Выбрать главу

Abby musiała przerwać czytanie. Czuła, że serce podjeżdża jej pod gardło, a oddech stał się szybki i urywany. Przez kilka dobrych chwil starała się nad tym zapanować, ale w rezultacie zrobiło się jej naprawdę niedobrze.

Dziennikarz pisał o wszystkim. Pozwy do sądu, śmierć Mary Allen, kłótnia z Brendą Hainey. Niczemu nie można byłoby zaprzeczyć. Wszystko to zebrane razem tworzyło jej obraz jako osoby niezrównoważonej, a nawet niebezpiecznej. Takie słowa trafiały dokładnie w publicznie rzadko poruszany temat: horror pacjenta będącego na łasce i niełasce szalonego lekarza.

Trudno uwierzyć, że to właśnie o mnie piszą – pomyślała.

Nawet gdyby nie odebrano jej pozwolenia na wykonywanie zawodu i gdyby zdołała ukończyć staż, taki artykuł ciągnąłby się za nią zawsze i wszędzie. A razem z nim wątpliwości. Każdy pacjent będący przy zdrowych zmysłach unikałby skalpela psychopatki. Nie miała pojęcia, jak długo snuła się po ulicach, ściskając w dłoni gazetę. Kiedy w końcu zatrzymała się, stwierdziła, że jest na Harvard University Common. Uszy rozbolały ją od zimna. Domyślała się, że pora lunchu dawno już minęła. Włóczyła się tak przez pół dnia. Nie wiedziała, dokąd ma teraz iść. Wszyscy na Common – studenci z plecakami i torbami, roztargnieni profesorowie w tweedowych marynarkach – wydawali się mieć jakiś cel. Wszyscy poza nią.

Raz jeszcze spojrzała na gazetę. Zamieszczone na pierwszej stronie zdjęcie musiało pochodzić z biura szpitala. Zrobione zostało krótko przed rozpoczęciem stażu. Uśmiechała się prosto do obiektywu. Widać było, że jest młoda i pełna zapału. Chciała pracować, żeby urzeczywistnić swoje marzenia.

Wyrzuciła gazetę do najbliższego pojemnika na śmieci i ruszyła w kierunku domu. Muszę z nimi walczyć, stawić im czoło – myślała. Ale ani ona, ani Vivian nie miały już żadnych pomysłów. Wczoraj Vivian poleciała do Burlington. Wieczorem zadzwoniła do Abby z niezbyt dobrą wiadomością: Tim Nicholls zamknął swoją praktykę i nikt nie wiedział, gdzie teraz przebywał. Ślepa uliczka. Do tego w Wilcox Memorial nie mieli w rejestrach żadnych operacji pobierania narządów w podanych przez Vivian dniach. Kolejna ślepa uliczka. Poza tym Vivian sprawdziła jeszcze rejestry miejscowej policji i nie znalazła żadnych raportów o osobach zaginionych, ani o znalezieniu ciał z wyciętymi sercami. To miał być ich ostatni trop, który również zakończył się niczym. Zatarli wszystkie ślady. W żaden sposób nie można ich pokonać.

Gdy weszła do domu, od razu zauważyła mrugające światełko automatycznej sekretarki. Vivian zostawiła wiadomość, prosząc Abby o telefon. Podała swój numer w Burlington. Abby próbowała zadzwonić, ale nikt nie odpowiadał.

Wybrała numer Banku Organów, ale jak zwykle, nie chcieli połączyć jej z Helen Lewis. Miała wrażenie, że nikt już nie chce wysłuchiwać rewelacyjnych teorii psychopatki, doktor DiMatteo. Abby nie wiedziała, do kogo jeszcze może się zwrócić. Przejrzała listę osób, które znała z Bayside. Doktor Wettig, Mark, Mohandas i Zwick, Susan Casado, Jeremiah Parr. Nie ufała nikomu z nich. Nikomu.

Właśnie podniosła słuchawkę, żeby jeszcze raz spróbować zadzwonić do Vivian, kiedy przypadkiem spojrzała przez okno. Po drugiej stronie ulicy stała zaparkowana przy ulicy brązowa furgonetka. Ty łajdaku. Tym razem cię mam! Pobiegła do szafy w przedpokoju i znalazła lornetkę. Poprawiła ostrość, skupiając się na numerach rejestracyjnych. Mam cię – pomyślała triumfalnie. Chwyciła słuchawkę i nakręciła numer Katzki. Dziwne jest, że to właśnie ja do niego dzwonię – przeszło jej przez myśl. Może był to jakiś odruch. Potrzebowała pomocy, dzwoniła więc do gliniarza. On był jedynym policjantem, jakiego znała.

– Detektyw Katzka. – Usłyszała jego oficjalny głos.

– Furgonetka wróciła! – wypaliła.

– Słucham?

– Mówi Abby DiMatteo. Furgonetka, która mnie śledziła, stoi teraz zaparkowana w pobliżu mego domu. Mam jej numer rejestracyjny: pięć-trzy-dziewięć, TDV. Tablica z Massachusetts.

W milczeniu zapisywał numer.

– Pani mieszka na Brewster Street, prawda?

– Tak. Proszę kogoś zaraz przysłać. Nie wiem, co on chce zrobić – mówiła nerwowo.

– Proszę zostać w domu i pozamykać wszystkie drzwi. Dobrze?

– Dobrze, dobrze.

Wiedziała, że drzwi już były zamknięte, ale i tak sprawdziła wszystkie jeszcze raz. Wszystko było w porządku. Wróciła do pokoju i usiadła w pobliżu okna, za zasłoną. Co jakiś czas spoglądała przez szybę, upewniając się, czy furgonetka jeszcze tam stoi. Chciała, żeby została na miejscu. Chciała zobaczyć reakcję kierowcy na widok policji.

Piętnaście minut później znajome zielone volvo zaparkowało przy krawężniku przed jej domem, dokładnie na wysokości furgonetki, tylko po przeciwnej stronie ulicy. Nie spodziewała się, że Katzka pojawi się osobiście. Na jego widok poczuła ulgę. On będzie wiedział, co zrobić – pomyślała. Katzka był wystarczająco inteligentny, aby znaleźć wyjście z każdej sytuacji.

Przeszedł przez ulicę i wolno zbliżył się do furgonetki. Abby przysunęła się bliżej okna. Czuła, że serce jej mocno wali. Zastanawiała się, czy puls Katzki również był przyspieszony. Detektyw niby od niechcenia podszedł do drzwi od strony kierowcy. Dopiero kiedy odwrócił się lekko w kierunku Abby, zauważyła, że trzyma pistolet. Nie wiedziała nawet, kiedy go wyciągnął.

Bała się patrzeć, co będzie dalej. Bała się o niego.

On przysunął się bliżej wozu i zajrzał do środka. Chyba nie zauważył nic podejrzanego. Okrążył furgonetkę od tyłu i zajrzał przez tylną szybę. Potem chowając broń, rozejrzał się wokół. Nagle otworzyły się drzwi pobliskiego domu. Po schodach werandy krzycząc i machając rękami, zbiegł człowiek w szarym kombinezonie. Katzka ze swoją zwykłą niewzruszonością wyjął odznakę. Nieznajomy spojrzał, po czym sam wyjął identyfikator. Przez chwilę obaj rozmawiali i co jakiś czas wskazując to dom, to furgonetkę. W końcu mężczyzna w kombinezonie wsiadł do samochodu, a Katzka ruszył w kierunku domu Abby.

Otworzyła i zapytała:

– Co się stało?

– Nic.

– Kim jest ten kierowca? Dlaczego mnie śledził?