Выбрать главу

– I wyszłam za mąż – uzupełniła, wysuwając ramię – Zapomniałeś? Wzięliśmy jeszcze ślub.

Rico zmarszczył brwi.

– Jasne… Domyślam się, że ten ślub ci się nie podobał. Ale sama wolałaś, żeby był właśnie taki, skromny i cichy.

W myślach przyznała mu rację. A jednak w sumie było to przykre przeżycie. Jakaś tam nieważna rejestracja w urzędzie dzielnicowym, ni to spisanie umowy handlowej, ni wyrobienie prawa jazdy.

Westchnęła.

– Nie sądziłam, że to będzie aż tak zdawkowe. Właściwie uwłaczające.

– Słuchaj, zajrzał jej w oczy – jeśli zechcesz, możemy kiedyś powtórzyć ten ślub, z całą oprawą, jak należy. Zatrudnimy organizatora uroczystości, muzykę, wizażystów i tak dalej. Oczywiście będzie pastor…

Nawet się stara, pomyślała. Ale cóż, w głębszym sensie Rico Mancini chyba nie rozumie, o co jej naprawdę chodzi. I może nigdy nie zrozumie. Bo przecież mniejsza o ten nijaki urząd, o rytuał lub raczej jego brak. Najgorsze jest to, że Rico jej nie kocha. A co może być wart ślub bez miłości?

– Idę do Lily – Ruszyła znowu naprzód.

– Zostaw Lily – Zastąpił jej drogę – Jessica sobie z nią poradzi. Ma pokój obok małej. Lepiej chodź ze mną, zrobię ci drinka.

– Nie chcę drinka.

– To może jakaś gorąca kąpiel?

Zaśmiała się niewesoło.

– Nawet nie wiem, gdzie tu jest łazienka.

– Cathy, proszę – nie ustępował.

– O co ci właściwie chodzi – zapytała, nie pod nosząc wzroku. Oczywiście domyślała się, o co mu chodzi. Byli przecież mężem i żoną. A jednak nie chciała tego przyjąć do wiadomości, ponieważ on jej nie kochał. A skoro jej nie, kochał, nie może być mowy o nocy poślubnej. Poza tym wciąż jej dźwięczały w uszach ostrzeżenia Antonii… Ach, jak daleko chciałaby być teraz od tego miejsca i tego człowieka! Najlepiej gdzieś w podróży, która pomogłaby zapomnieć o wszystkich przykrych przeżyciach. Niestety, sama siebie skazała na bycie właśnie tu, bo wybrała rolę nowej mamy Lily. I rolę żony stryja tej małej, dla którego dziś rano zgodziła się porzucić pracę, do które go rezydencji się przeprowadziła i którego nazwisko miała od dzisiaj nosić.

Catherine Mancini. Oto, kim teraz jest. Czy to jeszcze w ogóle ja – przemknęło jej przez myśl.

– Zostaw Lily – poprosił znowu Rico. – Jeśli ją teraz rozbudzisz, trudno będzie ją znów uśpić. A oboje jesteś my przecież zmęczeni, prawda?

– No dobrze – zgodziła się. – Może rzeczywiście wezmę po prostu kąpiel. Ale zaraz potem pójdę do łóżka. Czy zechciałbyś mi powiedzieć, gdzie będę spała?

– Oczywiście – I poprowadził ją schodami, delikatnie podtrzymując jej łokieć, aż stanęli przed dużymi drzwiami z mahoniu. Pchnął drzwi, zauważając kątem oka, że Catherine wzięła głębszy wdech na widok wielkiego łoża małżeńskiego i okien od sufitu do podłogi, za którymi skrzyła się światłami nocna panorama Melbourne.

– Przygotuję ci kąpiel – Rico ruszył w stronę łazienki.

Przygotuję ci kąpiel. Cóż, była w tej zapowiedzi uprzejmość, ale może i coś więcej? Poszła za nim i ujrzała cały salon kąpielowy z małym basenem w roli wanny. Jak zahipnotyzowana patrzyła na marmury, którymi wyłożono ściany, na lustra, roślinność na para pecie, mnóstwo kosmetyków i ręczników.

Nagle dopadła ją myśl o tych wszystkich kochankach, które musiały się tu kąpać przed nią, dla niego, i poczuła skrępowanie. Bo kimże mogła być w tym szeregu? Jedną panienką więcej, i tyle. Jakąś parodią żony, której Rico nigdy nie pokocha.

– Straszne tu luksusy – powiedziała – Nie miałbyś dla mnie czegoś skromniejszego?

– Dla ciebie? Skromniejszego? Nie rozumiem.

– Wyregulował wodę – To jest nasza wspólna sypialnia i wspólna łazienka. Myślałem, że jesteśmy mężem i żoną?

Wzruszyła ramionami.

