Выбрать главу

– A ja chcę – powiedział Aleksiej. Przez chwilę był cicho, a potem zapytał: – Czy według ciebie coś jest ze mną nie tak?

Jakow zaśmiał się.

– Masz na myśli to, że może jesteś opóźniony w rozwoju, czy coś w tym guście?

Kiedy ten nie odpowiedział, Jakow spojrzał i z zaskoczeniem zobaczył, że Aleksiej zasłonił sobie twarz. Jego ramiona drżały.

– Hej, ty chyba nie beczysz?

– Nie.

– A mnie się wydaje, że tak.

– Nie.

– Jesteś beksa. Przecież ja nie mówiłem serio. Nie jesteś opóźniony. Aleksiej zwinął się w kłębek, podciągając nogi pod brodę. Płakał, ale robił to bezgłośnie. Jakow widział, jak chłopcem wstrząsał szloch. Nie miał pojęcia, jak powinien się zachować, ani co powiedzieć. Do głowy przychodziły mu tylko kolejne przezwiska. Głupia baba. Mazgaj. Nie powiedział ich jednak na głos. Nigdy jeszcze nie widział, żeby Aleksiej zachowywał się w taki sposób. Jakow czuł się trochę winny i trochę przestraszony. Przecież on tylko żartował. Dlaczego Aleksiej wziął to na serio?

– Może zejdziemy na dół i pohuśtamy się na linie – zaproponował. Lekko szturchnął Aleksieja w żebra. Aleksiej szarpnął się ze złością i wstał. Twarz miał czerwoną i mokrą.

– Co się z tobą dzieje? – spytał Jakow.

– Dlaczego oni wybrali tego głupiego Piotra, a nie mnie?

– Mnie też nie wybrali – powiedział Jakow.

– Ale ze mną wszystko jest w porządku! – krzyknął Aleksiej i uciekł z pokładu.

Jakow siedział nieruchomo. Patrzył w dół na kikut lewego ramienia.

– Ze mną też wszystko jest w porządku – powiedział.

– Skoczek bije gońca – odezwał się inżynier Kubiszew.

– Pan zawsze robi to samo. Nie chce pan spróbować czegoś nowego?

– Wierzę w to, co zostało już wypróbowane. Za każdym razem się na to nabierasz. Teraz twój ruch. Tylko nie zastanawiaj się przez cały dzień.

Jakow obrócił szachownicę i obejrzał ją z jednej strony, potem z drugiej.

Podniósł się lekko i przyjrzał się rzędowi pionków. Wyobraził sobie żołnierzy w czarnych mundurach stojących w szeregu i czekających na rozkazy.

– Co ty do licha robisz? – zdziwił się Kubiszew.

– Czy zauważyłeś, że królowa ma brodę?

– Co takiego?

– Ma brodę. Sam popatrz. Kubiszew mruknął.

– To tylko taka kryza. Ruszysz w końcu czy nie?

Jakow postawił królową z powrotem na swoje miejsce i sięgnął po skoczka. Odstawił i znowu podniósł. Przestawił go w inne miejsce i jeszcze raz wziął w rękę. Wokół nich warczały silniki. Kubiszew już nie patrzył. Otworzył gazetę i przyglądał się rozmaitym twarzom. Sto najpiękniejszych kobiet w Ameryce. Raz po raz odchrząkiwał i mówił: Ta niby ma być piękna? – albo – Tej nie pozwoliłbym przelecieć nawet swemu psu.

Jakow znowu podniósł królową i postawił ją na inne pole.

– Tutaj.

Kubiszew spojrzał na ruch Jakowa i parsknął.

– Dlaczego zawsze powtarzasz ten sam błąd? Ruszasz królową o wiele za wcześnie. – Pochylił się nad szachownicą, żeby wykonać ruch pionkiem. Wtedy właśnie Jakow zauważył tę twarz kobiety na jednej ze stron magazynu. Pasmo jasnych włosów wiło się tuż przy policzku, usta w lekkim melancholijnym uśmiechu, oczy patrzyły przed siebie, na coś w oddali.

