Выбрать главу

– Czy jest tam doktor DiMatteo?

– Tak – odpowiedziała pielęgniarka.

– Proszę jej powiedzieć, żeby zdjęła fartuch i wyszła z sali.

– Ale oni właśnie mają otwierać pacjenta. Czy to nie może zaczekać? Po krótkiej przerwie głos znowu się odezwał:

– Pan Parr zadecydował, że doktor DiMatteo ma wyjść z sali.

– Proszę mu powiedzieć, że operujemy! – powiedział Mark.

– On o tym wie. Doktor DiMatteo jest potrzebna tutaj – powtórzył głos z interkomu. – Teraz.

Mark spojrzał na Abby.

– Idź. Poproszę, żeby przysłali jakiegoś stażystę.

Abby odeszła od stołu i nerwowo zaczęła zdejmować fartuch. Coś było nie tak. Parr nie wywołałby jej z operacji, gdyby nie chodziło o jakąś poważną sprawę. Gdy wychodziła z sali operacyjnej, serce waliło jej jak oszalałe.

Jeremiah Parr stał przy biurku na korytarzu. Razem z nim czekało dwóch strażników z ochrony szpitala i przełożona pielęgniarek. Wszyscy byli bardzo poważni.

– Doktor DiMatteo – zaczął Parr – prosimy, żeby poszła pani z nami. Abby spojrzała na strażników. Stanęli po obu jej stronach. Była tu obecna również przełożona. Przesunęła się krok w tył.

– O co chodzi? – spytała Abby. – Dokąd idziemy?

– Do pani szafki.

– Nie rozumiem.

– To rutynowa kontrola, pani doktor.

Mając dwóch strażników po bokach, Abby nie miała nic do powiedzenia, musiała posłusznie pójść za Parrem do damskiej szatni. Przełożona pielęgniarek weszła do środka pierwsza, żeby sprawdzić, czy w pomieszczeniu nie ma nikogo z personelu. Potem skinęła na Parra, dając znak, że mogą wchodzić.

– Czy zajmuje pani szafkę z numerem siedemdziesiąt dwa? – spytał Parr.

– Tak.

– Proszę ją otworzyć.

Abby sięgnęła do zamka z kombinacją cyfrową. Przekręciła pierwszą tarczę, a potem odwróciła się do Parra.

– Najpierw chciałabym wiedzieć, dlaczego?

– To zwykła kontrola.

– Wydaje mi się, że nie jestem uczennicą w szkole średniej, której sprawdza się szafki. Czego szukacie?

– Proszę po prostu otworzyć szafkę.

Abby spojrzała na strażników, potem na przełożoną pielęgniarek. Patrzyli na nią z rosnącą podejrzliwością. Z nimi nie ma co walczyć – pomyślała. Jeżeli odmówię, pomyślą, że coś tam ukrywam. Lepiej chyba ich posłucham, to jedyne wyjście w tej wariackiej sytuacji.

Jeszcze raz sięgnęła do zamka i wybrała odpowiednie numery.

Parr podszedł bliżej. Strażnicy również. Stanęli tuż za nią, kiedy otwierała drzwiczki szafki.

Wewnątrz było jej zwykłe ubranie, stetoskop, torebka, kosmetyczka w kwiaty z rzeczami, które przydawały się, kiedy miała nocne dyżury i długi biały fartuch, który wkładała na obchody. Chcieli, żeby z nimi współpracowała, proszę bardzo. Otworzyła suwak kosmetyczki w kwiaty i pokazała wszystkim jej zawartość. To było jak szkolna demonstracja intymnych przyborów toaletowych. Szczoteczka do zębów, tampony. Jeden ze strażników zarumienił się. Zapięła kosmetyczkę i otworzyła torebkę. Tutaj też żadnych niespodzianek. Portfel, książeczka czekowa, kluczyki do samochodu, jeszcze kilka tamponów. Strażnicy czuli się niezręcznie i trochę głupio. Abby zaczynało to bawić.

