– Dość – Twarz Rica pociemniała – Nie mieszaj do tego mojej matki. Znowu robisz mi jakąś psychoanalizę, pewnie wedle wskazówek tej kretynki Antonii. Niech ona ci nie zawraca głowy, Catherine, nie wpuszczaj jej tutaj.
Poczuła się przyłapana. Zagryzła dolną wargę.
– Jak to, więc wiesz, że ona tu przychodzi?
– Jasne, że wiem. To żadna sztuka, wiedzieć taką rzecz.
– Ale ona tu przyjeżdża razem z twoim ojcem, Rico. Chcesz, żebym twojego ojca trzymała za drzwiami? W końcu to są dziadkowie Lily.
– Dziadkowie, dziadkowie – zaczął ją przedrzeźniać -Jacy tam dziadkowie. To po prostu mój stary i ta jego dziwka. Putana – dodał po włosku.
– Ależ ty jesteś na nich cięty – obruszyła się.
– A jestem – przyznał, odwracając się do okna i wkładając ręce do kieszeni.
Chwilę oboje milczeli.
– Tak czy owak – poruszyła się Catherine -ja chcę wrócić do pracy, Rico. Muszę wrócić. Co nie znaczy, że będę zaniedbywała Lily albo ciebie.
Spojrzał przez ramię.
– 0, to ciekawe. Nie będziesz mnie zaniedbywała? To by było coś nowego, bo zdaje się, że od ślubu właśnie mnie zaniedbujesz. Udajesz tylko żonę. Zresztą i Lily tak naprawdę cię nie obchodzi. Zajmujesz się głównie sobą i swoim nieszczęściem.
– Wszystko upraszczasz – odrzekła – A o twojej matce Antonia powiedziała.
Odwrócił się gwałtownie.
– Dość już o tym! A przede wszystkim nie wspominaj mojej matki razem z imieniem tej baby! Domyślam się, co ona tu może wygadywać. To są same kłamstwa! Powinnaś stanąć po mojej stronie, Catherine. Jesteś moją żoną. A teraz mogłabyś już wstać i się ogarnąć, idź, weź prysznic, a potem pojedziemy cło miasta.
– Do miasta? Nie mani ochoty.
Podszedł do niej.
– Dlaczego nie?
– Bo źle się czuję.
Wyraz jego twarzy zmienił się, o dziwo złagodniał.
– Źle się czujesz? Właściwie, co ci jest, Cathy? Chodź no tu do mnie i powiedz mi – Wyciągnął rękę.
– Jeśli się źle czujesz, to może odwiedzimy lekarza?
Omal się nie roześmiała. Tak, przydałby jej się lekarz, ale tylko po to, żeby zrobił test ciążowy. W chwilę potem miała już ochotę zapłakać. Kiedy się okaże, że to rzeczywiście ciąża, Rico uzna, że jest tak, jak myślał – został złapany w pułapkę. Sprytna kobieta usidliła go.
– Nie potrzebuję lekarza – Pokręciła głową. Równocześnie zaczęła się podnosić z zamiarem pójścia do łazienki.
– Jak to nie potrzebujesz, skoro źle się czujesz?
– Chwycił ją za rękę.
– Puść. Nie jestem chora.
– Nie chora? No to, o co chodzi? – Nagle zrobił domyślną minę. Może masz jakiś kłopot z miesiączką?
Spojrzała zdziwiona. Słowo „miesiączka” przeszło mu przez gardło? No, no. A więc nie był taki całkiem zacofany, ten Sycylijczyk. Właściwie jak na męskiego szowinistę zachowywał się niekiedy całkiem nowocześnie. Na przykład wieczorami zakasywał rękawy i kąpał małą Lily. A robił to z zapałem, jakiego sama mogłaby mu pozazdrościć.
Nabrała dużo powietrza.
– Tak, mam problem z miesiączką. I właśnie przez to czuję się rozbita.
– No to przepraszam cię, powinienem być wyrozumialszy.
Catherine wydało się, że w jego uprzejmości za brzmiała jednak fałszywa nuta.
Uznała, że odpłaci mu tym samym.
– Nie, to ja przepraszam. Chyba jestem przewrażliwiona i w ogóle rozkapryszona. Przepraszam.
Chwilę mocowali się wzrokiem.
– Ale czekaj, to już dopowiedzmy rzecz do końca.
– Rico zastanowił się – Co to znaczy, że masz kłopot z okresem?
