Выбрать главу

– Przeczytam ci też bajeczkę na dobranoc – powiedział, uśmiechając się do maleństwa – Tylko żeby mi Jessica nie podsuwała nic z piosenkami.

– O tak – skwapliwie przytaknęła Catherine – Bo jak na Włocha, to dosyć fałszujesz.

Rico zmarszczył czoło, lecz zaraz się rozpogodził.

– Patrzcie, wyrzyna jej się chyba pierwszy ząbek!

Po chwili oboje z Catherine zaczęli uważnie studiować urodę dziąseł Lily. Dziecko uśmiechało się do nich, fikając nóżkami.

– Jak tak dalej pójdzie – odezwała się po paru minutach Jessica – to się oboje spóźnicie.

– Rzeczywiście – Catherine dała malej całusa i złapała swoją torebkę. W takim razie pa, pa. Do zobaczenia wieczorem.

Wyszli z Rikiem, zmierzając w stronę garaży.

– A mnie nie pocałujesz – zapytał Rico, po czym nie czekając, sam objął Catherine i przycisnął usta do jej warg. Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o tym, że pewnie z okien domu obserwuje ich cały personel.

Rico odstąpił, ale tylko na ćwierć kroku.

– I pamiętaj, że twoją kąpiel też sobie dzisiaj rezerwuję.

– A będzie bajeczka? Tylko bez śpiewów.

– Będzie, będzie. I bez śpiewów – przyrzekł jej.

– Nastawimy sobie zamiast tego jakąś ładną muzykę. Otwarli drzwi garażu pilotem.

– Chyba powinienem ci kupić jakieś porządne auto.

– Rico przyjrzał się krytycznie staremu wehikułowi Catherine – Przyjmiesz ode mnie taki prezent? Nie byłoby to sprzeczne z twoimi zasadami feministycznymi?

– Myślę, że by nie było. Dostać coś w prezencie od własnego męża to przecież nie grzech?

– No, to cieszę się – Uderzył się po udzie zwiniętą w trąbkę gazetą. – Aha, właśnie. Zostawię ci jednak „Daily”, bo coś czuję, że mimo wszystko chciałabyś zobaczyć siebie na fotografii.

– Wcale nie chcę. – Pokręciła głową, ale przyjęła z rąk męża gazetę.

Rico zatrzasnął za Catherine drzwi jej samochodu i ruszył do swojego auta. Po chwili jednak zatrzymał się jeszcze i odwrócił. Pogroził żartobliwie palcem żonie.

– Opuść okienko – poprosił. – Na przyszłość, jak będziesz się dawała fotografować, dopinaj górne guziki bluzki, dobrze?

Udała, że nie wie, o co chodzi, i pierwsza wyjechała z garażu. Już po chwili była na obwodnicy wiodącej ku centrum Melbourne. Rzuciła okiem na gazetę leżącą na fotelu obok. A może by jednak zajrzeć, pomyślała. Przystanęła w najbliższej zatoczce i rozłożyła ją. Rzeczywiście dekolt był wyeksponowany. Stanowczo przesadzili. Zaczęła czytać artykuł. Jego treść tak ją wciągnęła, że nie zauważyła samochodu, który przyhamował obok niej. Dopiero po chwili podniosła głowę. To był Rico, który pomachał jej znad kierownicy i zaraz znowu ruszył. Zaśmiała się do niego, bo oczywiście przyłapał ją na czytaniu tego szmatławca.

Zwolniła hamulec ręczny nadal z uśmiechem na twarzy.

Po kwadransie podjeżdżała już pod szkołę, wciąż rozjaśniona. Jak dobrze móc się uśmiechać z powodu własnego męża, pomyślała.

Jak dobrze.

Dobry nastrój nie potrwał długo. Wrzaski uczniów na przerwach i konieczność nieustannego mówienia do nich na lekcjach przyprawiły ją wkrótce o ból głowy. Już nie była taka pewna jak wczoraj, że dobrze zrobiła, wracając do pracy. Co chwila rzucała okiem na zegarek, licząc kwadranse dzielące ją od powrotu do domu. W domu wykąpie się, odpręży, poleży sobie, pobawi się z Lily. Potem będzie długi wieczór z Rikiem. I przecież to wszystko ma o wiele więcej sensu niż szarpanie się z tymi małymi łobuzami!

– Milo, że znów jesteś wśród nas – odezwał się do niej Marcus Regan, gdy weszła do pokoju nauczycielskiego.

Spojrzała na dyrektora szkoły i pomyślała, że jednak nie może go zawieść, nie będzie mu opowiadała o swoich nagłych wątpliwościach dotyczących profesji. Za nadto lubiła tego starszego pana, dobrego pedagoga i kolegę.

