Выбрать главу

– Czy mówi pan o Brendzie Hainey? Siostrzenicy pani Allen?

– Tak. Ona uważa, że jej ciotka zmarła z przyczyn niezależnych od jej choroby.

– Czy próbuje pan zrobić z tego morderstwo?

– Próbuję tylko ustalić, czy jest coś, czemu należy się bliżej przyjrzeć. Jak pani uważa?

Abby nie odpowiedziała.

– Brenda Hainey otrzymała anonimowy list, w którym napisano, że Mary Allen nie zmarła śmiercią naturalną. Czy według pani istnieją jakieś przyczyny, jakiekolwiek, żeby tak przypuszczać?

Katzka był przygotowany na kilka odpowiedzi, których mogła udzielić. Mogła się roześmiać i powiedzieć, że to wszystko jest kompletną bzdurą. Mogła powiedzieć mu, że Brenda Hainey to wariatka. Mogła też okazać swoje zaskoczenie albo nawet gniew z tego powodu, że zadawano jej tego typu pytania. Jakakolwiek z tych reakcji byłaby prawidłowa. Jednak tego, co Abby rzeczywiście odpowiedziała, detektyw nie spodziewał się.

Popatrzyła na niego w skupieniu. Jej twarz stała się blada, jakby nagle odpłynęła z niej krew.

– Odmawiam odpowiedzi na dalsze pytania, detektywie Katzka – odrzekła prawie szeptem.

Kilka sekund po tym, jak Katzka wyszedł z biblioteki, Abby w panice sięgnęła po najbliższy aparat telefoniczny i zadzwoniła na pager Marka. Odetchnęła, kiedy od razu odpowiedział na jej telefon.

– Ten detektyw był tutaj znowu – wyszeptała do słuchawki. – Mark, oni wiedzą o Mary Allen. Brenda z nimi rozmawiała. Ten gliniarz pytał mnie dzisiaj, jak zmarła moja pacjentka.

– Chyba nic mu nie powiedziałaś?

– Nie. – Wzięła głęboki oddech. Westchnienie, które z siebie wydała, brzmiało prawie jak szloch. – Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, Mark. Mam wrażenie, że wszystko zawaliłam. Jestem przerażona i on o tym wie.

– Abby, posłuchaj. To bardzo ważne. Czy powiedziałaś mu o morfinie w swojej szafce?

– Chciałam. Jezu, Mark, byłam gotowa wszystko mu wyśpiewać. Może trzeba było tak zrobić. Może powinnam dogonić go teraz i wszystko mu powiedzieć.

– Nie rób tego.

– Czy nie lepiej, żeby od razu o wszystkim się dowiedział? I tak w końcu sam do tego dojdzie. Wcześniej czy później dokopie się. Jestem tego pewna – znowu głośno westchnęła i poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Wiedziała, że za chwilę rozpłacze się, stojąc przy telefonie w bibliotece, gdzie każdy mógł ją zobaczyć. – Nie widzę żadnego innego rozwiązania. Muszę iść na policję.

– Co będzie, jeżeli tobie nie uwierzą? Sprawdzą dowody rzeczowe, stwierdzą, że w twojej szafce znaleziono morfinę i szybko wyciągną oczywiste według nich wnioski.

– W takim razie, co mam robić? Czekać, aż mnie zaaresztują? Nie mogę tego znieść. Po prostu nie mogę. – Jej głos drżał. Szeptem powtórzyła raz jeszcze: – Nie mogę.

– Jak dotąd policja nic nie wie. Ja niczego im nie powiem. Tak samo Wettig i Parr, jestem tego pewien. Nie chcą nadawać tej sprawie rozgłosu, podobnie jak ty. Wytrzymaj, Abby. Wettig robi, co może, żeby przywrócić cię do pracy na oddziale.

Chwilę trwało, zanim Abby zdołała opanować się. Kiedy w końcu przemówiła, jej głos brzmiał cicho, ale spokojnie.

