– Rozumiem. A kim są twoi rodzice?
Zanim Lyra odpowiedziała, znowu musiała się zastanowić, co tamta miała na myśli.
– Moi rodzice byli hrabią i hrabiną – wyjaśniła. – Oboje zginęli w wypadku aeronautycznym na Północy.
– Co to za hrabia?
– Hrabia Belacqua. Był bratem Lorda Asriela.
Dajmon starej damy, szkarłatna ara, jakby zirytowany przestąpił z jednej łapy na drugą. Stara dama zaczęła marszczyć brwi z ciekawości, więc Lyra uśmiechnęła się słodko i ruszyła dalej.
Przechodziła obok kilku mężczyzn i młodej kobiety, stojących w pobliżu dużej sofy, gdy usłyszała słowo „Pył”. Wiedziała wystarczająco dużo o życiu towarzyskim, aby zorientować się, że oni flirtują, i teraz patrzyła zafascynowana, chociaż jeszcze bardziej zainteresował ją fakt, że któreś z nich wspomniało o Pyle; zatrzymała się, aby posłuchać. Mężczyźni wyglądali na Uczonych; z tonu, jakim młoda kobieta zadała im pytanie, Lyra wywnioskowała, że jest prawdopodobnie studentką.
– Odkrył go pewien Rosjanin… Proszę mi przerwać, jeśli mówię coś, o czym już pani wie – powiedział mężczyzna w średnim wieku, na którego młoda kobieta patrzyła z podziwem. – Mężczyzna ten nazywał się Rusakow, więc Pył określa się na jego cześć mianem Cząsteczek Rusakowa. Są to cząstki elementarne, które nie oddziałują w żaden sposób z innymi… Bardzo trudno to wykryć, jednak naprawdę nadzwyczajne jest coś innego, można mianowicie odnieść wrażenie, że one są przyciągane przez ludzkie istoty.
– Naprawdę? – spytała młoda kobieta, otwierając szeroko oczy.
– A jeszcze bardziej niezwykłe – kontynuował mężczyzna – jest to, iż niektóre ludzkie istoty przyciągają je mocniej niż inne. Ściśle rzecz biorąc, przyciągają je dorośli, a dzieci nie. Przynajmniej nie do wieku dojrzewania… To właśnie jest prawdziwy powód – mówiący zniżył głos, przybliżając się do młodej kobiety i kładąc jej szybkim ruchem rękę na ramieniu – dla którego powołano Radę Oblacyjną. Więcej na ten temat mogłaby pani powiedzieć nasza miła gospodyni.
– Doprawdy? Czyżby była związana z Radą?
– Moja droga, to właśnie ona stanowi Radę Oblacyjną. To był w całości jej projekt…
Mężczyzna chciał jeszcze coś dodać, kiedy napotkał wzrok Lyry. Posłała mu obojętne spojrzenie, a on zapewne wypił trochę za dużo albo chciał zrobić wrażenie na młodej kobiecie, ponieważ rzekł:
– Ta mała dama wie wszystko na ten temat, jestem tego pewien. Tobie nie grozi Rada Oblacyjną, prawda, moja droga?
– Och, nie – odparła Lyra. – Mnie tu nic nie grozi. Przedtem mieszkałam w Oksfordzie i tam było naprawdę niebezpiecznie. Byli na przykład Cyganie, którzy porywali dzieci i sprzedawali je Turkom jako niewolników. A w Port Meadow podczas pełni księżyca ze starego żeńskiego klasztoru przy Godstow wychodził wilkołak. Słyszałam raz jego wycie. I byli tam Grobale…
– O tym właśnie myślałem – wtrącił mężczyzna. – Tak się właśnie nazywa Radę Oblacyjną, prawda?
– Grobale? – spytała młoda kobieta. – Co za dziwne słowo? Dlaczego nazywa się ich w ten sposób?
Lyra już miała opowiedzieć jedną z krwawych historyjek, które wymyśliła, by przerażać nimi oksfordzkie dzieci, jednak mężczyzna był szybszy.
