– Mieliśmy się rano wybrać do szpitala. Może po winniśmy zadzwonić, że…
– Już tam dzwoniłem – odpowiedział. – Mała czuje się dobrze. To niebywałe, ale prawdopodobnie wy szła z wypadku bez szwanku. Jeśli nie liczyć paru zadrapań.
– Chwała Bogu – wyrwało się Catherine.
– No właśnie – przyznał. – A co do Antonii – wzruszył ramionami – jest chyba tak, jak przewidywałem. Ojciec mówił mi, że jego żona zechce wystąpić oprawo do opieki nad wnuczką.
– Więc jednak – westchnęła Catherine.
Rico przytaknął skinieniem głowy.
– Szykuje nam się spór – Zaplótł ramiona na piersi.
– I wiesz – spojrzał w bok – tak sobie myślę… Może powinniśmy ustalić jakiś wspólny front?
Poczuła się zaskoczona. Wspólny? Mówiły jaskółki, niedobre są spółki, przemknęło jej przez głowę.
– Ale ja… Słuchaj, Rico, właściwie jedyną osobą, która naprawdę umiałaby się zająć tym dzieckiem, jestem ja. Mam wykształcenie pedagogiczne, jestem kobietą, w odpowiednim wieku… – Przedłużała opis swych zalet, aż Rico zaczął tracić cierpliwość.
Wreszcie wybuchnął:
– Daj spokój, Catherine! Dość tej autoreklamy! I co z tego, że jesteś kobietą?
Zamrugała zdziwiona.
– Jak to, co? Chyba wiesz, co znaczy być kobietą. Zwłaszcza po tym – zaryzykowała uśmiech, co robiliśmy ze sobą w nocy.
Jeśli myślała, że go zdobędzie tą uwagą, to się pomyliła.
Odszedł w stronę okna i oparł się tyłem o parapet. Wzruszył ramionami.
– A co takiego robiliśmy? Było trochę seksu. Nic poza tym.
Poczuła, jakby jej wymierzył kolejny policzek. Co za cynik! Szybko poderwała się z łóżka, nie zważając na to, że jest naga.
– Ty draniu – powiedziała. – Ty draniu.
Założyła swój płaszcz kąpielowy i mocno zawiązała pasek. Uniosła głowę i przyjrzała mu się.
– A może jeszcze powiesz… że chciałam cię wczoraj uwieść, co?
Popatrzył na nią zimno.
– Nie wiem, czy chciałaś uwieść. Ale wątpię, żebyś działała bezinteresownie.
Zaśmiała się gorzko.
– Więc myślisz, że to wszystko ukartowałam? Udawałam w nocy łzy, przymusiłam cię do wstania, przyjścia do mnie i tak dalej? Ty draniu.
– Kto cię tam wie?
– Zaryzykowałam… ciążę. – Położyła sobie rękę na brzuchu. – Bo ty oczywiście…
– Ja oczywiście nie miałem żadnego zabezpieczenia – dokończył za nią – Ale to, że tak wyszło – uniósł do góry palec -jeszcze bardziej przemawia przeciw tobie.
– Co jeszcze bardziej przemawia? Co ty knujesz?!
– Bo jeśli chciałaś mnie w ten sposób złowić, to właśnie złowiłaś. Tak jak kiedyś Janey Marka.
– Ty draniu – powtórzyła, tym razem niemal z podziwem.
– Nie, nie jestem żadnym draniem – Ruszył w jej stronę – Mancini nie są draniami. W tradycyjnych rodach sycylijskich mężczyźni bywają odpowiedzialni. Zawsze płacimy za swoje ewentualne błędy. A ty, jak rozumiem, będziesz żądała zapłaty, tak?
Jego niegodziwość była wprost niepojęta.
– Wszystko, co mówisz, jest absurdalne- westchnęła. – A to, że się nie zabezpieczyłeś, oznacza, że wy, Sycylijczycy, wcale nie jesteście tacy bardzo odpowiedzialni. Chyba, że nigdy nie słyszeliście o wynalazku antykoncepcji?
– Jej oczy zrobiły się wąskie jak szparki.
– A co do tego seksu, to może ty się do niego ograniczy łeś, ale ja me. Ja się z tobą kochałam, jeśli chcesz wiedzieć. A to trochę, co innego.
Rico przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą i nic nie odrzekł.
– Myślałam – podjęła Catherine – że oboje tej nocy potrzebowaliśmy czyjejś bliskości, czuliśmy Się samotni.
– Ja potrzebowałem seksu – Odwrócił się do niej i zaczął iść w stronę okna – Seks dobrze mi robi na sen – rzucił przez ramię.
– Ty chyba coś przede mną odgrywasz? Całkiem inaczej zachowywałeś się w nocy i inaczej do mnie przemawiałeś. Jakbyś miał dwie dusze, jedną dobrą, drugą złą.