– Mark, a co będzie, jeżeli Mary Allen rzeczywiście została zamordowana? Jeżeli tak, to powinno zostać przeprowadzone w tej sprawie śledztwo. Sami powinniśmy pójść z tym na policję.

– Czy naprawdę chcesz to zrobić?

– Sama nie wiem. Przez cały czas nie mogę pozbyć się myśli, że właśnie tak powinniśmy postąpić. To jest nasz obowiązek. Moralny i etyczny.

– Decyzja należy do ciebie, ale chciałbym, żebyś wcześniej dokładnie zastanowiła się nad konsekwencjami.

Abby już to zrobiła. Zdawała sobie sprawę ze skutków rozgłosu. Wiedziała, że może zostać aresztowana. Myślała o tym tysiące razy. Wiedziała, co powinna zrobić, ale bała się podjąć jakiekolwiek działanie. Jestem tchórzem. Moja pacjentka nie żyje, być może została zamordowana, a ja martwię się tylko o własną skórę – myślała nerwowo.

W pewnym momencie weszła do sali bibliotekarka, pchając przed sobą wózek z książkami. Kółka piszczały głośno. Kobieta usiadła przy swoim biurku i zaczęła stemplować wewnętrzne strony okładek.

– Abby – powiedział Mark. – Zanim cokolwiek zrobisz, pomyśl.

– Porozmawiam z tobą później, teraz muszę już iść. – Odłożyła słuchawkę i wróciła do stolika. Usiadła i patrzyła się tępo na stertę odbitek z artykułów medycznych. To była jej dzisiejsza praca. Przez cały ranek gromadziła tę kupę papierów. Była lekarzem, który nie mógł już praktykować, chirurgiem, któremu zakazano wstępu na salę operacyjną. Pielęgniarki i szpitalny personel nie wiedzieli, co o tym wszystkim myśleć. Abby domyślała się, że plotki na jej temat krążyły już po całym szpitalu. Tego ranka, kiedy szukała doktora Wettiga, wszystkie pielęgniarki przyglądały jej się jak nigdy. O czym one mówią za moimi plecami? – zastanawiała się. Bała się odpowiedzi na to pytanie.

Stukanie stempla ustało. Abby uświadomiła sobie, że bibliotekarka przerwała pracę i patrzyła teraz w jej kierunku. Tak, jak wszyscy inni w tym szpitalu, ona też zastanawia się, co się ze mną stało.

Abby zebrała wszystkie papiery i przeniosła na biurko bibliotekarki.

– Ile kopii?

– Wszystkie są dla doktora Wettiga. Może je pani wpisać na konto biura programu stażowego.

– Muszę znać dokładną liczbę kopii, wpisując je do rejestru. Takie są tutaj zasady.

Abby rozłożyła wszystkie papiery na blacie i zaczęła liczyć kartki. Powinna była wiedzieć, że bibliotekarka będzie się czegoś czepiała. Ta kobieta była w Bayside od zawsze i nigdy jeszcze nie zapomniała poinformować kolejnych stażystów o tym, że w bibliotece wszystko musiało być zgodnie z jej zarządzeniami. Abby zaczynała ogarniać złość, na bibliotekarkę, na ten szpital, na bałagan, w jaki ostatnio zamieniło się jej życie. Skończyła liczenie stron ostatniego artykułu.

– Dwieście czternaście – powiedziała i rzuciła go na stos pozostałych papierów. Nazwisko Aaron wydrukowane na pierwszej stronie przykuło jej wzrok. Tytuł artykułu brzmiał „Porównanie stopnia przeżywalności po transplantacji serca pomiędzy biorcami w stanie krytycznym a biorcami ambulatoryjnymi”. Autorami publikacji byli Aaron Levi, Rajiv Mohandas i Lawrence Kunstler. Abby gapiła się na nazwisko Aarona wstrząśnięta nagłym wspomnieniem o jego śmierci. Bibliotekarka również zwróciła uwagę na nazwiska lekarzy i pokręciła głową.