Włożyła torebkę z powrotem do szafki i zdjęła biały fartuch z wieszaka. W momencie, kiedy to robiła, poczuła, że jest cięższy. Sięgnęła do kieszeni i poczuła jakiś cylindryczny kształt o gładkiej powierzchni. Szklana fiolka. Wyciągnęła ją i spojrzała na naklejkę: „Morfina”. Fiolka była prawie pusta.

– Doktor DiMatteo – powiedział Parr – proszę mi to oddać. Spojrzała na niego zdumiona.

– Nie mam pojęcia, skąd się to tutaj wzięło.

– Proszę dać mi tę fiolkę.

Była zbyt zdziwiona i machinalnie po prostu podała mu ją.

– Nie wiem, w jaki sposób się tutaj znalazła – powiedziała. – Nigdy wcześniej jej nie widziałam.

Parr wręczył fiolkę przełożonej. Potem odwrócił się do strażników.

– Proszę odeskortować doktor DiMatteo do mego biura.

– To jakaś kompletna bzdura – powiedział Mark. – Ktoś ją wrobił i wszyscy dokładnie zdają sobie z tego sprawę.

– Nic mi o tym nie wiadomo – stwierdził Parr.

– Przecież to dalszy ciąg tych samych prześladowań! Pozwy do sądu, krwawe wnętrzności w jej samochodzie, a teraz to.

– To jest zupełnie co innego, doktorze Hodell. Tu chodzi o śmierć pacjenta. – Parr spojrzał na Abby. – Doktor DiMatteo, dlaczego nie powie pani prawdy i nie ułatwi nam wyjaśnienia tej sprawy?

Chciał, żeby się do wszystkiego przyznała. Żeby po prostu przyznała się do winy. Abby rozejrzała się po siedzących wokół stołu. Parr, Susan Casado, przełożona pielęgniarek. Nie mogła się tylko spojrzeć na Marka. Bała się, że może zobaczyć w jego oczach choćby cień wątpliwości.

– Już powiedziałam, że nic o tym nie wiem. Nie mam pojęcia, jak ta morfina znalazła się w mojej szafce. Nie wiem, jak zmarła Mary Allen.

– Pani podpisała jej akt zgonu – powiedział Parr. – Dwa dni temu.

– To pielęgniarki ją znalazły. Już wtedy nie żyła.

– Czy pani była wtedy na dyżurze?

– Tak.

– Przez całą noc była pani w szpitalu.

– Oczywiście. Przecież na tym właśnie polega dyżur.

– Tak więc była pani tutaj w noc, kiedy Mary Allen zmarła na skutek przedawkowania morfiny. A dziś znaleźliśmy to w pani szafce. – Postawił fiolkę na stole, na środku mahoniowego blatu. – Wydawanie tego objęte jest kontrolą. Sam fakt, że fiolka znalazła się w pani posiadaniu, jest już wystarczająco podejrzany.

Abby patrzyła z niedowierzaniem na Parra.

– Powiedział pan przed chwilą, że Mary Allen zmarła wskutek przedawkowania morfiny. Skąd o tym wiadomo?

– Zrobiono pośmiertne badanie poziomu leków. Był dużo ponad normę.

– Podawano jej dawkę znieczulającą w celu uśmierzenia bólu.

– Mam tutaj raport. Dostarczono go dziś rano. Cztery dziesiąte miligrama na litr. Poziom dwóch dziesiątych uważa się za śmiertelny.

– Czy mogę na to spojrzeć? – spytał Mark.

– Oczywiście.

Mark szybko przejrzał wyniki z laboratorium.

– Po co ktokolwiek prosił o zrobienie badania poziomu morfiny? Przecież pacjentka była nieuleczalnie chora na raka.

– Takie badanie zostało zlecone. Tyle powinniście wiedzieć.