Catherine z wysiłkiem przełknęła, raz i drugi.
– No – spóźnia mi się.
– Ach tak! Od jak dawna?
– Od kilku dni – Odwróciła wzrok, bo teraz już naprawdę chciało jej się płakać. Wymusił na niej to zeznanie i była pewna, że za chwilę nastąpi scena, której tak się obawiała: zaczną się oskarżenia oto, że go usidliła.
– Czyli, że możesz być w ciąży?
– Nie wiem – odrzekła cicho – Może tak, może nie.
– Cóż – westchnął. – W takim razie na pewno musimy jechać do lekarza.
Przyjrzała mu się. O dziwo żadna scena się nie zaczynała, nie robił jej wyrzutów.
– Po co – spytała niechętnie. – Jest na to za wcześnie. Albo już za późno.
– Stanowczo jedziemy – zdecydował Rico. Po czym podszedł do szafy i sięgnął po jedną z nowych sukienek – Włóż może to – poprosił – I idź już pod ten prysznic. Zadzwonię do doktora Sellersa.
Uznała, że nie ma, co się dalej spierać. Ostatecznie może ma rację. Odkręcając wodę, doszła do wniosku, że to nawet dobrze, że sprawa się wreszcie wyjaśni. Przy najmniej będzie wiadomo, na czym się stoi.
Po półgodzinie, w samochodzie, uzmysłowiła sobie, że jest to ich pierwsze od tamtego feralnego dnia wyjście do miasta. Patrzyła przez szyby auta na pola, które zdążyły pożółknąć. Chciała coś powiedzieć, otworzyła usta, ale rozmyśliła się. Popatrywała tylko ukradkiem na Rica. Był jak zwykle piękny. I przypomniała jej się ich wspólnie spędzona noc, której owocem było to, co nosiła teraz pod sercem… Położyła rękę na brzuchu, próbując sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby rzeczywiście miała zostać matką małego Manciniego. W niewytłumaczalny sposób ta perspektywa wydała jej się ekscytująca.
– No, jesteśmy na miejscu – Rico skręcił na podjazd przed jakąś okazałą willą.
Wysiedli z samochodu i weszli do środka. Nie była to, rzecz jasna, żadna przychodnia. W niewielkiej poczekalni nie kłębił się smętny tłum pacjentów. Recepcjonistka skierowała ich od razu do lekarza, który wstał zza mahoniowego biurka i przywitał się z Rikiem jak ze starym znajomym.
– A to – uśmiechnął się do Catherine- pewnie twoja żona? Pozwoli pani, że się przedstawię, Malcolm Sellers.
Lekarz wrócił za biurko, usiadł i sięgnął po stetoskop.
– Wiesz, Rico – powiedział – właśnie miałem do ciebie dzwonić, bo policja przekazała mi wyniki sekcji zwłok ofiar wypadku.
Catherine spojrzała na Rica, który najpierw skinął głową, ale potem uniósł dłoń.
– Ale my teraz do ciebie nie w tej sprawie, Malcolm. Sprowadza nas, co innego.
– Nawet, jeśli nie dawał za wygraną lekarz – to odbierzcie te wyniki. Mogą się przydać w ewentualnym postępowaniu sądowym.
Rico pokręcił głową.
– Naprawdę nie teraz, doktorze. Przyjechaliśmy z czymś bardziej aktualnym.
Lekarz uniósł brwi w wyrazie uprzejmego oczekiwania.
– Aha. No dobrze. A zatem czym mogę służyć?
– Catherine chciałaby zrobić pewne testy.
– Testy, rozumiem – Skinął głową Sellers.
– W związku, z czym?
– Rico, może ja powiem – odezwała się Catherine, widząc, że jej mąż zamierza nadal ją wyręczać – Chodzi o test ciążowy.
– A, jeśli tak, to sprawa jest prosta – Lekarz uśmiechnął się uprzejmie – Czy pani miesiączkuje regularnie?
– Na ogół tak – odrzekła, spłoniwszy się lekko.
– I co, okres się spóźnił, jak rozumiem?
– Właśnie, przynajmniej o tydzień. Dlatego boję się, że już nie zdążę.
– Niech się pani niczego nie boi – Pochylił się naprzód – W tych czasach radzimy sobie z takimi sprawami. Chociaż – powrócił do poprzedniej pozycji – z opóźnioną diagnozą mogą się wiązać pewne minusy.