Rico wzruszył ramionami. Stał przy oknie i wyglądał na zewnątrz, odchylając firankę.
– I jeszcze ci powiem – Catherine zrobiła dwa kroki w jego stronę, że absolutnie nie zamierzałam cię złowić, jak to nazywasz. Użyję zaraz pigułki „dzień po”, żebyś miał pewność, że nic cię ode mnie nie uzałeżnia. Jesteś wolny, Rico!
– Nie, nie będzie żadnej pigułki – Odwrócił się gwałtownie od okna. – Zapomnij o takich metodach. I wbrew temu, co sądzisz, wcale nie chcę się od ciebie uwolnić. Akurat bardzo cię potrzebuję.
Bardzo cię potrzebuję. Serce w niej skoczyło na te słowa, ale zimny wyraz jego oczu natychmiast jej uzmysłowił, że on, co innego rozumie przez te słowa niż ona.
– No, więc masz rację, co do swoich zalet – zaczął się na glos zastanawiać Rico. – Jesteś nauczycielką, jesteś młodą kobietą i zapewne też dobrą obywatelką, a to mogą być atuty w staraniach o Lily.
Uniosła brwi.
– Czy to znaczy, że nie będziesz się sprzeciwiał, kiedy wystąpię o opiekę nad dzieckiem – Bardzo ją zdziwiła ta kolejna zmiana frontu.
– Jasne, że nie – potwierdził. Po czym uśmiechnął się przebiegle – Dlaczego miałbym się sprzeciwiać w czymkolwiek swojej żonie?
Zatkało ją. Co to za nowa sztuczka? O czym on mówi?
– Swojej żonie?
– Tak, swojej żonie – powtórzył, tym razem bez uśmiechu – Przecież chciałaś być moją żoną, prawda?
Zamierzała zaprzeczyć. Otwarła usta, żeby to zrobić, lecz słowa zamarły jej na wargach. Rico miał rację. Chciała być jego żoną. Nieraz w ciągu ostatniego roku o tym myślała. Jednak nie mogła chcieć, żeby się to stało na takich warunkach, jak teraz proponował. Nigdy, przenigdy!
– Antonię i mojego ojca stać na bardzo dobrych prawników – dodał.
– Ciebie też stać – uzupełniła szybko Catherine.
– Owszem, ale proces mógłby się ciągnąć latami.
A to nie byłoby dobre dla dziecka. Liły rosłaby szarpana w dwie różne strony. Natomiast, kiedy ty i ja się pobierzemy, sprawy się uproszczą. Przewiduję, że dla opieki społecznej będziemy lepszymi kandydatami niż dziadkowie.
– Cóż, ale małżeństwo… – Przeczesała ręką włosy.
– Jakoś w ogóle nie wierzę w te twoje projekty.
– To nie są projekty – poprawił ją. – To jest to, co mamy zrobić.
– Co mamy zrobić – Prawie się zaśmiała. – Jakiś ty pewny siebie. Przecież nie zawleczesz mnie siłą do ołtarza.
– Nie będzie żadnego ołtarza – Wzruszył ramiona mi – Wystarczy nam skromny ślub cywilny.
– Widzę, że już wszystko obmyśliłeś. Kiedy zdążyłeś to zrobić?
Zastanowił się.
– Czyja wiem? Może przed chwilą? Słuchaj, Cathy, we dwoje naprawdę łatwiej przekonamy sąd rodzinny.
Przyglądała mu się w milczeniu. Wreszcie skinęła głową.
– Czyli ślub – powiedziała – A potem co? Jakiś dyskretny rozwód? I co wtedy stałoby się z Lily? Ja miałabym się nią opiekować w tygodniu, a ty w weekendy?
– Po co rozwód? Nie będzie rozwodu.
– Jak to nie będzie? Mielibyśmy ciągnąć małżeństwo bez miłości? Dla mnie to byłoby bez sensu.
– A ja myślę inaczej – Podszedł do niej blisko i ujął za przeguby dłoni, zaglądając jej w oczy.
Pokręciła głową.
– Miałabym podpisać na siebie wyrok? Być z kimś obcym całe życie? Mowy nie ma.
Poruszył brwiami.
– A czy nie podpiszesz na siebie wyroku, biorąc to dziecko? Dziecko też ma się przez całe życie. I to dziecko też jest obce. Nie jest twoje.
Spróbowała się wyrwać.
– Idiotyczna logika. Lily jest córką mojej siostry. Kocham ją i ona też mnie będzie kochała.
– Miłość, milość – Rico zaśmiał się – Miłość jest w ogóle przereklamowana. Zwłaszcza małżeńska. Dla mnie ważniejszy jest w życiu obowiązek niż miłość.