Выбрать главу

Lyra mieszkała w Londynie już od mniej więcej sześciu tygodni, gdy pani Coulter zdecydowała się wydać przyjęcie koktajlowe. Dziewczynka przypuszczała, że jej opiekunka ma jakąś okazję do świętowania, chociaż pani Coulter nigdy jej nie powiedziała, o co chodzi. Zamówiła kwiaty, ustaliła z dostawcą rodzaj i ilość kanapek oraz napojów i cały wieczór omawiała ze swą protegowaną skład gości.

– Musimy zaprosić Arcybiskupa. Nie mogę go pominąć, chociaż jest to okropny stary snob. W mieście gości teraz Lord Boreal, który bywa zabawny. I księżniczka Postnikova. Sądzisz, że byłoby właściwe zaprosić Erika Anderssona? Zastanawiam się, czy to będzie na miejscu…

Erik Andersson był aktualnie najmodniejszym tancerzem. Lyra nie miała pojęcia, co to znaczy „na miejscu”, ale z przyjemnością udzielała rad pani Coulter. Sumiennie, choć z okropnymi błędami, zapisywała wszystkie nazwiska, jakie sugerowała jej opiekunka, a potem wykreślała niektóre, jeśli pani Coulter decydowała się jednak nie zapraszać danej osoby.

Gdy dziewczynka położyła się do łóżka, Pantalaimon szepnął z poduszki:

– Ona nie zamierza pojechać na Północ! Będzie nas tu trzymać do końca świata. Kiedy uciekamy?

– Ależ pojedziemy na Północ – odparła szeptem Lyra. – Po prostu jej nie lubisz. Cóż, to niedobrze, ponieważ ja ją lubię. Po co uczyłaby nas nawigacji i innych rzeczy, gdyby nie planowała zabrać nas na Północ?

– Nie chce, żebyś się zniecierpliwiła, to dlatego. Chyba nie masz zamiaru, wystrojona, sterczeć na przyjęciu i robić słodkie miny? Ona cię traktuje jak ulubione zwierzątko.

Lyra odwróciła się do niego plecami i zamknęła oczy. W słowach Pantalaimona było jednak ziarno prawdy, Dziewczynka już wcześniej zaczęła odczuwać ograniczenia i ciasnotę tego „kulturalnego” życia, niezależnie od tego, jak bardzo było luksusowe. Oddałaby wszystko za jeden dzień spędzony ze swoimi starymi przyjaciółmi z Oksfordu, za bitwę na Gliniankach i gonitwę wzdłuż kanału. Była jednak nadal uprzejma i grzeczna wobec pani Coulter – ponieważ wciąż wierzyła, że opiekunka nie zwodzi jej i rzeczywiście wkrótce wyjadą na Północ. Marzyła, że spotkają tam Lorda Asriela. Może on i pani Coulter zakochają się w sobie, pobiorą i adoptują Lyrę, a potem uwolnią Rogera z rąk Grobalów.

Po południu przed przyjęciem pani Coulter zabrała Lyrę do modnego salonu piękności, gdzie fryzjer umył i ufryzował jej sztywne ciemnoblond włosy, a manikiurzystka opiłowała i wypolerowała paznokcie. Pomalowano jej także lekko rzęsy i usta, ucząc jednocześnie, jak może to zrobić sama. Potem poszły odebrać nową sukienkę, którą pani Coulter zamówiła dla dziewczynki, i kupiły lakierki. Wreszcie nadeszła pora, by wrócić do mieszkania, wybrać kwiaty do wazonów i przygotować się na przyjęcie gości.

– Zostaw plecaczek, kochanie – powiedziała pani Coulter, kiedy Lyra wyszła z sypialni śliczna i elegancka.

Aby mieć aletheiometr stale przy sobie, Lyra wszędzie nosiła ze sobą biały skórzany plecaczek.

Pani Coulter, która układała stłoczone w wazonie róże, zauważyła, że dziewczynka nie zareagowała na polecenie, i spojrzała ostro na drzwi do jej pokoju.

– Och, pani Coulter, tak bardzo go lubię!

