Выбрать главу

– Piekielni mechanicy – powiedział jeden mężczyzna. – Nigdy nie uda im się tego naprawić. – Wtem w górze dał się słyszeć potężny warkot. Wszyscy na pokładzie spojrzeli w niebo, w kierunku zbliżającego się helikoptera.

Warkot stawał się coraz głośniejszy. Jakow zauważył, że mężczyźni cofnęli się od reflektorów. Hałas zakłócał ciszę. Aleksiej zakrył uszy i jeszcze bardziej schował się w cieniu. Jakow za to z wielką uwagą przyglądał się, jak helikopter powoli osiadł na pokładzie.

Pojawił się znowu mężczyzna w fartuchu. Podbiegł lekko przygarbiony i otworzył drzwi kabiny helikoptera. Jakow nie mógł dojrzeć, co było w środku. Wyszedł z cienia w kierunku pokładu. W kabinie śmigłowca dostrzegł pilota i pasażera – mężczyznę.

– Hej! – nagle krzyknął ktoś ponad nim. – Hej, chłopcze!

Jakow spojrzał w górę i zobaczył, że nawigator na mostku patrzył prosto na niego.

– Co ty tam robisz? Chodź tutaj natychmiast, zanim coś ci się stanie! No już! Człowiek w fartuchu również zauważył chłopców i zaczął iść w ich kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego. Jakow wbiegł szybko po schodach. Aleksiej, przerażony, również zerwał się na równe nogi.

– Czy jesteście durni, żeby wyłazić na pokład, kiedy ląduje helikopter? – krzyczał nawigator. Dał lekkiego klapsa Aleksiejowi i wciągnął obu chłopców na kapitański mostek. Wskazał dwa krzesła. – Siadajcie tu.

– My tylko przyglądaliśmy się – powiedział Jakow.

– Powinniście być teraz w łóżkach.

– Ja byłem w łóżku – zaszlochał Aleksiej. – To on mi kazał wstać.

– Chcecie wiedzieć, co śmigło helikoptera mogłoby zrobić z waszymi głowami? Chcecie? – zacisnął dłoń na chudej szyi Aleksieja. – Zostalibyście bez głów. Tak po prostu, jeden ruch i po wszystkim. Krew lałaby się strumieniami. Byłoby niezłe widowisko. Myślicie, że żartuję? Możecie mi wierzyć, ja sam nigdy nie schodzę na dół, kiedy ląduje śmigłowiec. Trzymam się z dala. Ale jak wy macie ochotę pozbyć się tych głupich łbów, to proszę bardzo.

Aleksiej szlochał.

– Ja nie chciałem tu przychodzić!

Warkot helikoptera stał się głośniejszy, wszyscy patrzyli, jak maszyna unosi się znowu w powietrze. Silny podmuch poruszał ubraniami mężczyzn stojących na pokładzie. Helikopter powoli obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i odleciał. Po chwili pochłonęła go ciemność. Jeszcze przez jakiś czas słyszeli cichnący, oddalający się warkot, aż umilkł.

– Dokąd on poleciał? – zapytał Jakow.

– Myślisz, że mnie to mówią? – Nawigator wzruszył ramionami. – Oni tylko telefonują, że przylatują coś odebrać, ja odwracam statek dziobem do wiatru i to wszystko. – Sięgnął ręką i przestawił jeden z przełączników. Reflektory natychmiast zgasły. Na głównym pokładzie zaległy ciemności.

Jakow przysunął się bliżej okna kabiny. Z każdej strony rozciągało się czarne morze. Aleksiej ciągle jeszcze płakał.

– Przestań już – powiedział nawigator. Lekko klepnął chłopca po ramieniu. – Taki duży chłopak, a zachowuje się jak baba.

– Ale po co on przylatuje, ten helikopter? – dopytywał się Jakow.

– Już mówiłem. Żeby coś odebrać.

– A co on odbiera?

– Ja o to nie pytam. Po prostu robię, co mi każą.

– Kto?

– Pasażerowie z kabiny na rufie: – Odciągnął Jakowa od okna i pchnął lekko w kierunku drzwi. – Wracajcie do swojej kabiny. Nie widzicie, że mam tutaj dużo pracy?

Jakow ruszył za Aleksiejem do drzwi ale ekran radaru przyciągał jego wzrok. Wiele razy przedtem patrzył zahipnotyzowany na ekran, z poruszającą się linią, która promieniście zataczała pełne koła. Teraz też nie mógł się od niego oderwać. Patrzył, jak linia zatacza kolejne kręgi. Zauważył mały srebrny punkcik na skraju ekranu.

– Czy to jakiś inny statek? – zapytał. – O tutaj, na radarze – wskazał kropkę, która nagle zrobiła się jaśniejsza, kiedy przeszła przez nią magiczna linia.

– A co ma być innego? Ale wynoście się stąd. Już!

Chłopcy wyszli na zewnątrz i zbiegli po schodkach na pokład. Jakow raz jeszcze obejrzał się i dojrzał sylwetkę nawigatora, który na tle zielonego światła ekranu radaru stał zawsze na straży.

– Teraz już wiem, dokąd leci ten helikopter – powiedział do siebie.

Piotra i Valentina nie było na śniadaniu. Do tego czasu wieść o tym, że zabrano ich w nocy, zdążyła dotrzeć do kabiny Jakowa. Kiedy więc usiadł przy stole naprzeciwko chłopców, wiedział, dlaczego wcale ze sobą nie rozmawiają. Nie rozumieli, dlaczego właśnie Piotr i Valentin jako pierwsi opuścili statek. Co oznaczało, że pierwsi zostali wybrani. Od początku wszystkim wydawało się, że Piotr zostanie tu najdłużej, chyba że jakiejś rodzinie zależało na zaadoptowaniu idioty. Valentin, który dołączył do grupy w Rydze, był dość inteligentny i przystojny, miał jednak trzymane w tajemnicy zboczenie, o którym przekonali się młodsi chłopcy. Kiedy w nocy gaszono światła, wczołgiwał się nagi do ich koi i szeptał:

– Czujesz? Czujesz jaki duży? – Potem chwytał ich ręce i zmuszał, żeby go dotykali. Valentina i Piotra już nie było. Zostali zabrani do nowych rodziców, którzy ich wybrali, tak powiedziała Nadia. Reszta musiała czekać.

Po południu Jakow i Aleksiej wyszli na pokład i położyli się na pokładzie w miejscu, gdzie przedtem lądował helikopter. Leżeli tak i patrzyli w niebo. Żadnych chmur, żadnych śmigłowców. Pokład był ciepły i chłopcy, jak dwa koty w słońcu, zaczęli odczuwać senność.

– Zastanawiałem się – Jakow przymknął oczy, bo raziło go słońce. – Jeżeli moja mama żyje, to ja nie chcę, żeby mnie ktoś adoptował.

– Ona nie żyje.

– A może żyje.

– To dlaczego wtedy po ciebie nie wróciła?

– Może właśnie teraz mnie szuka. A ja jestem tutaj, pośrodku morza, gdzie nikt nie mógłby mnie odnaleźć. Oprócz radaru. Poproszę Nadię, żeby zabrała mnie z powrotem. Nie chcę mieć nowej mamy.