Выбрать главу

Poczuła rosnący gniew.

– Ma pan zupełną rację – wypaliła. – Kto by mi teraz uwierzył? W końcu to tylko słowa psychopatycznej doktor DiMatteo, która znowu opowiada jakieś nonsensowne historie.

Nie zareagował na to litowanie się nad sobą. Abby żałowała, że w ogóle cokolwiek powiedziała. Dźwięk jej własnego pełnego sarkazmu głosu wydawał jej się żałosny.

Siedzieli w milczeniu. Dobiegł ich huk wznoszącego się samolotu. Cień jego skrzydeł przesunął się po ziemi jak cień skrzydeł drapieżnika. Piął się w górę, odbijając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Dopiero kiedy hałas silników ucichł, Katzka odezwał się.

– Nie chodzi o to, że nie wierzę pani – powiedział. Spojrzała na niego.

– Nikt inny mi nie wierzy. Dlaczego pan miałby wierzyć?

– Ze względu na doktora Leviego i na sposób, w jaki zginął. – Patrzył prosto przed siebie, na ciemniejącą drogę. – Nie przypominało to innych samobójstw. Samobójcy nie zabijają się w pokojach, do których całymi dniami nikt nie zagląda. Ludzie nie lubią myśli o rozkładających się własnych ciałach. Chcą, żeby ich znaleziono, zanim zrobią to robaki. Zanim sczernieją i spuchną. Kiedy jeszcze ciągle można nazwać ich ludźmi. Poza tym były jeszcze te wszystkie plany, jakie doktor Levi robił tuż przed śmiercią. Podróż na Karaiby, Święto Dziękczynienia z synem. On patrzył w przyszłość, miał marzenia i plany na przyszłość. – Katzka spojrzał w bok, na lampę uliczną, która właśnie błysnęła, rozjaśniając gęstniejący mrok. – No i jeszcze jego żona, Elaine. Często rozmawiałem z wdowami. Niektóre były w szoku, inne płakały. Były też takie, które odczuwały widoczną ulgę. Sam jestem wdowcem. Pamiętam, że po śmierci żony codziennie rano musiałem zmuszać się, żeby wstać z łóżka. A co robi Elaine Levi? Dzwoni do firmy załatwiającej przeprowadzki, pakuje meble i wyjeżdża z miasta. Nie tak zachowują się wdowy, które nie mogą się otrząsnąć po śmierci męża. Tak postępują ci, którzy są winni albo się boją.

Abby skinęła głową. Ona była tego samego zdania. Sądziła, że Elaine czegoś się bała.

– Potem pani powiedziała mi o Kunstlerze i Hennessym – ciągnął detektyw. – I nagle z jednej sprawy zrobiły się trzy. Śmierć Aarona Leviego coraz mniej przypomina samobójstwo.

Kolejny samolot wystartował. Ryk jego silników uniemożliwiał rozmowę. Poleciał w lewo od nich, zgarniając wieczorną mgłę gromadzącą się ponad zatoką. Długo po tym, jak zniknął na zachodnim niebie, Abby ciągle słyszała jego huk.

– Doktor Levi nie powiesił się – powiedział Katzka. Abby spojrzała na niego, marszcząc brwi.

– Sądziłam, że autopsja potwierdziła samobójstwo?

– Znaleźliśmy coś w testach na obecność toksyn. Dopiero w zeszłym tygodniu otrzymaliśmy rezultaty badań przeprowadzonych w laboratoriach sądowych.

– Co to było?

– W jego tkance mięśniowej stwierdzono obecność śladów sukcynylocholiny.

Zaskoczyło ją to. Sukcynylocholina. Anestezjolodzy codziennie używali jej do wywołania efektu rozluźnienia mięśni podczas operacji. Podawanie tego leku poza salą operacyjną mogło stać się przyczyną najstraszniejszej śmierci. Całkowity paraliż przy zachowaniu pełnej świadomości. Chociaż człowiek byłby zupełnie przytomny, to nie mógłby poruszać się ani nawet oddychać. To tak jakby tonął w morzu powietrza.

Przełknęła ślinę, czując nagłą suchość w gardle.

