Carlos zerknął na książeczkę i zaraz rzucił ją na stolik.
– Nie – burknął. – Nie potrzebujemy tego.
– Przepraszam, chciałam dobrze – wycofała się Catherine, zdziwiona nagłą szorstkością teścia.
– Chodźmy już – ponagliła Antonia – Carlos zna wiele sycylijskich kołysanek i może coś zaśpiewa dziecku. On bardzo kocha dzieci. Podobnie jak ja.
Wyszły na korytarz.
– A twoje własne dzieci – spytała Catherine – To znaczy nie wiem, czy miałaś jakieś?
Antonia pokręciła głową.
– Mój pierwszy mąż i ja nie zostaliśmy pobłogosławieni, niestety. Kiedy zaś pobraliśmy się z Carlosem, myślałam – Machnęła ręką – No, cóż. Nie ułożyło się. Chłopcy Carlosa nie przepadali za mną, a on uważał, że sytuacja jeszcze się pogorszy, jeśli będziemy mieli kolejne dzieci.
– Musiało ci być ciężko – Catherine poczuła nagły przypływ współczucia. Nie była pewna, czy Antonia jest z nią do końca szczera. – Proszę, usiądź.
– Wskazała jej bujany fotel w pokoiku Lily.
Antonia usiadła i rozejrzała się zamyślona.
– Tak, było mi ciężko. Czułam się samotna, zwłaszcza, od kiedy mały Marco – Przerwała i ciężko westchnęła.
– Mówisz o jego wyjeździe do szkoły z internatem – pomogła Catherine. – A właściwie dlaczego go tam posłaliście?
– Był bardzo rozpuszczony – Antonia zawiesiła głos – Na dobrą sprawę nie miał go kto wychowywać. Matka i ojciec pracowali od świtu do nocy. Bella Mancini była ambitną bizenswoman. Rósł więc samopas. Z czasem doszliśmy z Carlosem do wniosku, że szkoła z internatem będzie dla niego najlepsza. No a Rico był już wtedy prawie dorosły. Miał osiemnaście lat, kiedy brałam ślub z jego ojcem. Był zamkniętym w sobie młodym człowiekiem. Trudno było do niego dotrzeć. Zresztą, co ja ci będę tłumaczyła, znasz go przecież. Nie zmienił swojego charakteru.
Szkoda, że nie zmienił, pomyślała Catherine. Rzeczywiście trudno jest do niego dotrzeć.
– Jeszcze, co do Marca – Antonia sięgnęła po fotografię obojga rodziców Lily, którą Catherine ustawiła obok łóżeczka dziecka – cóż, Marco już jako dwunastolatek nie uznawał autorytetów. Ojciec kochał go bardzo i psuł. Internat, dyscyplina i wychowawcy wydawały się dla niego najlepszym rozwiązaniem. Tylko, że w ten sposób zostałam całkiem sama, kiedy wyjechał. I już na zawsze bezdzietna – Antonia sięgnęła po chusteczkę i otarła oczy.
Catherine znów poczuła przypływ współczucia dla tej kobiety. Teraz, kiedy poznała jej historię, nabrała przekonania, że nie była złym człowiekiem. Upewniła się też, co do tego, że warto wysłuchać drugiego człowieka.
Starsza pani odstawiła fotografię na miejsce.
– Bardzo ci dziękuję, Cathy – zaczęła się podnosić, że pozwoliłaś nam zobaczyć Lily. Nigdy nie byłam matką, może przynajmniej babcią mi się uda pobyć?
– Powiedziawszy to, uśmiechnęła się ujmująco.
– Serdecznie zapraszam – Catherine także się uśmiechnęła i też zaczęła wstawać. Jednak niespodziewanie zrobiło jej się ciemno przed oczami i musiała opaść z powrotem na miejsce. Poczuła, że chwytają ją dziwne mdłości.
– Co ci jest, skarbie – zaniepokoiła się Antonia.
– Wyglądasz jakoś blado. Zrobiło ci się słabo?
– Nie, to nic – wydusiła z siebie Catherine – Wszystko w porządku, to zaraz przejdzie. Jestem po prostu trochę wyczerpana.
– No tak, opieka nad dzieckiem wyczerpuje – po twierdziła filozoficznie Antonia i sięgnęła po swoją torebkę – Siedź tu i odpoczywaj – Gestem powstrzymała Catherine. – Sama znajdę Carlosa.
Kiedy odeszła, Catherine zaczęła intensywnie obliczać.
