– Dziękuję, jako tako. Chciałabym pójść na oddział dziecięcy i posiedzieć trochę przy małej Lily.
Lily. Jej malutka siostrzenica cudem przeżyła wypadek. Ale cóż ją czeka – pomyślała Catherine. Sieroce życie. Poczuła przypływ goryczy, a potem prawie nienawiści do Janey, która okazała się tak lekkomyślną matką, i to nie tylko w dniu tragicznego zdarzenia, ale również wcześniej.
– Dzwoniliśmy już ze szpitala do rodziców państwa Mancinich – odezwała się pielęgniarka. – Niełatwo było ich odnaleźć, bo podróżują właśnie po Stanach.
– To nie rodzice, a tylko ojciec szwagra z macochą – sprostowała Catherine. – Matka Marca zmarła wiele lat temu.
– Ach tak. W każdym razie nawiązaliśmy już z nimi kontakt.
Catherine skinęła głową. Po całym dniu czuła się bardzo znużona i nawet było jej na rękę, że w najbliższym czasie nie zobaczy Mancinich.
– Dzwoniliśmy też – podjęła pielęgniarka – do pana Rica, który powiedział, że będzie tu najszybciej, jak się da. Prosił, żeby pani na niego poczekała. Co pani jest, panno Masters? Może podać wody?
Catherine rozejrzała się niewidzącym wzrokiem. Opadła na najbliższy fotel. Zaczęło jej pulsować w skroniach. Rico, Rico… A więc mieliby się znowu zobaczyć?
Dobrze pamiętała dzień wesela siostry, o którym myślała, że będzie najsmutniejszy w jej życiu. Tym czasem Rico sprawił, że śmiała się na tym weselu i dobrze bawiła, a nawet więcej, niż tylko bawiła.
Tak, to on był tym, który do niej podszedł, gdy siedziała spięta przy stoliku, prawie nie mając, do kogo zagadać, i obserwowała taneczne wyczyny młodzieży na parkiecie.
Usiadł na krześle obok i obrócił się wraz z nim w jej stronę.
– Mów coś do mnie – zażądał – Cokolwiek, byle zaraz.
Myślała, że się przesłysżała.
– Słucham? Nie rozumiem…
– Za chwilę wszystko ci wytłumaczę, ale teraz mów coś. I przyglądaj mi się z zainteresowaniem.
Nie było trudno przyglądać mu się z zainteresowaniem i to nie tylko z powodu tego dziwnego wstępu. Rico Mancini był bardzo przystojnym mężczyzną, w dodatku stanu wolnego, a to naprawdę mogło interesować kobiety.
Uśmiechnęła się.
– Ale powiedz w końcu, o co chodzi? Dlaczego mam coś odgrywać?
– No dobrze, powiem ci. Może nie uwierzysz, ale próbuję umknąć żonie pastora, która zastawiła na mnie sieci.
– Esterze – Otworzyła ze zdumienia usta i prawie automatycznie poszukała wzrokiem tej statecznej dziewczyny w kostiumie bordo i ze sztywno utapirowaną i polakierowaną fryzurą. Estera, wzór cnoty, miałaby mieć chęć na jakiś skok w bok – Rico, nie wiem, czy myślimy o tej samej osobie.
– Na pewno o tej samej. Pastorowa złożyła mi przed chwilą niedwuznaczną propozycję, ale się wykręciłem, mówiąc, że muszę wracać do mojej dziewczyny.
– No wiesz -prychnęła Catherina -Niby do mnie?
– Więcej jest rzeczy na niebie i ziemi, niż to się śniło filozofom – odrzekł zagadkowo Rico. – A wszystko przez to, że twoja siostrzyczka pogardziła po rządnym ślubem katolickim – dodał. – Księża nie mają żon i pewnie nie byłbym wówczas napastowany.
– Ale kręcisz. A więc wszystkiemu jest winna Janey?
Zaśmiał się, a potem już cały wieczór byli razem, rozmawiając, tańcząc i zaglądając sobie w oczy.
Około północy, nie wiadomo jak, znalazła się w jego pokoju hotelowym. Całowali się tam, najpierw stojąc, potem leżąc, i całowali się coraz namiętniej. Rico zaczął rozpinać guziki jej sukni, a ponieważ czynił to w pośpiechu, rozdarł nawet kawałek różowe go tiulu. Chciał przepraszać, lecz ona zamknęła mu usta nowym pocałunkiem. Od początku nie podobała jej się ta suknia, na którą Janey ją namówiła, nie żal jej, więc było częściowej dekompozycji. Natomiast podobały jej się pieszczoty Rica. Jej piersi pragnęły jego dotknięć, a w dole brzucha czuła narastające napięcie.