– Nie w domu, Lyro. Noszenie plecaka we własnym domu wygląda absurdalnie. Zdejmij go natychmiast i chodź tu, pomożesz mi wybrać kieliszki…

Nie tyle zgryźliwy ton, co słowa „we własnym domu” sprawiły, że Lyra uparcie trwała przy swoim. Pantalaimon opadł na podłogę i natychmiast zamienił się w tchórza, zginając grzbiet przy nogach dziewczynki. Ośmielona tą przemianą Lyra powiedziała:

– Nie. Ten plecak to jedyna rzecz, którą naprawdę lubię nosić. Sądzę, że bardzo pasuje…

Nie dokończyła zdania, ponieważ dajmon pani Coulter błyskawicznie zeskoczył z sofy. Złota futrzana kulka przygniotła Pantalaimona do dywanu, zanim ten zdołał się ruszyć. Lyra krzyczała – najpierw z trwogi, potem ze strachu i bólu. Pantalaimon, wygięty w nienaturalny sposób, piszczał i warczał, jednak nie potrafił się wywinąć z uścisku przeciwnika, który pokonał go w kilka sekund. Teraz przednią czarną łapą małpa mocno trzymała dajmona Lyry za gardło, dwiema tylnymi ściskała jego przednie kończyny, czwartą łapą chwyciła uszy Pantalaimona i ciągnęła, jak gdyby zamierzała je oderwać. Nie czyniła tego z gniewem, ale obojętnie, z siłą, która nadawała jej przerażający wygląd, a przy tym sprawiała Pantalaimonowi i Lyrze wielki ból.

Przerażona Lyra łkała.

– Nie! Proszę! Przestań nas ranić!

Pani Coulter podniosła oczy znad kwiatów.

– Więc zrób, jak powiedziałam – rzuciła.

– Obiecuję!

Złota małpa odstąpiła od swej ofiary, jak gdyby nagle znudziła się zabawą. Pantalaimon pospiesznie pobiegł do swej właścicielki, a Lyra podniosła go i przytuliła do policzka, całując i głaszcząc.

– No, szybciej, Lyro – powiedziała pani Coulter.

Dziewczynka odwróciła się obrażona i weszła do sypialni. Zatrzasnęła za sobą drzwi, które za chwilę ponownie się otworzyły. Pani Coulter stała za progiem.

– Lyro, jeśli będziesz się zachowywać w tak ordynarny i plebejski sposób, doprowadzisz do starcia, którego z pewnością nie wygrasz. Natychmiast wyrzuć tę torbę, daruj sobie te kose spojrzenia i nigdy więcej nie trzaskaj drzwiami, zwłaszcza w mojej obecności. Za parę minut zaczną się schodzić goście i musisz się zachowywać idealnie, masz być słodka, czarująca, niewinna, grzeczna i miła. Tego sobie życzę, czy mnie rozumiesz, Lyro?

– Tak, pani Coulter.

– W takim razie pocałuj mnie.

Pochyliła się lekko i nadstawiła policzek. Aby ją pocałować, dziewczynka musiała stanąć na palcach. Poczuła gładkość policzka kobiety i nieco nieprzyjemny dziwnie metaliczny zapach jej ciała. Odeszła i położyła plecaczek na toaletce, potem udała się za panią Coulter do salonu.

– Co sądzisz o tych kwiatach, moja droga? – spytała opiekunka tak słodkim tonem, jak gdyby nic się nie stało. – Przypuszczam, że trudno powiedzieć cokolwiek złego o różach, przeciwnie, aż zbyt wiele pochwał… Czy dostawcy przynieśli wystarczająco dużo lodu? Bądź tak dobra, idź do kuchni i spytaj. Ciepłe drinki to coś obrzydliwego…

Lyra doszła do wniosku, że całkiem łatwo jest udawać osóbkę wesołą i czarującą, chociaż zdawała sobie sprawę z rozgoryczenia Pantalaimona i jego nienawiści do złotej małpy. Zadźwięczał dzwonek u drzwi i wkrótce pokój zapełnił się modnie ubranymi damami i przystojnymi bądź dystyngowanymi dżentelmenami. Lyra chodziła między nimi, proponując kanapki lub uśmiechając się słodko i udzielając uprzejmych odpowiedzi na ich pytania. Czuła się rzeczywiście jak ulubione zwierzątko zebranych; w chwili, gdy o tym pomyślała, Pantalaimon rozwinął skrzydła szczygła i zaćwierkał głośno.

Lyra rozumiała jego wesołość – cieszył się, że udowodnił jej, iż miał rację – i zaczęła się zachowywać z nieco większą rezerwą.

– A gdzie chodzisz do szkoły, moja droga? – spytała starsza dama, przyglądając się Lyrze przez lorgnon.

– Nie chodzę do szkoły – odparła dziewczynka.

– Naprawdę? Sądziłam, że twoja matka posłała cię do swojej starej szkoły. To naprawdę bardzo dobre miejsce…

Lyra była zaskoczona pomyłką starej damy.

– Och! Ona nie jest moją matką! Ja tylko jej pomagam. Jestem jej osobistą asystentką – oświadczyła z wielką powagą.