– Przecież wiesz, co mam na myśli. Zacznijmy od tego, że nasze małżeństwo me jest prawdziwe…

Utkwił w niej tak intensywne spojrzenie, że urwała.

– A to dlaczego, zapytał – Bo co, bo się nie kochamy?

Skinęła głową. Do tańca trzeba dwojga. Cóż z tego, że ona go może i kocha, skoro on jej nie? Zresztą, co to znaczy kochać Rica? Tego mężczyzny nie da się bez reszty zaakceptować. Zbyt jest na to arogancki, zadufany w sobie i zmienny. Nie do przyjęcia są jego maniery i stosunek do ludzi.

Nagle znów jej stanęła przed oczami Antonia.

– Powiedz – oparła się ramieniem o framugę – czy to prawda, co mówiła twoja macocha? O tym, że za grosze wykupiłeś ojca?

Rico zwlekał z odpowiedzią. Wreszcie zamknął dopływ wody.

– Dlaczego akurat teraz chcesz to wiedzieć?

– Bo Antonia…

– Daj już spokój z tą Antonią – Machnął ręką – To jest okropna baba. Fałszywa do szpiku kości, zawsze kłamie i odwraca kota ogonem. Takie ma metody.

Catherine zmrużyła oczy.

– Ale, właściwie dlaczego miałabym wierzyć tobie? Może ona wcale nie jest taka zła… Chciałabym sobie o niej wyrobić własne zdanie. Więc jak było z tymi akcjami ojca?

Rico przysiadł na brzegu wanny.

– No dobrze. Akcje rzeczywiście były -tanie. Ale były tanie dla wszystkich, nie tylko dla mnie. Każdy mógł je kupić. Ja zareagowałem najszybciej, prawdopodobnie, dlatego, że chciałem, żeby majątek pozostał w rodzinie.

– Ale starsi państwo na tym stracili, tak?

– Już wcześniej stracili, bo źle gospodarowali. Ja ich do sprzedaży akcji nie zmuszałem.

Catherine namyślała się przez chwilę.

– Nie zmuszałeś ich, tak jak mnie nie zmuszałeś do małżeństwa? Tylko, że jakoś dziwnie nie miałam innego wyboru. A to, jak traktujesz rodzinę, pokazuje mi, co i mnie może przy tobie czekać.

Zaplótł ramiona i nic nie odpowiedział.

Catherine przełknęła ślinę raz i drugi.

– Naprawdę nie jestem pewna, czy chciałam poślubić człowieka, który wyzyskuje rodzinę.

Rico uśmiechnął się ironicznie.

– Szukasz dziury w całym. Zmieniasz sens tego, co ci powiedziałem o ojcu. Ale mniejsza z tym. A co do wątpliwości w sprawie ślubu, to chyba trochę się spóźniłaś. Dziś rano nie podpisywałaś jakiejś kartki urodzinowej tylko akt małżeństwa. Czyli jest już po herbacie. A może coś przeoczyłem?

Wzruszyła ramionami, niezadowolona z nieodpartej logiki jego rozumowania.

Rico wymierzył w nią palec:

– Jesteś teraz moją żoną, Catherine, ze wszystkim, co się z tym wiąże. Za późno na jakieś tryby warunkowe.

– Ale chyba nie myślisz – uniosła brwi, że zaraz pójdę z tobą do łóżka, co? Że będziemy razem spali?

– Właśnie, że myślę. Wtedy, w hotelu, nie odczuwałaś do mnie niechęci. Nasze ciała dosyć się lubią.

– Wtedy byłam oszołomiona i samotna – Spojrzała z wahaniem – Rico, nie każ mi – Wypowiadała te słowa, a równocześnie czuła, że gdyby ją teraz przygarnął, pocałował, szepnął coś miłego, natychmiast byłaby jego. Ciałem i duszą.

Ale nie ruszył się z miejsca. I wciąż miał na ustach ten ironiczny uśmieszek, a w oczach lód.

– Nie mamy innego wyboru, Cathy. Musimy tu razem spać. Bo może nie zauważyłaś, ale pod naszym domem czai się kilku paparazzich. Gdybyś poszła do pokoju gościnnego i zapaliła tam światło, wykalkulowaliby, że nasze małżeństwo jest fikcją i tak to przed stawili. A wtedy sąd rodzinny mógłby nam cofnąć prawo do opieki nad Lily. Rozważ to sobie, Cathy.

Spojrzała na niego spłoszona.

– Mówisz serio? Rzeczywiście byli tam na dole jacyś faceci.

Cóż, jestem człowiekiem publicznym i często snują się za mną reporterzy.

– Cholera – Poczuła, że zaczyna ją boleć głowa. Uniosła ręce, by pomasować sobie skronie.

– Co, migrena – Uśmiechnął się krzywo – Jak na zawołanie. Ulubiona wymówka niechętnych żon.