Выбрать главу

Lundquista Abby obawiała się. Bała się go od momentu, kiedy wszedł do pomieszczenia i postawił na stole magnetofon. Jej strach zwiększył się jeszcze po tym, jak wyciągnął z kieszeni kartkę i odczytał jej prawa. Przecież ona z własnej woli zgłosiła się na policję. Chciała porozmawiać z detektywem Katzką. Zamiast niego przysłali Lundquista, który zadawał jej pytania z ledwie powstrzymywaną agresją oficera śledczego.

W końcu drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Bernard Katzka. Na widok kogoś, kogo znała, powinna była poczuć ulgę, ale kamienna twarz Katzki nie była pocieszeniem, jakiego potrzebowała. Stanął za stołem, naprzeciwko niej i patrzył na nią spokojnie. Wyglądał na zmęczonego.

– Z tego co wiem, nie wezwała pani adwokata – powiedział. – Czy chce pani zrobić to teraz?

– Czy jestem aresztowana? – zapytała.

– Jeszcze nie.

– W takim razie mogę wyjść, kiedy będę chciała? Spojrzał na Lundquista, który wzruszył ramionami.

– To tylko wstępne przesłuchanie.

– Czy uważa pan, że potrzebny mi będzie adwokat? Katzka znowu zawahał się.

– To naprawdę powinna być pani decyzja, doktor DiMatteo.

– Proszę posłuchać. Przyszłam tutaj sama. Zrobiłam to dlatego, że chciałam z panem porozmawiać. Chciałam powiedzieć panu, co zaszło. Odpowiadałam na wszystkie pytania, jakie zadał mi ten mężczyzna. Jeżeli chcecie mnie teraz aresztować, to owszem wezmę adwokata. Ale od razu zaznaczam, jeżeli się na to zdecyduję, to nie dlatego, że zrobiłam coś złego. – Spojrzała Katzce w oczy. – Na razie więc odpowiem panu, że nie potrzebuję adwokata.

Lundquist i Katzka wymienili spojrzenia. Abby nie wiedziała, co to oznacza. Potem Lundquist powiedział.

– Jest twoja, Sług – i odsunął się w kąt pomieszczenia. Katzka usiadł przy stole.

– Przypuszczam, że będzie chciał mi pan zadać wszystkie pytania, które wcześniej słyszałam od pana kolegi – powiedziała Abby.

– Nie było mnie tylko na początku, poza tym słyszałem większość pani odpowiedzi.

Skinął w kierunku lustra na przeciwległej ścianie. Abby wiedziała, że była to szyba, przez którą detektyw mógł ją obserwować z zewnątrz. Słuchał jej rozmowy z Lundquistem. Zastanawiała się, kto jeszcze był za tym szkłem i patrzył na nią. Poczuła się wystawiona na pokaz. Przesunęła trochę swoje krzesło, odwracając twarz od lustra. Teraz patrzyła prosto na Katzkę.

– Więc o co chce mnie pan zapytać?

– Wspomniała pani, że ktoś próbuje panią wrobić. Czy wie pani, kto to jest?

– Sądziłam, że to Wiktor Voss, ale teraz nie jestem pewna.

– Czy ma pani innych wrogów?

– Jak widać mam.

– Kogoś, kto posunąłby się aż do zamordowania pani pacjentki tylko po to, żeby panią wrobić?

– Może to nie było morderstwo. Wynik poziomu morfiny nigdy nie został potwierdzony.

– Myli się pani. Kilka dni temu ciało pani Allen zostało poddane ekshumacji na prośbę Brendy Hainey. Dziś rano przeprowadzono testy ilościowe.

Abby słuchała, dobiegał ją dźwięk pracującego magnetofonu. Odchyliła się na krześle. Teraz nie mogło być już żadnych wątpliwości. Mary Allen zmarła wskutek przedawkowania.

– Kilka dni temu wspomniała pani, że śledziła panią czerwona furgonetka.

– Brązowa – szepnęła Abby. – To była brązowa furgonetka. Dziś widziałam ją znowu.

– Czy pamięta pani numer rejestracyjny?

– Zawsze była za daleko.

– Chciałbym się upewnić, czy dobrze wszystko zrozumiałem. Ktoś podał za dużą dawkę morfiny pani pacjentce, Mary Allen. Potem on – lub ona – podłożył fiolkę po morfinie do pani szafki. Teraz natomiast śledzi panią furgonetka. I twierdzi pani, że za tymi wszystkimi zdarzeniami stoi Wiktor Voss?

– Tak myślałam, ale może to być ktoś inny.

Katzka lekko zmienił pozycję i popatrzył na Abby. Zmęczenie było widać nie tylko w jego oczach, ale również w postawie. Siedział przygarbiony.

– Proszę nam jeszcze raz opowiedzieć o transplantacjach.

– Przecież już wszystko powiedziałam.

– Nie wiem jeszcze, jak mam to odnieść do tej sprawy.

Abby odetchnęła głęboko. Już raz przez to przeszła. Opowiedziała Lundquistowi całą historię z Joshem O’Dayem i niejasnymi okolicznościami operacji Niny Voss. Sądząc po demonstrowanym przez Lundquista braku zainteresowania, była to strata czasu. Teraz miała wszystko powtórzyć, tracąc kolejne minuty. Zniechęcona, przymknęła oczy.

– Chciałabym napić się wody.

Lundquist wyszedł z pokoju. Kiedy go nie było, Abby i Katzka nic nie mówili. Abby siedziała z zamkniętymi oczami, pragnąc mieć to wszystko za sobą. Wiedziała jednak, że to się nigdy nie skończy. Przez całą wieczność miała siedzieć w tym pokoju i odpowiadać ciągle na te same pytania. Może jednak powinna była zadzwonić po adwokata. A może powinna była po prostu wyjść. W końcu przecież Katzka powiedział jej, że nie jest aresztowana. Jeszcze nie. Lundquist wrócił z papierowym kubkiem napełnionym wodą. Wypiła całą kilkoma łykami i pusty kubek odstawiła na stół.

– To jak tam było z tymi przeszczepami, pani doktor? – ponaglił Katzka. Westchnęła.

– Sądzę, że właśnie w ten sposób Aaron zgromadził te trzy miliony dolarów. Znajdując serca dla bogatych ludzi, którzy nie chcieli czekać, aż zgodnie z listą nadejdzie ich kolej.

– Z listą? Przytaknęła.

– Tylko w naszym kraju jest pięć tysięcy osób, które czekają na transplantację serca. Wiele z nich umrze dlatego, że nie ma aż tylu dawców. Dawcy muszą być młodzi i uprzednio zdrowi, co oznacza, że większość z nich to ofiary urazów czaszki, ludzie, u których stwierdzono śmierć mózgu. Nie ma takich zbyt wielu.

– Kto więc decyduje o tym, który pacjent otrzyma serce?

– Istnieje komputerowy system rejestracji. Nasz regionalny prowadzony jest przez Bank Organów Nowej Anglii. Te rejestry są całkowicie demokratyczne. Pozycja pacjenta na liście określona jest zgodnie ze stanem jego zdrowia. Pieniądze nie mają tutaj znaczenia. Oznacza to, że jeżeli ktoś jest daleko na liście, to musi długo czekać. Załóżmy teraz, że jakaś osoba jest bardzo bogata i boi się, że umrze, zanim doczeka się dla siebie serca. Czy nie przyjdzie jej do głowy, żeby jakoś obejść system i dostać serce wcześniej?