Выбрать главу

– Chciałbym wiedzieć o wiele więcej.

Parr spojrzał na Susan Casado, która powiedziała:

– Był powód, który kazał nam podejrzewać, że nie była to naturalna śmierć.

– Jaki powód?

– To nie jest tematem tej rozmowy.

– Jaki powód? – powiedział twardo Mark. Susan gwałtownie poprawiła się na krześle.

– Jedna z krewnych pani Allen poprosiła, żebyśmy wszystko sprawdzili. Otrzymała jakiś list sugerujący, że śmierć pani Allen nastąpiła w podejrzanych okolicznościach. Powiadomiliśmy oczywiście doktora Wettiga i on zarządził sekcję zwłok.

Mark podał Abby kartkę z wynikami badań laboratoryjnych. W rubryce „lekarz zlecający” rzeczywiście był podpis generała. Zarządził ilościowe badanie poziomu leków osiem godzin po śmierci Mary Allen.

– Nie miałam z tym nic wspólnego – powiedziała Abby. – Nie wiem, jak dostała taką dawkę morfiny. Może laboratorium popełniło błąd, a może to pielęgniarka się pomyliła.

– Mogę ręczyć za mój personel – odezwała się przełożona. – Ściśle przestrzegamy zaleceń przy podawaniu narkotyków i podlegamy dokładnej wewnętrznej kontroli w tym zakresie. Wszystkim o tym wiadomo. Nie może być mowy o jakimkolwiek błędzie pielęgniarki.

– W takim razie z tego, co tu mówicie, wynika, że pacjentce celowo podano zbyt dużą dawkę – stwierdził Mark.

Po długiej chwili ciszy Parr powiedział:

– Tak.

– To śmieszne! Ja byłem tej nocy z Abby w dyżurce!

– Przez całą noc? – spytała Susan.

– Tak. To były jej urodziny i my… – odchrząknął i spojrzał na Abby. – Świętowaliśmy – zakończył Mark.

– Był pan z nią przez cały czas?:- chciał wiedzieć Parr.

Mark zawahał się. On nie jest tego pewien – pomyślała Abby. Przecież spał wtedy, kiedy zadzwonił telefon. Nawet się nie obudził, kiedy o trzeciej nad ranem wyszła stwierdzić zgon pani Allen, ani wtedy, kiedy wyszła po raz drugi około czwartej, żeby podłączyć kroplówkę jednemu z pacjentów. Miał zamiar dla niej skłamać, ale ona zdawała sobie sprawę, że to nie mogło się powieść. Mark nie miał pojęcia, co robiła tamtej nocy. Parr za to dowiedział się już wszystkiego od pielęgniarek. Poza tym były jeszcze wszystkie zapiski i zalecenia, które wydała tamtej nocy, przy każdym z nich podana była godzina.

– Mark był ze mną w dyżurce – wyjaśniła. – Ale spał prawie przez cały czas. – Spojrzała na niego. Muszą trzymać się prawdy. Tylko to może mnie uratować.

– A pani, doktor DiMatteo? – spytał Parr. – Czy pani również przez cały czas była w dyżurce?

– Kilkakrotnie wzywano mnie na różne oddziały. Pan zresztą już o tym wie, prawda?

Parr skinął głową.

– Skoro dla was jest oczywiste, że zrobiła to Abby – wtrącił się Mark. – To może powiecie mi, dlaczego miałaby to zrobić? Dlaczego zabiłaby własną pacjentkę?

– Nie jest to tajemnicą, że doktor DiMatteo popiera eutanazję – stwierdziła Susan Casado.

Abby spojrzała na nią zaskoczona.

– Co takiego?

– Rozmawialiśmy z pielęgniarkami. Raz słyszano, jak doktor DiMatteo powiedziała – Susan przerzuciła kilka stron służbowego notatnika. – Cytuję, jeżeli morfina ma jej to ułatwić, właśnie to powinno się jej podawać. Nawet jeżeli przez to koniec nadejdzie trochę wcześniej”. Koniec cytatu. – Susan spojrzała na Abby. – Powiedziała to pani, prawda?

