Выбрать главу

Gdyby nie widziała, jak Rektor wsypuje proszek do wina, mogłaby zaryzykować gniew Kamerdynera albo mieć nadzieję, że nikt jej nie zauważy w ruchliwym korytarzu. Była jednak zdenerwowana i z tego powodu się zawahała.

Wtedy usłyszała ciężkie kroki na podeście. To nadchodził Kamerdyner, by sprawdzić, czy Sala Seniorów jest przygotowana na rytuał palenia maku i picia wina, którymi Uczeni raczyli się po wieczerzy. Lyra skoczyła w stronę dębowej szafy, otworzyła ją, schowała się w środku i szarpnęła drzwi, zamykając je tuż przed wejściem Kamerdynera. Nie bała się o Pantalaimona, pokój był przecież w ciemnym kolorze, a w najgorszym razie jej dajmon mógł wpełznąć pod krzesło.

Słyszała głośne sapanie Kamerdynera, a przez szparę niedomkniętych drzwi szafy obserwowała, jak ustawia fajki w stelażu przy misie z tytoniem i przygląda się karafkom i kieliszkom. Potem mężczyzna obiema rękami przygładził włosy nad uszami i powiedział coś do swojej dajmony. Należał do służby, więc jego dajmoną był pies; ponieważ Kamerdyner był jednym z ważniejszych służących, miał piękną rudą seterkę. Dajmona wydawała się podejrzliwa i spoglądała wokół, jak gdyby wyczuwała intruza, ale ku wielkiej uldze Lyry nie skierowała się w stronę szafy. Lyra bała się Kamerdynera, który już dwukrotnie ją uderzył.

Nagle usłyszała szept; to oczywiście Pantalaimon wcisnął się do szafy i dotarł do swej właścicielki.

– Będziemy musieli tu teraz tkwić. Dlaczego mnie nie posłuchałaś?

Nie odpowiedziała, póki Kamerdyner nie wyszedł. Nadzorował obsługę profesorskiego stołu – na tym polegała jego praca. Słysząc mamrotanie i odgłosy szurania, Lyra domyśliła się, że do Refektarza wchodzą Uczeni.

– Dobrze, że cię nie posłuchałam – szepnęła – ponieważ nie widzielibyśmy wtedy, jak Rektor wsypuje truciznę do wina. To był tokaj, o który prosił Majordomusa, Pan! Oni zamierzają zabić Lorda Asriela!

– Nie wiesz, czy to trucizna…

– Och, oczywiście, że tak. Nie pamiętasz, że zanim ją wsypał, kazał Majordomusowi wyjść z pokoju? Gdyby to było coś niewinnego, nie miałoby znaczenia, czy tamten na niego patrzy. Poza tym dobrze wiem, że coś się tutaj dzieje… coś politycznego. Służący rozmawiają o tym od wielu dni. Pan, być może zapobiegniemy morderstwu!

– Nigdy nie słyszałem większych bredni – odparł krótko dajmon. – Skąd wiesz, czy wytrzymasz w tej ciasnej szafie bez ruchu przez cztery godziny? Wyjdę i chociaż rozejrzę się w korytarzu. Powiem ci, kiedy będzie pusto.

Sfrunął jej z ramienia i dziewczynka zobaczyła w smudze światła jego maleńki cień.

– Nie, Pan, ja zostaję – oświadczyła. – Tu jest jeszcze jedna toga czy coś w tym rodzaju. Położę ją na podłodze szafy i będzie mi wygodnie. Po prostu muszę zobaczyć, co się będzie dalej działo.

Ostrożnie się wyprostowała, szukając po omacku wieszaków, które mogłyby narobić hałasu, i stwierdziła, że szafa jest większa, niż sądziła. Było w niej wiele akademickich tog podszytych jedwabiem, niektóre także obszyte futrem.

– Zastanawiam się, czy wszystkie należą do Rektora… – szepnęła. – Kiedy dostaje honorowe tytuły z innych akademii, być może dają mu też eleganckie togi, które trzyma tutaj, by się czasem w nie wystroić… Pan, naprawdę sądzisz, że to nie trucizna jest w tym winie?

– Nie – odrzekł. – Myślę dokładnie tak jak ty. Tyle że to nie nasza sprawa. Uważam, że jeśli się w to wmieszasz, będzie to najgłupsza rzecz ze wszystkich, jakie zrobiłaś w życiu. Nie mamy z tym nic wspólnego.

– Nie bądź głupi – zdenerwowała się Lyra. – Nie mogę tu siedzieć i patrzeć, jak ktoś truje Lorda Asriela!

– W takim razie chodźmy gdzie indziej.

– Jesteś tchórzem, Pan.

