Выбрать главу

Przewrotny spryciarz, przemknęło jej przez myśl.

– Jasne, że jako mąż musiałbyś być mi wiemy – przytaknęła.

Zrobił krok w jej stronę.

– To co: umowa stoi?

Za szybko uznał, że się poddała.

Energicznie pokręciła głową.

– Nie tak prędko, Rico! Jak miałabym zostać twoją żoną, skoro ty mnie nawet nie szanujesz? Wręcz stwierdziłeś niedawno, że poczułeś do mnie niesmak. Jak mógłbyś poślubić kogoś takiego?

Potarł dłonią nieogolony policzek.

– „Trzymaj się blisko przyjaciół, ale jeszcze bliżej wrogów”. Znasz takie powiedzenie? Musiałaś je kiedyś słyszeć.

Skrzywiła się. Potem westchnęła.

– Od kiedy to jestem twoim wrogiem – Z trudem mieściło jej się w głowie, że ten mężczyzna, który potrafi być tak czułym kochankiem, z godziny na godzinę zamienia się we własne przeciwieństwo. – Wiesz – przerzuciła włosy na drugą stronę – czasem mi się zdaje, że ty chcesz we mnie widzieć złą kobietę, którą nie jestem, ale właśnie taka byłaby ci do czegoś potrzebna.

– Nie wysilaj się na psychoanalizę. – Skrzywił się.

– Na nikim nie zrobisz wrażenia. Tak się składa, że wiem, o co ci naprawdę chodzi w związku ze mną. O to samo, o co twojej siostrze z Markiem.

Jego słowa były zimne, spojrzenie też. Catherine szczelniej otuliła się płaszczem kąpielowym.

Rico zaś ciągnął dalej:

– Kiedy zobaczyłem cię na weselu, taką samotną, wydałaś mi się tajemnicza, dumna i niedostępna. To mnie do ciebie przyciągnęło – Uśmiechnął się w zamyśleniu. – Podszedłem, zaczęliśmy rozmawiać, zatańczyliśmy i po godzinie byłem załatwiony. Tak jest, straciłem dla ciebie głowę! Nie, nie dla ciebie – poprawił się – tylko dla jakiegoś wymyślonego obrazu ciebie. Bardzo chciałem się do ciebie zbliżyć, zdobyć cię.

Na wspomnienie tamtej nocy serce w niej podskoczyło. Przypomniała sobie, jak była zdziwiona, że ten piękny mężczyzna akurat ją wyłowił sobie z tłumu gości i czarował cały wieczór, aż w końcu…

– Bardzo chciałem cię zdobyć – powtórzył Rico.

– I udało mi się. – Przez jego usta przemknął uśmiech zwycięskiego myśliwego – To znaczy udał się obiecujący początek… Wszystko było naprawdę piękne i by najmniej nie z powodu tego, co robiliśmy, użyłem potem słowa „niesmak”. Absolutnie.

Catherine spuściła oczy. Nie wiedziała, do czego Rico zmierza, ale było jej przykro, że zawsze szuka ciemnych stron.

On zaś niespodziewanie zaczął imitować głos Janey:

– „Tak trzymaj, siostro. Rozegraj dobrze swoją kartę, a będziesz go miała na własność”.

Skuliła się w sobie na tę parodię. Tak, rzeczywiście Janey coś takiego powiedziała. Lecz jak zdołał to usłyszeć?

– Ależ byłem głupi, dobry Boże, ale głupi – wybuchnął Rico. – Gdybym przypadkiem wtedy nie przechodził obok tych otwartych drzwi, nie dowiedziałbym się całej prawdy o was, siostry Masters…

Dziwisz się, że cały rok nie chciałem cię oglądać? Albo, że nie ociwiedzałem małej Lily? Wolałem nie bywać w domu mojego brata, bo musiałbym mu powiedzieć, że ma cyniczną żonę, że kocha zwykłą dziwkę, która go usidliła i wysysa z niego jego pieniądze.

Catherine poczuła, że chce stąd natychmiast uciec. Wstała, lecz przygwożdżona jego spojrzeniem, znów usiadła. Oddychała ciężko. Było jej naraz zimno i gorąco.

– Przepraszam cię – powiedziała cicho – Przepraszam, że to wszystko wtedy tak wyszło, ale ja…

– Nie przepraszaj – Skrzywił się pogardliwie. Po co przepraszać? Mleko już się rozlało. Prawda wyszła na jaw.

Powoli pokręciła głową.

– To nie było tak. Nie wiem, ile usłyszałeś, ale ja nie pochwaliłam wtedy Janey za to, co powiedziała.

– Nie – Machnął ręką – Nie stałem tam dłużej, nie podsłuchiwałem was. Po prostu przechodziłem właśnie obok. Przykro dla mnie skończyło się to wesele.

Zmusiła się, by mu spojrzeć w oczy.