– To nie ma nic wspólnego z eutanazją! Mówiłam o kontrolowanej dawce morfiny w zależności od bólu! O odejmowaniu pacjentce cierpienia.

– A więc wypowiedziała pani takie słowa?

– Może i tak! Nie pamiętam.

– Potem była ta historia z siostrzenicą pani Allen, Brendą Hainey. Wiele pielęgniarek było świadkami zajścia, podobnie jak obecna tu pani Speer. – Susan skinęła głową w kierunku przełożonej, po czym znowu zajrzała do notesu: – To była kłótnia. Brenda Hainey uważała, że jej ciotka dostaje za dużo morfiny. Doktor DiMatteo nie zgodziła się z tym. Doszło nawet do tego, że nawyzywała gościa.

Temu Abby nie mogła zaprzeczyć. Rzeczywiście doszło do spięcia między nią i Brendą. Rzeczywiście użyła słów, jakich nie powinna była użyć. Teraz miała wrażenie, że wszystko się na nią wali i obraca przeciwko niej. Zaczęła mieć trudności z oddychaniem. Z przerażenia nie mogła się poruszyć.

– Ona twierdzi, że nic o tym nie wie – powiedział Parr.

– Nie dziwi mnie to – odparł Wettig. – Rzeczywiście nie ma pani o tym pojęcia, prawda doktor DiMatteo?

Abby spojrzała w oczy generała. Nie łatwo było patrzeć w te zimne niebieskie oczy. Było w nich zbyt wiele siły, od której zależała jej przyszłość. Teraz jednak patrzyła prosto, bo nie miała nic do ukrycia.

– Nie zabiłam mojej pacjentki – powiedziała. – Przysięgam.

– Domyślałem się, że pani to powie. – Wettig sięgnął do kieszeni swego laboratoryjnego fartucha i wyciągnął stamtąd kłódkę z zamkiem cyfrowym. Położył ją na stole z głośnym stukiem.

– Co to jest? – spytał Parr.

– To zamknięcie od szafki doktor DiMatteo. W ciągu ostatniej pół godziny stałem się czymś w rodzaju eksperta w dziedzinie zamków z kombinacjami cyfrowymi. Wezwałem ślusarza. Powiedział, że to model sprężynowy, bardzo łatwo można sobie z nim poradzić. Wystarczy jedno mocniejsze szarpnięcie i proszę bardzo. Poza tym z tyłu jest kod. Jakikolwiek ślusarz może użyć tego kodu w celu otrzymania kombinacji.

Parr spojrzał na zamknięcie, a potem wzruszył lekceważąco ramionami.

– To niczego nie dowodzi. W dalszym ciągu mamy nieżywą pacjentkę!

– I to – wskazał fiolkę po morfinie.

– Co się z wami dzieje? – powiedział Mark. – Czy naprawdę nie widzicie, co tu jest grane? Anonimowy list. Morfina schowana w jej szafce. Ktoś próbuje ją wrobić, to jasne.

– W jakim celu? – spytała Susan.

– Żeby ją skompromitować. Żeby została zwolniona z pracy. Parr parsknął.

– Sugeruje pan, że ktoś celowo zamordował pacjentkę, żeby zrujnować karierę doktor DiMatteo?

Mark chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał się. To była absurdalna teoria, wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.

– Musi pan przyznać, doktorze Hodell, że w tym przypadku teoria, że wszystko zostało ukartowane rozmyślnie to zbyt absurdalne wnioski – stwierdziła Susan.

– Nie tak absurdalne, jak to, co mi się przytrafiło – powiedziała Abby. – Pomyślcie tylko o tym, co Wiktor Voss zrobił dotychczas. Musi być szalony. Napadł na mnie na oddziale chirurgii. Podrzucił wnętrzności do mego samochodu, tylko ktoś chory psychicznie mógłby wymyślić coś podobnego. Później otrzymałam dwa pozwy. A to dopiero początek.