Выбрать главу

– Co masz na myśli, mówiąc, że to nie było samobójstwo? – spytała Abby.

– To był wypadek. Jakiś defekt w instalacji. W mieszkaniu zebrał się tlenek węgla. Oprócz niego zginęła również jego żona i mała córeczka.

– Zaczekaj, zaczekaj. Ja mówię o facecie, który nazywał się Lawrence Kunstler.

– Nie znam nikogo o tym nazwisku. Pewnie chodzi ci o kogoś, kto pracował w Bayside, jeszcze zanim ja tam przyszłam.

– O kim więc mówisz ty?

– O anestezjologu. Tym, który był w zespole, zanim zatrudnili Zwicka. Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska… Hennessy. Tak, właśnie tak.

– On był w zespole transplantacyjnym?

– Tak. Młody gość, dopiero co po stażu. Nie był tutaj zbyt długo. Pamiętam, że zanim to się wydarzyło, zamierzał wrócić na Zachód.

– Jesteś pewna, że to był wypadek?

– A co innego?

Abby wyjrzała przez okno na pustą ulicę. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.

– Abby, czy coś jest nie w porządku?

– Ktoś mnie dzisiaj śledził furgonetką.

– Nie żartuj.

– Marka nie ma jeszcze w domu. Jest ciemno, już dawno powinien wrócić. Nie mogę przestać myśleć o Aaronie. I o Kunstlerze. On skoczył z Tobin Bridge. Teraz ty mi mówisz, że był jeszcze Hennessy. To już razem trzech, Vivian.

– Dwa samobójstwa i wypadek.

– To dużo jak na jeden szpital.

– Statystycznie dużo. A może ta praca w Bayside jest aż do tego stopnia przygnębiająca. – Żart wypadł kiepsko i Vivian to wiedziała. Po chwili spytała. – Naprawdę sądzisz, że ktoś cię dzisiaj śledził?

– Pamiętasz co mi dziś powiedziałaś? Że nie jestem wariatką i że ktoś naprawdę zamierza mnie dostać.

– Miałam na myśli Wiktora Vossa albo Parra. Oni mają powody, żeby cię prześladować, ale żeby jeździć za tobą jakąś furgonetką? I w ogóle jaki to ma związek z Aaronem i pozostałymi dwoma?

– Nie wiem. – Abby podciągnęła nogi i skuliła się trochę z powodu zimna, i trochę ze strachu. – Zaczynam się bać. Bez przerwy myślę o Aaronie. Mówiłam ci, czego dowiedziałam się od tego detektywa? Że być może Aaron wcale nie popełnił samobójstwa.

– Czy ma na to jakieś dowody?

– Nawet gdyby miał, to na pewno nie opowiadałby o nich takiej osobie, jak ja.

– Może powiedział Elaine.

Racja! Wdowa po Aaronie. Ona na pewno chciałaby coś takiego wiedzieć. Żądałaby wyjaśnień. Kiedy Abby skończyła rozmawiać z Vivian, znalazła numer Elaine Levi. Przez chwilę zbierała się na odwagę, żeby zadzwonić. Na dworze było już ciemno. Mżawka zamieniła się w jednostajny deszcz. Mark ciągle jeszcze nie wracał. Zasłoniła okna i zapaliła światła. Wszystkie. Potrzebowała jasności i ciepła. Podniosła słuchawkę i nakręciła numer Elaine. Odczekała cztery dzwonki i odchrząknęła, sądząc, że będzie musiała zostawić wiadomość na automatycznej sekretarce. Potem w słuchawce rozległy się trzy przenikliwe dźwięki, po których jakiś głos powiedział:

– Numer abonenta jest nieaktualny…

Abby jeszcze raz wykręciła numer Elaine, upewniając się, że przyciskała guziki z właściwymi numerami. Po czterech dzwonkach rozległy się te same przenikliwe dźwięki:

– Numer abonenta jest nieaktualny… – Odłożyła słuchawkę i spojrzała na aparat, tak jakby ją zdradził. Dlaczego Elaine zmieniła numer? Kogo chciała unikać?

Na ulicy jakiś samochód z pluskiem przejechał przez kałuże. Abby podbiegła i wyjrzała przez okno. BMW wjeżdżało właśnie na ich podjazd. Cicho odetchnęła z ulgą. Mark był w domu.

Rozdział szesnasty

Mark napełnił kieliszek winem.

– Oczywiście, że znałem ich obu – powiedział. – Larry’ego Kunstlera znałem lepiej niż Hennessy’ego. Hennessy nie był u nas zbyt długo. Larry był jednym z tych, którzy wciągnęli mnie do zespołu od razu po stażu. Był całkiem miły. – Mark odstawił butelkę wina na stół. – Naprawdę był porządnym facetem.

Kierownik sali przesunął się obok nich, eskortując do sąsiedniego stolika kobietę ubraną z przesadną elegancją. Tam przywitano ją okrzykami.

– Jesteś wreszcie! Co za wspaniała suknia! – Ich hałaśliwość wydała się Abby wulgarna, a nawet nieprzyzwoita. Żałowała teraz, że ona i Mark nie zostali w domu. To on chciał gdzieś wyjść na kolację. Tak niewiele mieli wspólnych wieczorów, nawet nie uczcili odpowiednio swoich zaręczyn. Mark zamówił wino i wzniósł toast za nich, potem następne toasty i teraz kończył butelkę. Coraz częściej mu się to ostatnio zdarzało. Abby patrzyła, jak sączył z kieliszka resztki wina i myślała, że jej problemy odbijają się również na Marku.

– Dlaczego nigdy mi o nich nie wspomniałeś? – zapytała.

– Nie było takiej okazji.

– Według mnie, ktoś powinien o nich przypomnieć. Szczególnie po śmierci Aarona. Zespół w przeciągu trzech lat stracił trzech lekarzy i nikt nic o tym nie mówi. Wygląda na to, że boicie się w ogóle o tym wspominać.

– To dość ponury temat do rozmowy. Nie powinniśmy go zaczynać szczególnie w obecności Marilee. Ona znała żonę Hennessy’ego. Pomagała jej nawet w urządzeniu dziecinnego pokoju.

– Tego dziecka, które zmarło? Mark przytaknął.

– Tamta tragedia dla wszystkich była szokiem. Cała rodzina, tak po prostu. Marilee wpadła w histerię, kiedy się o tym dowiedziała.

– To na pewno był wypadek?

– Kupili ten dom kilka miesięcy wcześniej. Nie zdążyli wymienić instalacji ciepłowniczej. Tak, to był wypadek.

– Ale śmierć Kunstlera nie była wypadkiem. Mark westchnął.

– Nie, śmierć Larry’ego nie była wypadkiem.

– Jak sądzisz, dlaczego to zrobił?

– A dlaczego Aaron to zrobił? A dlaczego inni popełniają samobójstwa? Można wymyślić co najmniej kilka prawdopodobnych powodów, ale prawda jest taka, Abby, że będą to tylko przypuszczenia, nie możemy tego wiedzieć na pewno i nigdy nie będziemy tego potrafili zrozumieć. Patrzymy na wszystko ze swojej perspektywy i mówimy sobie: będzie lepiej. Zawsze kiedyś się poprawi. Larry widocznie przestał w to wierzyć. Nie widział już żadnych perspektyw. Właśnie w takich momentach ludzie tracą nadzieję, kiedy nie widzą już swojej przyszłości – wypił łyk wina, potem jeszcze jeden, ale wydawało się, że trunek przestał mu smakować. Podobnie jak jedzenie. Zrezygnowali z deseru i wyszli z restauracji. Oboje byli milczący i przygnębieni.