– A więc to nie było samobójstwo.

– Nie.

Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrze z płuc. Przez chwilę była zbyt przerażona, żeby mówić. Nie chciała nawet sobie wyobrażać śmierci Aarona. Popatrzyła w stronę doków. Pasma mgły widoczne na tle ciemniejszego nieba układały się w jasne palce otaczające zatokę. Mapes nie pojawił się jeszcze. Czarna sylwetka frachtowca trwała przy molo.

– Chcę dowiedzieć się, kto jest na tym statku – powiedziała Abby. – Dlaczego on tam poszedł? – Ujęła klamkę drzwi.

Powstrzymał ją.

– Jeszcze za wcześnie.

– To kiedy?

– Podjedźmy kawałek dalej. Tam zaczekamy. – Spojrzał na niebo, a potem na mgłę gęstniejącą ponad wodą. – Wkrótce będzie zupełnie ciemno.

Rozdział dwudziesty pierwszy

Jak długo czekamy?

– Dopiero około godziny – odparł Katzka.

Abby skuliła się na siedzeniu. Wieczór robił się coraz chłodniejszy. Wewnątrz samochodu szyby zaparowane były od ich oddechów. Przez mgłę z zewnątrz przebijało żółtawe światło odległej latarni ulicznej.

– Interesujące, że właśnie tak pan to powiedział. Dopiero godzinę. Ja mam wrażenie, że siedzimy tu już całą noc.

– To sprawa odpowiedniego podejścia. Kiedy zaczynałem pracę na policji, spędzałem wiele czasu w nadzorze.

Katzka jako młody mężczyzna – jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić go jako świeżutkiego rekruta.

– Dlaczego został pan policjantem? – spytała. Wzruszył ramionami.

– Pasowało mi to.

– To chyba wystarczające wyjaśnienie.

– A dlaczego pani została lekarzem?

Wytarła fragment zaparowanej szyby i patrzyła na góry i wąwozy uformowane z kontenerów.

– Nie wiem, jak mam odpowiedzieć.

– Czy to aż tak trudne pytanie?

– Nie, tylko odpowiedź jest dość skomplikowana.

– A więc nie zrobiła tego pani z jakiegoś prostego powodu. Na przykład dla dobra ludzkości.

Teraz ona wzruszyła ramionami.

– Ludzkość pewnie nawet nie zauważy mojej nieobecności.

– Przez osiem lat studiuje pani. Potem przez kolejne pięć jest pani stażystką. Na pewno istnieje jakiś powód, dla którego chce się pani przez to wszystko przechodzić.

Szyba znowu była zaparowana. Przesunęła po niej dłonią. Rosa wydała jej się dziwnie ciepła.

– Zrobiłam to przez mego brata. Kiedy miał dziesięć lat zabrano go do szpitala. Wiele czasu spędziłam tam, obserwując jego lekarzy. Patrzyłam, jak pracują.

Katzka czekał, co Abby powie dalej, ale ona milczała.

– Pani brat nie przeżył? – zapytał cicho. Pokręciła głową.

– To było dawno temu. – Spojrzała na mokrą, połyskującą dłoń. Ciepła jak łzy, pomyślała. Przez chwilę wydawało jej się, że zaraz naprawdę zacznie płakać. Z ulgą przyjęła to, że Katzka nic nie powiedział. Nie miała ochoty odpowiadać na żadne inne pytania, nie chciała przywoływać tamtych obrazów; Pete leżący na noszach, krew rozpryskana na jego nowych tenisówkach. Jakie małe były te tenisówki, o wiele za małe jak na dziesięciolatka. Potem przez miesiące patrzyła, jak jej brat leży w śpiączce, jak powoli niknie. Tej nocy, kiedy umarł, Abby podniosła go z łóżka i długo siedziała, trzymając go na rękach i kołysząc. Wydawał się lekki jak piórko i tak delikatny jak niemowlę. Nic nie powiedziała Katzce, a jednak wyczuła, że zrozumiał to, czego chciał się dowiedzieć. Porozumiewanie się bez słów. Nie sądziła, że on to potrafi. Katzka nieustannie ją czymś zaskakiwał.