– Oczywiście, że jestem. A mogę spytać, co zamierzasz? Chcesz wyskoczyć z szafy i wyrwać mu kieliszek z drżących palców? To ci chodzi po głowie?

– Jeszcze nic nie wymyśliłam i dobrze o tym wiesz – odburknęła cicho. – Widziałam jednak, co zrobił Rektor, nie mam więc wyboru. Wiesz chyba, co to jest sumienie, prawda? Jak mogę po prostu stąd odejść, usiąść w Bibliotece czy w jakiejś innej sali i zająć się swoimi sprawami, skoro wiem, co się tu zdarzy? W każdym razie, możesz być pewny, że nigdzie się nie wybieram!

– Tego właśnie chciałaś przez cały czas – powiedział po chwili. – Chciałaś się tutaj ukryć i obserwować. Dlaczego nie domyśliłem się wcześniej?

– W porządku, masz rację – odparła. – Wszyscy wiedzą, że w tej sali odbywa się coś tajemniczego. Jakiś rytuał czy coś w tym rodzaju. Chciałam zobaczyć, co się tu dzieje.

– Nic nam do tego! Jeśli mają jakieś sekrety, to ich sprawa. A ukrywanie się i szpiegowanie to zabawa dla głupiutkich dzieci.

– Znam to na pamięć. Przestań wreszcie gderać.

Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu. Lyrze było niewygodnie na twardej podłodze szafy, a Pantalaimon z pozoru zajął się sobą – usiadłszy na jednej z tog, szarpał swe owadzie czułki. Lyra miała w głowie kłębowisko myśli i niczego bardziej nie pragnęła, niż podzielić się nimi ze swoim dajmonem, jednakże była na to zbyt dumna. Postanowiła, że musi sobie z nimi poradzić bez jego pomocy.

Przede wszystkim odczuwała niepokój, lecz nie był to lęk o siebie. Miała kłopoty wystarczająco często, aby się do nich przyzwyczaić. Tym razem niepokoiła się o Lorda Asriela. Zastanawiała się też, jaki sens ma wszystko to, co widziała. Lord Asriel nieczęsto odwiedzał Kolegium, a ponieważ ostatnimi czasy wzrosło napięcie polityczne, można było przypuszczać, że nie przybędzie tu po prostu jeść, pić wino i palić fajkę z kilkoma starymi przyjaciółmi. Lyra wiedziała, że zarówno on, jak i Rektor są członkami Rady Rządowej, specjalnej grupy doradczej, powołanej przy Premierze, może więc jego przyjazd wiązał się właśnie z tą funkcją; tyle że posiedzenia rady odbywały się przecież w Pałacu, a nie w Sali Seniorów Kolegium Jordana.

Poza tym krążyła pewna plotka, o której służący Kolegium szeptali od paru dni. Mówiło się mianowicie, że Tatarzy najechali Rosję i teraz płyną na północ, do Sankt Petersburga, skąd łatwo mogą opanować Morze Bałtyckie i później całą zachodnią Europę. A Lord Asriel był przecież na dalekiej Północy; kiedy Lyra widziała go po raz ostatni, przygotowywał wyprawę do Laponii…

– Pan – szepnęła.

– Tak?

– Sądzisz, że będzie wojna?

– Jeszcze przez jakiś czas nie. Gdyby miała wybuchnąć na przykład w przyszłym tygodniu, Lord Asriel nie przyjeżdżałby tu na kolację.

– Też tak myślę. Ale za jakiś czas?

– Cicho! Ktoś nadchodzi.

Lyra usiadła i zbliżyła oko do szpary w drzwiach. Do pokoju wszedł Majordomus i zgodnie z poleceniem Rektora zamierzał wyregulować lampę. Świetlica i Biblioteka były oświetlone anbarycznym światłem, ale w Sali Seniorów Uczeni woleli łagodniejsze światło starych lamp naftowych. Za życia Rektora z pewnością nikt tego nie zmieni.

Majordomus przyciął knot, dorzucił kolejną szczapę do ognia, a potem stanął, uważnie nasłuchując, przy drzwiach do Refektarza i wziął garść liści z misy z tytoniem.

Ledwie odłożył pokrywkę, przekręciła się gałka w drzwiach prowadzących na korytarz; Majordomus podskoczył nerwowo. Lyra musiała mocno nad sobą panować, aby się nie roześmiać. Mężczyzna pospiesznie wsunął liście do kieszeni, po czym odwrócił twarz ku nowo przybyłemu.

– Lord Asriel! – wykrzyknął.

Po plecach Lyry przebiegł zimny dreszcz. Z miejsca, w którym się znajdowała, nie mogła dojrzeć przybysza i próbowała powstrzymać odruch, aby wyjść i go zobaczyć.