Выбрать главу

– Co pani, u licha, robi?

– Niech pan wsiada.

– Nie. Najpierw proszę zjechać na bok.

– Niech pan wsiada!

Katzka zaskoczony wsiadł. Abby od razu dodała gazu i szybko minęła skrzyżowanie. Dwie przecznice dalej coś niebieskiego mignęło jej przed oczami. Trans am skręcał w Cottage Street. Łatwo mógł zniknąć w gęstniejącym ruchu ulicznym. Musiała trzymać się tuż za nim. Gwałtownie ruszyła w lewo, przekroczyła podwójną linię, wyprzedziła trzy wozy i wróciła na swój pas, unikając zderzenia z samochodami jadącymi z naprzeciwka. Usłyszała, że Katzka zapina pas. Dobrze. Zapowiadało się, że jazda będzie dzika. Skręcili w Cottage Street.

– Czy teraz może mi pani to wyjaśnić? – spytał detektyw.

– On wyszedł bocznym wyjściem z budynku „Amity”. Ten facet w niebieskim samochodzie.

– Kto to jest?

– Kurier, który dostarczył serce. Przedstawił się jako Mapes. – Zauważyła kolejną lukę w sznurze samochodów, znowu wyprzedziła kilka wozów i wróciła na swój pas.

– Chyba ja powinienem poprowadzić – powiedział Katzka.

– Zbliża się do ronda. Teraz którędy? Dokąd on jedzie… – Trans Am przejechał wokół ronda i skręcił na wschód.

– Jedzie do drogi szybkiego ruchu – stwierdził Katzka.

– No to my też. – Abby wjechała na rondo i skręciła za trans am. Przypuszczenie detektywa okazało się słuszne. Mapes kierował się do autostrady. Abby jechała za nim. Spocone dłonie coraz mocniej zaciskała na kierownicy. Tutaj łatwo można stracić go z oczu. Jazda autostradą o piątej trzydzieści po południu przypominała jazdę samochodzikami w wesołym miasteczku. Każdy kierowca jechał z zamiarem jak najszybszego dotarcia do domu bez względu na okoliczności. Abby dostrzegła Mapesa daleko z przodu. Właśnie zmieniał pas. Ona również próbowała zjechać na lewy pas, ale jadąca przed nim ciężarówka nie miała zamiaru ustąpić jej miejsca. Abby zasygnalizowała i podjechała bliżej lewego pasa. Kierowca ciężarówki przyspieszył i zmniejszył przerwę. To zaczynało zamieniać się w niebezpieczną grę. Abby była coraz bliżej ciężarówki, która jechała z coraz większą prędkością. DiMatteo nie myślała o strachu, była zbyt przejęta tym, że Mapes mógłby jej umknąć. Pod wpływem napięcia stała się zupełnie inną osobą. Sama siebie nie poznawała. Była obcą, zdesperowaną, i twardą kobietą. Nareszcie mogła stawić czoło swoim prześladowcom. Dobrze się z tym czuła. Miała wrażenie, że staje się silniejsza. Wcisnęła pedał gazu do oporu i skręciła w lewo, dokładnie przed ciężarówkę.

– Jezu Chryste! – krzyknął Katzka. – Zamierza nas pani zabić?

– Wszystko mi jedno. Muszę dostać tego faceta.

– Czy tak samo zachowuje się pani na sali operacyjnej?

– Oczywiście. Nie słyszał pan? Jestem cholernie nieodpowiedzialna.

– W takim razie proszę mi później przypomnieć, żebym nie chorował.

– Co on teraz robi?

W pewnej odległości przed nimi trans am znowu zmienił pasy. Zjechał na prawo w kierunku odjazdu do tunelu Callahan.