Jedną dłoń położyła na brzuchu, drugą otarła pot z czoła. Kiedyż to ostatnio miała okres? Zaraz, zaraz…
Przesiedziała tak nie wiadomo ile czasu. Na dole trzasnęły drzwi, a potem zaszumiał silnik auta. Następnie znowu trzasnęły drzwi. To pewnie Jessica zabierała Lily na spacer. Catherine starała się głęboko oddychać. Na podłodze zaczęły się wydłużać cienie popołudnia. Wreszcie Catherine wstała i powędrowała do sypialni małżeńskiej, gdzie zwinęła się w kłębek na wielkim łożu. Niepotrzebnie tak wielkim. W jej głowie kołatała tylko jedna myśclass="underline" jak zareaguje Rico, gdy się dowie? I kiedy ona zdobędzie się na to, żeby mu powiedzieć, że…
Schowała twarz w poduszkę i zaczęła płakać.
Bo wedle umowy jej małżeństwo miało się teraz podobno stać czymś nierozerwalnym, czymś na zawsze.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
– Myślałem, że trzeba najpierw urodzić, żeby być w depresji poporodowej – Rico rozsunął zasłony, po czym przysiadł na brzegu łóżka.
Odwróciła głowę. Raził ją blask dnia, raziła też energia i elegancja jej męża.
Podnosi się i podszedł do wielkiej, rozsuwanej szafy. Pchnął jej drzwi z lustrem.
– Tyle ci nakupiłem różnych rzeczy, a ty niczego nie nosisz. Leżysz tylko albo snujesz się z kąta w kąt w byle, czym. Co się z tobą dzieje, Catherine?
Spojrzała mu w oczy, a właściwie spojrzała poprzez niego gdzieś w przestrzeń.
– Moje życie zrobiło się strasznie nudne.
– Nudne? No wiesz – Pokręcił głową. – Niepojęte. A dlaczego nie pójdziesz na przykład z Lily do parku? Jest taka ładna pogoda.
Ponieważ byłam już w tym parku wiele razy – westchnęła. – Zachodziłyśmy też z Jessicą do cukierni, o której mówiłeś. Odwiedzałyśmy nawet bibliotekę, gdzie opowiadają dzieciom bajki – Wzruszyła ramionami. – Rico, ja muszę zacząć znowu pracować. Życie kury domowej jest nie dla mnie.
Ściągnął brwi.
– Nie, nie będziesz pracowała.
– No to zwariuję – Z desperacją przeczesała sobie palcami zmierzwione włosy – Dłużej tak nie wytrzymam.
Popatrzył na te włosy.
– Dlaczego nie odwiedzisz fryzjera? Przydałoby ci się, a przy okazji miałabyś jakąś rozrywkę:
Skrzywiła się. Co on tu mówi o rozrywkach? Jej niepotrzebne są rozrywki. Zresztą, dla kogo miałaby się czesać albo stroić? Wciąż jeszcze nie uzgodnili swoich relacji erotycznych. Poza tym Rica na dobrą sprawę nigdy nie było w domu. Bez przerwy pracował, od świtu do zmierzchu. Dziś jakoś wyjątkowo pojawił się wcześniej.
Pokręciła głową.
– Nie, nie. To nie jest życie dla mnie. Zawsze pracowałam, podobnie jak ty. Przywykłam do tego. Nie umiem nic nie robić. Spróbuj sobie wyobrazić, jak ty byś się czuł na moim miejscu. Wyobraź sobie, że to ty masz w tym domu siedzieć sam cały dzień.
– Ależ ty nie jesteś sama – zaprotestował. – Masz Lily, jest Jessica.
– No tak, mam Lily – Wypuściła powietrze przez zaciśnięte zęby – Ale jestem pewna, że dużo lepiej matkowałabym temu dziecku, gdybym jednak miała pracę, chociaż na pół etatu. Byłabym wtedy w lepszej kondycji psychicznej, co nie jest bez znaczenia.
– Praca, praca – Rico wydął usta – Po co praca? Pieniędzy nam przecież nie brakuje.
Jego sarkazm był bardzo zniechęcający.
– Przecież dobrze wiesz, że nie pracuje się wyłącz nie dla zysku. Nie udawaj, Rico.
Wzruszył ramionami.
– A ja myślę, że większość pracujących kobiet chętnie by się z tobą zamieniła. Domyślam się, o co ci naprawdę chodzi! Chcesz mi na siłę dowieść, że nie dbasz o moje pieniądze, że ceniłaś swoje dawne, biedne życie i tak dalej.
– No właśnie, ceniłam – potwierdziła. Hamowała się, żeby nie zacząć krzyczeć – Tamto życie miało dla mnie sens i rytm. Nie snułam się po wielkim, luksusowym domu, w którym personel czeka tylko, żeby mu coś polecić. Ja nie potrzebuję żadnego personelu! Sama lubię ugotować albo zadzwonić po pizzę. A prze de wszystkim lubię chodzić do ludzi, do roboty, lubię być użyteczna. Słuchaj, Rico, wydaje mi się, że wiem też, co gryzie ciebie. Nie chciałbyś, żeby twoja żona pracowała jak twoja matka, prawda? Chcesz, żebym siedziała w domu, bo ona nie siedziała i to przyniosło złe skutki. Mogę cię jednak zapewnić.