– Jakie – Rico spojrzał na żonę, a potem na lekarza.
Sellers zastanowił się.
– Może zróbmy tak – powiedział – Ty, Rico, teraz wyjdziesz, a ja zbadam Catherine. Dobrze? O całej reszcie porozmawiamy potem.
Rico zwlekał, jakby nie miał zamiaru przestać na bieżąco kontrolować sytuacji. W końcu jednak wstał.
– No dobrze, poczekam w recepcji.
Kiedy wyszedł, lekarz posiał Catherine porozumiewawczy uśmiech.
– Ktoś tu wygląda na zdenerwowanego.
Nie odpowiedziała, ale w myślach uznała, że lepszym określeniem byłoby chyba „wściekłego”. Albo coś jeszcze mocniejszego.
Odchrząknęła.
– Mówił pan, panie doktorze, o jakichś minusach związanych ze spóźnioną diagnozą?
– Cóż, konsekwencją może być dziewięć miesięcy tak zwanego błogosławionego stanu – zaczął żartobliwie Sellers. Potem spoważniał -Niech się pani jednak nie martwi na zapas. To w ogóle nie musi być ciąża. Zresztą o wszystkim zadecyduje test.
Uśmiechnęła się z zakłopotaniem.
– Właściwie ten test jest niepotrzebny. Ja po prostu czuję, że jestem w ciąży. Wiem to.
Lekarz przyjrzał jej się uważnie.
– Ale zabrała pani ze sobą materiał do badania?
Catherine bez słowa wyjęła z torebki plastikowe pudełeczko z moczem.
Malcolm Sellers skinął głową i obrócił się na kręconym fotelu ku podręcznemu stolikowi laboratoryjnemu. Wydobył z szuflady pasek testowy. Nasączył go i spojrzał na zegarek.
– To nie potrwa długo. Myślę, że Rico wytrzyma jakoś na korytarzu.
– Od dawna pan go zna – zaryzykowała pytanie Catherine.
Doktor podniósł wzrok.
– Jestem lekarzem rodzinnym Mancinich, od kiedy przyjechali do Australii. Na moich rękach, można by rzec, umarła matka Rica.
– Ach tak. A na co umarła?
Lekarz zawahał się.
– Cóż, właściwie nie wiem, czy mogę powiedzieć. Chociaż. Nie, mogę – poprawił się – bo rzecz była nagłaśniana przez prasę. Bella Mancini miała wylew. Rozumie pani, za dużo pracy, za szybkie życie, za dużo napięć.
Skinęła głową. Chętnie pytałaby dalej, obawiała się jednak, że wyda się natrętna.
– Rico zawsze był zdrów jak rydz – powiedział z uśmiechem Sellers – Trochę gorzej było z jego bratem – Przestał się uśmiechać – Co potwierdzają teraz wyniki sekcji. Ale szczegóły o Marcu wolno mi będzie podać już tylko panu Manciniemu. Natomiast gdyby pani chciała się czegoś dowiedzieć o swojej siostrze…
Szybko pokręciła głową.
– Może nie teraz, doktorze. Przy innej okazji.
– Rozumiem – Sellers wrócił do obserwacji paska testowego – No, to już mamy – Spojrzał na Catherine.
– Nie wiem, czy wolno mi pani pogratulować?
Odwróciła spojrzenie. Coś ścisnęło ją w piersi. No, to klamka zapadła, pomyślała. Jestem w kropce.
Lekarz odczekał moment. Potem odkaszlnął, raz i drugi.
– Cóż, jeśli wynik nie jest po państwa myśli, to zawsze możemy – zawiesił głos – Proszę się od prężyć, pani Mancini. Świadome macierzyństwo zakłada, że sterujemy tymi sprawami.
– Dziękuję panu – odrzekła cicho – Ta ciąża zdarzyła mi się chyba naprawdę nie w porę. Mimo wszystko – westchnęła. – Hm, wolałabym jednak zaryzykować jej donoszenie. Myślę, że tak – Skinęła głową.
– Właśnie tak.
Zaczęła wstawać, ale lekarz dał jej znak, by usiadła z powrotem.
– I bardzo dobrze – powiedział – Bardzo się cieszę. Ale wobec tego przejdziemy teraz do właściwego badania. Bo jeszcze go wcale nie zaczęliśmy. A pani męża poprosimy, żeby poczekał cierpliwie następny kwadrans.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
– Dlaczego, tak długo – Rico zerwał się z fotela, gdy zobaczył Catherine wychodzącą z gabinetu.
– Nie wiem, czy długo – Poprawiła sobie włosy
– Test i badanie zawsze trochę trwają.
