– Nie udaję – powiedziała głucho. Naprawdę mnie boli.
– Wykręcasz się, Catherine – Wstał i podszedł do niej – Słuchaj, nie umawialiśmy się na białe małżeństwo. Mowa była o małżeństwie z rozsądku, owszem, ale nie o…
Uniosła rękę, by go powstrzymać.
– Proszę cię, nie zmuszaj mnie.
– Zmuszać? Nie, co to, to nie. Ale myślę, że masz jakąś naturalną skłonność do mnie. Wykorzystaj ją.
– Ja?
– Tak, ty. Jeszcze raz przypomnij sobie ten hoteli, co tam robiliśmy…
Racja. Oczywiście racja. Miała do niego skłonność. A właściwie kochała go! I nawet z tą bolącą głową od razu by mu się oddała, gdyby tylko zechciał ją miło poprosić, oczarować, skusić. Zamiast rozkazywać.
Niestety, Rico nie był z tych, co czekają i proszą.
Ale i ona nie była z tych, co łatwo dają za wygraną!
– Nie myśl – cofnęła się o krok, że masz mnie całkiem w ręku. Zrobiłeś mnie swoją żoną, ale to nie jest nieodwracalne. Zupełnie nieźle wyobrażam sobie rozwód z tobą. I myślę, że gdyby do tego doszło, sąd nie odebrałby Lily nam, a tylko tobie. Sądy zwykle zostawiają małe dzieci przy kobietach. Jako była pani Mancini dalej wychowywałabym Lily Mancini.
– No wiesz – W spojrzeniu Rica pojawiło się oburzenie. – Zdumiewasz mnie!
– A co, myślałeś, że masz do czynienia z głupią gąską – Catherine wzruszyła ramionami. – No teraz wyjdź już z łazienki, bo naprawdę chciałabym wziąć tę kąpiel.
Ponieważ się nie ruszał, zaczęła rozpinać guziki bluzki, tak jakby go nie było. Rozpuściła włosy i zrzuciła sandałki. Ściągnęła spódnicę. Widziała, jak w Ricu walczy uraza i coraz większe zainteresowanie jej negliżem. Po chwili była już tylko w koronkowych majtkach i staniku.
– Ciekawe, jakbyś się bronił w sądzie – Zanurzyła palce w wodzie. Woda wciąż jeszcze była wystarczająco ciepła – Co by na przykład powiedział dumny Sycylijczyk – spojrzała zezem – gdyby jego młoda żona oskarżyła go o niewydolność seksualną, podając to za przyczynę rozejścia.
Rico zbladł.
– Jesteś podła – wycedził. – Nie sądziłem, że aż tak.
– Ty też bywasz podły – powiedziała, zdejmując powoli majteczki i odpinając stanik. Weszła do wanny.
Rico patrzył na nią jak zahipnotyzowany.
Catherine sięgnęła po jeden z szamponów. Zaczęła sobie namydlać głowę.
– Nie pamiętasz już, jak mnie oskarżałeś? Jak bez sensu pomawiałeś mnie o interesowność, o polowanie na bogatego męża i tym podobne bzdury. Nic z tego nie odwołałeś. A jednocześnie chcesz, żebym poszła z tobą do lóżka, żebym dzieliła z tobą intymność…
– Ale ja – Rico podniósł ramiona, dziwiąc się niepomiernie. – Ale ja…
Pokręciła głową.
– Nie dam ci się wykorzystywać, panie Mancini. Wyszłam za ciebie dla dobra Lily. I zamierzam się trzymać tej motywacji. A ty będziesz to musiał ścierpieć. Rzeczywiście jestem teraz twoją żoną i to znaczy, że mam też pewne prawa. I nie będziesz mnie wykorzystywał, Rico. Nic z tego. Nie licz na to.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Leżała, czekając na nowy dzień
Obok niej spał ten, którego tak do siebie zniechęcała, a do którego teraz chętnie by się przytuliła, położyła mu głowę na piersi i nawet go przeprosiła. W sypialni było jasno, bo za oknami stała pełnia. W domu coś potrzaskiwało, z zewnątrz słychać było daleki szum miasta. Catherine nie mogła spać.
Rico przez sen wyciągnął rękę i czegoś szukał. Odgadła, że to jej szuka, i pozwoliła mu się dotknąć. Przyglądała się jego pięknym rysom, policzkom ciemniejącym już od zarostu, długim rzęsom, na których grało światło księżyca, zmysłowym ustom, teraz lekko rozchylonym. Chętnie by go pocałowała w te usta. Nie ruszała się jednak, bo nie miałoby to sensu Patrzyła tylko i wielbiła wzrokiem swojego męża lub raczej tego, który był nim jedynie z nazwy.