– To moja mama – powiedział Jakow.

– Co?

– To ona. To moja mama! – Gwałtownym ruchem sięgnął po pismo, potrącając skrzynię, która służyła im za stół. Szachownica przewróciła się, a pionki, gońce i skoczki rozsypały dookoła. Kubiszew chwycił magazyn i odsunął chłopca. – Co się, do cholery, z tobą dzieje?

– Daj mi to! – krzyknął Jakow. Przyczepił się do ramienia mężczyzny zdecydowany walczyć o zdjęcie swojej matki. – Oddaj!

– Jesteś głupi, to nie twoja matka!

– To ona! Pamiętam jej twarz! Właśnie tak wyglądała, dokładnie tak.

– Przestań mnie drapać. Odczep się, słyszysz?

– Daj mi to!

– No dobra, dobra. Popatrz sobie. To na pewno nie jest twoja matka. – Kubiszew rzucił magazyn na skrzynię. – Widzisz?

Jakow patrzył na twarz ze zdjęcia. Każdy szczegół był taki, jak w jego śnie. Sposób pochylenia głowy, dołki w policzkach, nawet światło padające na jej włosy.

– To na pewno ona. Widziałem jej twarz.

– Każdy widział jej twarz. – Kubiszew wskazał nazwisko pod zdjęciem. – To Michelle Pfeiffer. Jest aktorką. Amerykanką. Nawet imienia nie ma rosyjskiego.

– Ale ja ją znam! Śniła mi się!

Kubiszew zaśmiał się.

– Ty i każdy inny jurny chłopaczek. – Popatrzył dookoła na porozrzucane figury szachowe. – Zobacz, jaki zrobiłeś bałagan. Mam nadzieję, że uda ci się znaleźć wszystkie pionki. No dalej, ty je porozrzucałeś, ty musisz je pozbierać.

Jakow nie ruszył się. Nie odrywał wzroku od zdjęcia. Pamiętał ze snu, jak się do niego uśmiechała.

Kubiszew zaczął wyciągać pionki i figury spod różnych maszyn.

– Pewnie po prostu widziałeś gdzieś jej twarz. W telewizji albo w gazecie, a potem o tym zapomniałeś. Teraz ci się przyśniła i tyle. – Ustawił gońca i królową na szachownicy, a potem dźwignął się z powrotem na krzesło. Miał zaczerwienioną twarz, szeroka pierś unosiła się i opadała szybko. Popukał się w głowę. – Mózg to tajemnicza rzecz. Prawdziwe życie zmienia się tu w sny i nie można odróżnić, co wymyśliłeś, a co prawdziwe. Czasami śni mi się, że siedzę przy stole zastawionym wspaniałym jedzeniem, wszystkim, co kiedykolwiek chciałem zjeść. Potem budzę się i stwierdzam, że ciągle jeszcze jestem na tej pieprzonej łajbie. – Sięgnął po czasopismo i wydarł stronę ze zdjęciem Michelle Pfeiffer. – Masz. Możesz sobie to zabrać.

Jakow wziął kartkę, ale nic nie powiedział. Po prostu gapił się cały czas na zdjęcie.

– Jeżeli chcesz udawać, że to twoja matka, to proszę bardzo. Po chłopcu można by się spodziewać gorszych rzeczy. No dobra. Teraz pozbieraj resztę figur. E…! Mały! Dokąd się wybierasz?

Jakow ściskając w dłoni kartkę z magazynu, uciekł z maszynowni.

Na pokładzie stał z twarzą zwróconą ku morzu. Zdjęcie było już trochę pogniecione i jeszcze szarpał je wiatr. Chłopiec przyglądał się i przyglądał. Zaciskał pięść tak mocno, że teraz przez uśmiechnięte usta kobiety z fotografii biegło załamanie.