– Cholera – powiedziała Abby i również zjechała na prawo. Przecięła dwa pasy i wjechali do tunelu przypominającego grotę. Minęli jakieś graffiti. Betonowe ściany, wzmacniały echo chrzęstu opon po nawierzchni i szum samochodów przecinających powietrze. Ponowny wyjazd na zewnątrz, w szare światło zmierzchu był szokiem dla oczu. Trans am zjechał z autostrady.

Byli teraz we Wschodnim Bostonie, przy wjeździe na lotnisko Logan International. Właśnie tutaj Mapes musi jechać – pomyślała Abby – na lotnisko.

Była zaskoczona, kiedy zamiast tego, przejechał przez tory kolejowe i skręcił na zachód, oddalając się od lotniska. Jechał w kierunku labiryntu ulic.

Abby zwolniła, pozwalając, aby trans am oddalił się nieco. Przypływ adrenaliny, który czuła podczas tego szalonego pościgu, powoli wygasał. W tej okolicy Mapes nie mógł jej uciec. Teraz musiała raczej skupić się na tym, jak pozostać niezauważoną.

Jechali w kierunku nabrzeża Zatoki Bostońskiej. Za łańcuchowym ogrodzeniem stały całe rzędy pustych kontenerów poskładanych po trzy jak gigantyczne klocki „Lego”. Za tymi pojemnikami były doki przemysłowe. Na tle zachodzącego słońca widać było sylwetki dźwigów i statków stojących w porcie. Trans am skręcił w lewo i minął otwartą bramę prowadzącą na teren, gdzie stały kontenery. Abby zatrzymała się przy ogrodzeniu. Widziała, jak trans am podjeżdża do końca nabrzeża i zatrzymuje się. Mapes wysiadł z samochodu i ruszył w kierunku jednego z doków, w pobliżu którego cumował statek. Miał około siedemdziesiąt metrów długości i wyglądał jak mały frachtowiec.

Mapes krzyknął. Po chwili na pokładzie pojawił się mężczyzna i dał znak przybyszowi, żeby wszedł na pokład. Mapes po trapie dostał się na statek, znikając z zasięgu ich wzroku.

– Dlaczego przyjechał akurat tutaj? – zastanawiała się. – Dlaczego na statek?

– Jest pani pewna, że to ten sam człowiek?

– Jeżeli nie jest to ten sam mężczyzna, to w Amity pracuje sobowtór Mapesa. – Przerwała nagle, przypominając sobie, gdzie Katzka spędził ostatnie pół godziny. – Czego się pan dowiedział o tamtym miejscu?

– Ma pani na myśli to, co robiłem, zanim zauważyłem, że ktoś kradnie mój samochód?

Wzruszyła ramionami.

– Wszystko wygląda tak, jak powinno. Punkt sprzedaży sprzętu medycznego. Powiedziałem im, że potrzebne mi jest łóżko szpitalne dla mojej żony. Pokazali mi parę ostatnich modeli.

– Ile osób tam było?

– Widziałem trzech mężczyzn. Jeden facet był w pomieszczeniu wystawowym, dwóch na drugim piętrze przyjmowało zlecenia telefoniczne. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego z pracy.

– A co z pozostałymi dwoma piętrami?

– Prawdopodobnie są to magazyny. Naprawdę nie ma tam nic, do czego można się przyczepić.

Spojrzała ponad ogrodzeniem na niebieskiego trans ama.

– Mógłby pan załatwić sprawdzenie ich rejestrów finansowych. Dowiedzieć się dokąd poszło pięć milionów Vossa.

– Nie ma podstaw do sprawdzania jakichkolwiek rejestrów.

– Jakie podstawy są panu potrzebne? Ja wiem, że ten człowiek przekazał serce! Wiem, co ci ludzie robią.

– Pani oświadczenie nie przekona żadnego sędziego. Zwłaszcza ze względu na zaistniałe okoliczności. – Jego odpowiedź była uczciwa, brutalnie uczciwa. – Przykro mi, Abby, ale wie pani równie dobrze, co ja, że nikt pani nie uwierzy.