– Słuchaj, Rico, nawet jeśli Janey bywała interesowna, to nie znaczy, że nie kochała twojego brata. Natura ludzka jest skomplikowana.

– Daruj sobie – Rico wzruszył ramionami. Po co te wszystkie bajki.

Oboje milczeli dłuższą chwilę.

– I co dalej – odezwała Catherine. – Bo czegoś tu jednak nie rozumiem. Odjechałeś wtedy taki obcy. Uważałeś, że chciałam cię cynicznie złowić. Dlaczego więc teraz do mnie wróciłeś? Dlaczego chciałeś się ze mną wczoraj kochać?

– Nie „kochać” – poprawił ją. Zbliżył się i przysiadł obok niej na wannie – Dla mnie to był tylko seks, już ci mówiłem – Objął ją ramieniem, ale bez czułości. Właściwie skrępował ją tym objęciem – W weselną noc zaciągnęłaś u mnie pewien dług, pamiętasz? Wczoraj postanowiłem go po prostu odebrać. I nic więcej.

Wyrwała się z jego objęć. Wstała.

– Bardzo handlowe podejście – oceniła. Nie jesteś takim idealistą, na jakiego pozujesz. Jesteś biznesmenem.

– Nie, nie jestem idealistą. I rzeczywiście jestem biznesmenem. Może też, dlatego całkiem dobrze wyobrażam sobie małżeństwo z tobą, Catherine. Powiedzmy, że byłoby to coś w rodzaju „przedsiębiorstwa małżeńskiego”. Założymy je dla dobra Lily, co – spytał, uśmiechając się.

– Chcesz mieć żonę, która wzbudza w tobie nie smak?

– Niesmak? Czy ja wiem? Niekoniecznie. Użyłem tego słowa pod wpływem emocji. Ale tak naprawdę to mi smakujesz… Poza tym nawet cię podziwiam za konsekwencję, z jaką dążysz celu. Lubię kobiety, które wiedzą, czego chcą, i osiągają to.

Powiedziawszy to, podniósł się i zrobił dwa kroki w jej stronę. Catherine nie miała się gdzie cofnąć, bo stała pod ścianą. Wyciągnął rękę i położył na jej szyi.

– Jesteś bystra, ładna i masz temperament – Wsunął palce w jej włosy. – Myślę, że to nasze małżeństwo z rozsądku mogłoby się okazać całkiem przyjemne.

Otaksował ją spojrzeniem. Zachowywał się tak arogancko, że chętnie dałaby mu w twarz. Jednak w tajemniczy sposób każde dotknięcie Rica, nawet szorstkie, sprawiało jej przyjemność. Poza tym intuicja podpowiadała jej, że prawdziwy Rico nie jest wcale takim zimnym draniem. Ten prawdziwy spotkał się z nią w nocy i może weźmie górę nad nieprzyjemnym, wrogim Mancinim, tym, który stoi przed nią w tej chwili?

– Zobaczymy. Nie mów hop, póki nie przeskoczysz.

– Łagodnie, lecz stanowczo zdjęła jego rękę ze swojej szyi – A na razie pozwól mi się ubrać, bo zamierzam pojechać do szpitala. Zapomniałeś, że Lily czeka? Jeśli chcesz się ze mną zabrać, to masz prawo. Tylko nie rozmawiajmy już dziś więcej o małżeństwie.

Rico skinął głową. Ale zamiast wyjść z łazienki, złapał Catherine za ramię. Przyciągnął ją bokiem do siebie i bezceremonialnie pogładził po brzuchu.

– Jeszcze jeden drobiazg, skarbie. Na wypadek, gdybyś jednak była ze mną w ciąży, nie myśl, że nasze „przedsiębiorstwo małżeńskie” da się w ogóle rozwiązać. Jeśli nosisz pod sercem moje dziecko, pamiętaj: kiedy raz zostaniesz moją żoną, zostaniesz nią na zawsze. Tak jest u Sycylijczyków.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Dawno już nie było jej tak zimno.

Dzień nie był gorący, to prawda, ale trwało przecież kalendarzowe lato. Stała w późnym słońcu popołudnia, ubrana na czarno, trzymając na ręku gaworzącą, nie świadomą niczego Lily, i patrzyła, jak grabarze opuszczają na dół obie trumny. I drżała. Chłód przenikał ją na wskroś.

Dookoła szlochała liczna rodzina Marca, zwłaszcza ci, którzy przybyli na pogrzeb z Europy. Nie wstydzili się zawodzić i załamywać rąk. Zazdrościła im, że po trafią tak uzewnętrzniać swój ból, jawnie się go po zbywać. Sama czuła się jak pół sparaliżowana. Wszystko tłamsiła w sobie. Było jej zimno i fizycznie, i psychicznie. Nie uroniła ani jednej łzy.