumentów? – zapytał Parr.
– Nie mogłam ich nigdzie odszukać – powiedziała Donna. – Papierów tamtego dawcy nie ma nigdzie w moim biurze.
Wiktor Voss – pomyślała Abby. Jakoś udało mu się załatwić wszystko, żeby dokumenty zniknęły.
– Najgorszy problem to nerki – powiedział Wettig. Parr zmarszczył brwi, patrząc na generała.
– Co takiego?
– Jego żona nie potrzebowała nerek – wyjaśnił Wettig. – Ani trzustki, ani wątroby. Co się więc stało z nimi, jeżeli w ogóle trafiły do rejestrów?
– Pewnie je po prostu wyrzucono – powiedział Archer.
– Tak? Można było dzięki nim uratować życie trzech, a nawet czterech osób, a ktoś je po prostu wyrzucił.
Wszyscy byli zgodni, że to jakiś skandal.
– Co w związku z tym zrobimy? – zapytała Abby. Po jej pytaniu na chwilę zapadła cisza.
– Nie mam pomysłu, co powinniśmy zrobić – powiedział w końcu Parr. Spojrzał na panią prawnik. – Czy jesteśmy zobowiązani do kontynuowania sprawy?
– Z punktu widzenia etyki, tak – powiedziała Susan. – Jednak, jeżeli to zgłosimy, musimy liczyć się z konsekwencjami. Po pierwsze, na pewno nie uda nam się tego utrzymać w tajemnicy przed dziennikarzami. Handel organami, w który wplątany jest Wiktor Voss, to pikantna historyjka. Po drugie, w pewnym sensie pogwałcimy prawo pacjenta mówiące o zachowaniu prywatności i tajemnicy lekarskiej. To nie spodoba się dużej grupie naszych pacjentów.
Wettig parsknął.
– Ma pani na myśli tych najbogatszych.
– Raczej tych, dzięki którym ten szpital może jeszcze funkcjonować – poprawił go Parr.