Powędrowała spojrzeniem w dół, tam gdzie Rico niedbale okręcił prześcieradłem biodra. W myślach wsunęła dłoń pod to prześcieradło i odnalazła obiecującą męskość, która rysowała się nawet teraz przez płótno. Odepchnęła jednak zaraz tę wizję, bo, po co wodzić samą siebie na pokuszenie?
Poczuła, że chce jej się płakać. A w chwilę potem usłyszała płacz. Ale nie swój. Uniosła lekko głowę i zorientowała się, że to głosik dziecka, że to Lily płacze za ścianą.
Wyślizgnęła się spod ręki Rica, narzuciła szlafrok i wymknęła się na korytarz.
Na progu pokoju dziecinnego zderzyła się z Jessicą.
– A, to pani – Jessica cofnęła się o krok – Mała ma swoją porę karmienia. Widzę, że panią zbudziła.
– Może ja ją nakarmię? Wstawanie w nocy nie sprawia mi kłopotu.
– 0 – Jessica była wyraźnie zdziwiona. – A Janey jakoś nigdy… – Nie dokończyła zdania.
Catherine wzięła Lily na ręce i zaczęła ją kołysać.
– Cśś, ćśś, maleńka… Gdzie buteleczka – zapytała.
– Wstawiłam ją do podgrzewacza. Ale najpierw musimy dzidziusiowi zmienić pieluszkę, bo inaczej nie przestanie płakać.
– Oczywiście – Catherine ułożyła Lily na stoliku do przewijania i zaczęła rozpinać śpioszki. Ze wzruszeniem popatrywała na zaróżowione od snu maleństwo, teraz kwilące jeszcze i niezadowolone – Ach, te wszystkie zatrzaski – zamruczała.
– Wkrótce nabierze pani wprawy – Jessica uśmiechnęła się – To, co, zostawić już panią? – Powiedziała to, ale jakoś nie wychodziła.
Catherine spojrzała pytająco, sięgając równocześnie po nową pieluszkę dla Lily.
Jessica odchrząknęła.
– Bo – piastunka zawiesiła głos – wciąż jeszcze myślę o tamtym tragicznym dniu. Wszystko się wtedy zaczęło od kłótni z Janey… Jakoś dziwnie czuję się winna.
– Nie masz ku temu żadnego powodu – Catherine pokręciła głow. – Janey i Marco źle się wtedy zachowywali i awantura i tak była nieunikniona.
– Ale gdybym od nich potem nie odeszła, rano…
– Jessico, daj spokój. Nie myśl już o tym. Teraz waż na jest przyszłość Lily. O tym warto myśleć.
– Niby tak. Ale jednak…
O Boże. Zebrało się dziewczynie na wątpliwości, pomyślała Catherine. O drugiej w nocy.
– Ale jednak co?
– No bo Janey błagała wtedy, żebym ich nie zostawiała. A ja odeszłam. – Łzy polały jej się po policzkach.
Catherine natychmiast poczuła, że też ma chęć się rozpłakać.
– Janey przysięgała – podjęła Jessica, że się zmieni, że oboje z Markiem się zmienią. Powiedziała wtedy…
– To wszystko nie ma już znaczenia – przerwała jej Catherine. – Ja wiem, jaka była Janey. Mnie samej też wiele razy przysięgała, że się zmieni. Ostatnia rzecz, której teraz obie potrzebujemy, to uczucie, że jesteśmy winne. Janey była dorosła i sama dokonywała swoich wyborów. Z takimi, a nie innymi skutkami. Mówię ci, Jessico, przestań się oskarżać.
Patrzyła, jak opiekunka kiwa głową, po czym od wraca się i z opuszczonymi ramionami zmierza powoli do drzwi.
– Słuchaj – poszła za nią – to naprawdę nie twoja ani nie moja wina. I chciałabym, żebyśmy już do tego więcej nie wracały. Nie zrobiłyśmy nic złego.
Ach, gdyby sama mogła uwierzyć w to, co po wiedziała.
Kiedy drzwi za piastunką się zamknęły, Catherine wzięła w objęcia Lily i usiadła z mą w fotelu bujanym, który zdążyli z Rikiem naprędce kupić, wraz z pozostałym wyposażeniem pokoju dziecinnego.
Liły ssała swoją buteleczkę, a Catherine ze smutkiem rozmyślała o tym, co ją czeka w nadchodzącym czasie.
Wszystko dookoła było takie obce. Ten dom, jej własny mąż, nawet dziecko, które w tej chwili karmiła. Tak naprawdę nie zdążyła się jeszcze zżyć ze swoją siostrzenicą.