Rico zdawał się rozumieć ją bez słów. Obnażywszy ją, całował jej piersi, potem powędrował ustami niżej. Jedną ręką szybko ściągnął z niej majki i zanurzył język w najtajniejszym zakątku jej kobiecości. Aż, dech jej zaparło od tego i wygięła się w łuk. Nie wiedziała, że właśnie na coś takiego czekała całe lata… Po chwili była już w niebie: przeżyła z nim pierwszy w życiu orgazm.
Leżała potem obok Rica zawstydzona, że mu się tak oddała, człowiekowi, którego właściwie nie znała, i w sposób, którego dotąd nie znała.
Po kwadransie Rico się podniósł.
– Powinniśmy wracać na dół – powiedział. – Chodź, Cathy, czekają tam na nas.
Wolałaby jeszcze poleżeć. Wciąż płonęły w niej ognie i jej ciało pragnęło jego ciała.
Pociągnął ją rękę.
– Chodź – Uśmiecimął się. – Aleś ty ładna – Ucałował jej nagi brzuch. – Ubieraj się.
Zamknęła oczy.
– Zdaje się, że nie powinnam była…
– Ćśś – Pogłaskał ją po ramieniu – Wszystko jest dobrze. I będzie dobrze. Chodź.
Westchnęła. Mimo wszystko miała nieczyste sumienie. I nie tylko, dlatego, że tak łatwo Ricowi uległa, ale też z tego powodu, że jedynie ona doznała rozkoszy. Wyciągnęła więc rękę szukając jego męskości. Znalazła ją w stanie gotowości.
– Nie, Cathy – Chwycił ją delikatnie za przegub.
– Nie teraz. Teraz musimy się szybko ubrać. Czas na nas. Przecież jesteś druhną, a ja drużbą. Nie możemy ich zawieść.
– No, ale – próbowała go jeszcze przyciągnąć do siebie – przecież ty nie…
– Wszystko w swoim czasie – Uśmiechnął się do niej – Jutro lecę do Stanów Zjednoczonych, ale przedtem może się jeszcze spotkamy. Najpierw jednak musimy wyprawić państwa młodych. Przecież wiesz, jak się spieszą. Przed nimi podróż poślubna.
Podniosła się, już bez protestów. Czuła się npięta, ale i wewnętrznie rozjaśniona. A więc mają się jeszcze spotkać, i to może wkrótce…
Kiedy pomagała Janey przebrać się w strój podróżny, czuła, że drżą ej ręce. Za godzinę czy dwie mają znowu się spotkać z Rikiem. Co za czarodziejska noc.
– Hej, siostrzyczko, stało się coś – Janey prze krzywiła głowę, bystro obserwując Catherine. – Masz potargane włosy i tak ci dziwnie błyszczą oczy…
0, widzę, że zdążyłaś się też przebrać?
– Bo nie przepadam za różowymi rzeczami.
– Aha. Ale Rico je lubi. I pewnie, latego nie mógł dziś oderwać od ciebie oczu. Czekaj, czekaj – zastano wiła się – Wyście oboje gdzieś wyszli razem, prawda?
– Nie wiem, o czym mówisz…
– Nie udawaj. Dobrze wiesz, o czym mówię. No tak, oczywiście – Puściła oko do Janey. – Zastawiałaś sidła na Rica! I bardzo dobrze, tak trzymaj, siostro. Rozegraj dobrze swoją kartę, a będziesz go miała na własność.
Naprawdę nie wiem…
– Przestań zgrywać cnotkę, Cathy. Rico to łakomy kąsek, tak samo jak Marco. Powinnaś mi być wdzięcz na, że utorowałam ci drogę.
– Janey!
– Co, złotko – Jej siostra zmrużyła oczy. – Nie chcesz mieć milionera za męża? Wolisz całe życie harować w tej beznadziejnej szkole i gnieść się w ciasnym mieszkanku?
– Janey, ja lubię swoją szkolę.
– Nie wierzę. Nikt na tym świecie nie lubi szkoły, ani uczniowie, ani nauczyciele – Janey zaśmiał się głośno zadowolona ze swego konceptu.
Wtedy się głośno śmiała, a teraz już na zawsze jest cicha, pomyślała Catherine, podnosząc się z krzesła w poczekalni szpitalnej. Znów musiała zacisnąć powieki, żeby nie zapłakać.
Wszystko się skończyło. Nie ma już Janey.
I Rica też nie ma – bo tamta noc weselna sprzed roku miała nie mieć dalszego ciągu.
Wszystko się skończyło.