– Mnie też jest miło, Marcus. Dobrze, że mnie przyjąłeś z powrotem.

– A czemu miałbym cię nie przyjąć? Sama wiesz, jak jest z kadrą nauczycielską. Jeśli pensje będą nadal tak niskie, wszyscy pouciekają z zawodu. Nieraz budzę się rano i nie wiem, kim dzisiaj obsadzę lekcje. Do tego jeszcze te urlopy macierzyńskie.

Urlopy macierzyńskie. Catherine pokiwała głową i uznała, że dobrze zrobiła, na razie nic nie mówiąc o swojej ciąży. Po co jeszcze bardziej zasmucać biednego dyrektora? Po co miałby się dodatkowo martwić?

Regan zdjął okulary i zaczął je przecierać irchą.

– No a jak ci służy małżeństwo, Cathy? Wszystko w porządku?

– W porządku – potwierdziła z zapałem. Równocześnie przebiegła jej przez głowę refleksja, jak długo do tej pory, odpowiadając na tego rodzaju pytania, musiała kłamać i nadrabiać miną. Dobrze, że w końcu może mówić prawdę i że jest to dobra prawda, a w każym razie lepsza niż kiedyś.

– Małżeństwo to niezła rzecz. – Uśmiechnęła się do szefa.

– I właśnie dlatego pozwól, że się już spakuję. Pojadę kultywować to moje małżeństwo.

Cześć, Marcus do zobaczenia w poniedziałek.

W domu skierowała się najpierw do pokoiku Lily. Wzięła małą na ręce, pocałowała ją w oba pulchne policzki, ale nie poczuła się odprężona. Czekała na coś. A może raczej na kogoś? Między szóstą a siódmą snuła się z kąta w kąt, aż wreszcie usłyszała samochód Rica na podjeździe. Wybiegła przywitać męża i potem już oboje powędrowali do łazienki, gdzie Jessica czekała z kąpielą dziecka. Catherine przyglądała się, jak Rico z Lily dokazują i jak jedwabny krawat męża bezpowrotnie traci formę, zmoczony wodą. 0, teraz przydaliby się tutaj jacyś fotografowie, pomyślała, przysiadając na skraju wanny.

– Poproszę o ręczniki – powiedział Rico.

Wytarli małą foczkę i zaczęli odziewać ją w śpioszki.

– Kaszka jest już podgrzana – oznajmiła Jessica, wkładając głowę do łazienki.

– To świetnie – Catherine poszła za niańką, dziwiąc się, że jest dziś taka elegancka, z makijażem na twarzy i w sukience, a nie jak zwykle w spodniach. – Ładnie wyglądasz – pochwaliła Jessicę.

– Dziękuję – odpowiedziała, rumieniąc się. – Przebrałam się, bo pan Mancini dał mi dziś wychodne.

Ach tak – Catherine przymusiła się do uśmiechu. Więc to takie plany ma jej mąż. Nie chce, by ktokolwiek im przeszkadzał. Ale właściwie, w czym przeszkadzał? Ściany są tutaj grube, drzwi szczelne. Po co odprawiać niańkę, która właśnie mogłaby być przydatna, czuwając nad dzieckiem, gdy oni będą zajęci sobą?

Zasiadła w pokoiku dziecka z Lily, podając dziewczynce butelkę. Myśli pędziły jej przez głowę. Intuicja podpowiadała jej, że jeszcze nie wszystko jest w porządku między nią a Rikiem. Tyle rzeczy pozostało niedopowiedzianych.

Po chwili pojawił się Rico.

– Widzę, że dzidziuś kończy już kolację – powiedział. – To dobrze. Pora, żebyśmy i my coś zjedli, prawda? Coś ty taka spięta – Przyjrzał się baczniej Catherine – Stało się coś?

– Nie, nic – Podniosła się, zanosząc Lily do łóżeczka – Zmęczona jestem. Chętnie wzięłabym kąpiel przed kolacją.

– A może potem – Rico też wstał. – Wolałbym nie czekać, jestem już strasznie głodny.

– Jak wilk?

Uśmiechnął się.

– Może jak wilk. Dałem dziś całemu personelowi wolne – dodał.

– Całemu personelowi? Po co?

Wzruszył ramionami.

– Czy ja wiem? Chciałem ci zrobić przyjemność.

– Mnie? W jaki sposób?

– No – zawahał się. – Narzekałaś kiedyś na nad miar obsługi w tym domu, więc dzisiaj jest okazja… Zostaliśmy tylko ty i ja. Chodź, idziemy jeść.

Poprowadził ją, ale nie do jadalni, a do wspólnej sypialni.