– Ale co ci powiedział Jaki jest wynik No mów że!
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, czy będziesz zadowolony /
Złapał ja za rękę.
– Jesteś w ciąży czy nie? Catherine.
Spojrzała w bok.
– Niestety jestem.
Chwycił jej drugą rękę.
– Dlaczego niestety? To wspaniale, żadne niestety!
Spojrzała mu w oczy zaskoczona.
– Naprawdę? Mówisz serio?
Objął ją i przycisnął do siebie.
– Jak najbardziej serio. I zapomnijmy już o przeszłości, Cathy. Wiem, że nasłuchałaś się ode mnie różnych rzeczy, ale… – Obejrzał się na recepcjonistkę.
– Może pogadamy o tym gdzie indziej.
Wyszli i pojechali do malej restauracyjki w zabytkowej części miasta. Za oknami wciąż było jasno, jednak słońce stało już nisko nad dachami.
– A więc mówię ci – Rico pochylił się nad stolikiem, że się bardzo cieszę. Nasze małżeństwo jest niekonwencjonalne, ale wierzę, że znormalnieje.
– Wyciągnął rękę i ujął dłoń Catherine – Albo może zaczniemy wszystko od nowa? Damy sobie nawzajem rozgrzeszenie i zaczniemy jeszcze raz.
– Czyja wiem, Rico… Czy może być rozgrzeszenie bez pokuty? Bez niej to, co złe, zawsze wraca.
– Ojej, coś ty dziś taka poważna – Rico zmarszczył brew.
– To chyba, dlatego, że jestem w poważnym stanie.
Rozpogodził się.
– Racja! Ty naprawdę jesteś teraz w poważnym stanie!
Też się rozjaśniła.
– W poważnym, ale nie w ciężkim. Przeciwnie, czuję się fizycznie nieźle i dlatego chciałabym wrócić do pracy. Tak, tak – Pokiwała głową, widząc, że chce od razu protestować – Jeśli nasze małżeństwo ma znormalnieć, to i my oboje musimy być normalni, a ja bez pracy zwariuję. Już ci to kiedyś mówiłam.
Rico zamyślił się.
– Pamiętasz, co ci opowiadałem o matce? Pracowała, to prawda. Ale wcale nie lubiła pracować.
Catherine zdziwiła się.
– To czemu to robiła, skoro nie lubiła?
– Bo widzisz… Miała wrodzone poczucie obowiązku.
Jakoś tak było, że w naszej rodzinie to jej przypadła rola głowy domu. Kiedyś ci to dokładniej wyjaśnię.
Uścisnęła jego rękę. Zaskoczyło ją nie tylko to, czego się nagle dowiedziała, ale i to, że jej mąż z własnej woli zaczął się jej zwierzać.
– Musiała być dzielną kobietą – powiedziała.
– Miała też smykałkę do interesu. Zdaje się, że odziedziczyłem to po niej. Nieraz wystarczy mi rzucić okiem na jakąś nieruchomość i od razu widzę, co jest warta, bez ekspertyz i tak dalej. No, ale na początku, kiedy przypłynęliśmy do Australii, byliśmy dosyć biedni. Rodzicom ledwie starczyło na zakup jakiegoś małe go domku w Carlton. Mój ojciec był robotnikiem i pod kierownictwem matki remontowali ten dom, a potem go sprzedali. I tak to się zaczęło. Wkrótce mama wynajęła ludzi, zaczęła też za grosze skupować okoliczne parcele. Dzisiaj są warte miliony. Myślę, że moje pierwsze słowa brzmiały „widok na zatokę” – Zaśmiał się cicho.
– Nie, nieprawda. Do piątego roku życia mówiłem tylko po włosku, więc nawet nie umiałbym tego powiedzieć po angielsku.
Uśmiechnęła się do niego.
– Uhm. No a jak było z Markiem?
– Z Markiem? On się już tutaj urodził, czyli od początku był tubylcem. Mówiło się do niego po angielsku, więc łatwiej wrastał w Australię.
– On łatwiej, a ty?
– Wiesz jak to bywa z dziećmi imigrantów. Miewają trudno na podwórku czy w szkole. Na szczęście ze szkoły sporo się urywałem, bo matka zabierała mnie ze sobą na objazdy terenu. – Rico zamyślił się – Właściwie to były piękne dni. Ależ się wtedy nazwiedzałem!
– Zabierała cię ze sobą? A ja myślałam…
– I niesłusznie myślałaś – przerwał jej – Antonia namieszała ci w głowie. Dopiero później, kiedy interes się rozrósł, mama nie miała już dla nas czasu. Ale zawsze przynajmniej całowała nas na dzień dobry i na dobranoc.