– Od pierwszych liter, nie zorientowała się pani? Generalna Rada Oblacyjną. To w gruncie rzeczy bardzo stara idea. W średniowieczu rodzice oddawali swoje pociechy Kościołowi na zakonników i zakonnice. Te nieszczęsne dzieci nazywano oblatami. Słowo to oznacza ofiarę, ofiarowanie… coś w tym rodzaju. Przypomnieli sobie o tym badacze Pyłu… Nasza mała przyjaciółka z pewnością wie o wszystkim. Może pójdziesz i porozmawiasz z Lordem Borealem? – skierował to pytanie bezpośrednio do Lyry. – Jestem pewien, że chciałby poznać protegowaną pani Coulter… To ten mężczyzna z siwymi włosami i dajmonem w postaci węża.
Chciał się najwyraźniej pozbyć Lyry, aby porozmawiać z młodą kobietą. Dziewczynka od razu to zrozumiała. Jednak kobietę najwyraźniej bardziej interesowała Lyra, toteż odsunęła się od mężczyzny i zawołała:
– Poczekaj chwilkę… Jak ci na imię?
– Lyra.
– Jestem Adele Starminster, dziennikarka. Mogę zamienić z tobą słówko na osobności?
Lyra uważała za zupełnie naturalne, iż ludzie chcą z nią rozmawiać, więc odparła po prostu:
– Tak.
Dajmon kobiety w postaci motyla uniósł się w powietrze i rozglądał na wszystkie strony, potem szepnął coś do ucha swej właścicielce, a wtedy Adele Starminster stwierdziła:
– Chodźmy na ławeczkę przy oknie.
Było to ulubione miejsce Lyry. Okno wychodziło na rzekę i o wieczornej porze zarówno w czarnej wodzie o wysokiej fali, jak i nad nią na przeciwległym, południowym brzegu jaskrawo połyskiwały światła. W górę rzeki płynął rząd ciągniętych przez holownik barek. Adele Starminster usiadła, a potem przesunęła się, aby zrobić dziewczynce miejsce obok siebie, na wyściełanym siedzeniu.
– Zdaje mi się, że profesor Docker mówił, że coś cię łączy z panią Coulter?
– Tak.
– Co takiego? Nie jesteś chyba jej córką? Wiedziałabym coś o tym…
– Nie! – odrzekła Lyra. – Jasne, że nie. Jestem jej osobistą asystentką.
– Osobistą asystentką? Nie jesteś trochę za młoda? Myślałam, że łączy was pokrewieństwo. Jaka ona jest?
– Bardzo bystra – powiedziała Lyra. Jeszcze poprzedniego wieczoru powiedziałaby dużo więcej, teraz jednak wszystko się zmieniło.
– Tak, ale prywatnie – nalegała Adele Starminster. – Czy jest przyjacielska, niecierpliwa albo jeszcze inna? Mieszkasz z nią tutaj? Jaka jest na co dzień?
– Bardzo miła – odparła powoli Lyra.
– Co robisz? W jaki sposób jej pomagasz?
– Wykonuję obliczenia i takie tam różne rzeczy. Podobne do nawigacji.
– Ach, rozumiem… A skąd pochodzisz? Przypomnij mi, jak masz na imię?
– Lyra. Jestem z Oksfordu.
– Dlaczego pani Coulter przywiozła cię tutaj…
Kobieta przerwała nagle, ponieważ obok niej stanęła właśnie opiekunka dziewczynki. Widząc, w jaki sposób Adele Starminster podniosła na nią oczy, i obserwując podniecenie, z jakim dajmon fruwał wokół jej głowy, Lyra wywnioskowała, że młoda kobieta prawdopodobnie nie powinna być na tym przyjęciu.
– Nie znam pani nazwiska – odezwała się pani Coulter bardzo cicho – ale dowiem się w ciągu pięciu minut, a potem nigdzie już nie znajdzie pani pracy jako dziennikarka. Teraz proszę spokojnie wstać i wyjść bez zbędnego zamieszania. Zajmę się także osobą, która panią tu wprowadziła.
Pani Coulter wyglądała, jak gdyby była naładowana jakąś anbaryczną mocą. Nawet pachniała w tej chwili inaczej: jej ciało wydzielało zapach przypominający swąd rozpalonego metalu. Lyra poczuła go już wcześniej, teraz jednak widziała, jak reaguje na niego ktoś inny – biedna Adele Starminster nie miała dość siły, by się przeciwstawić. Motyl sfrunął jej na ramię, zatrzepotał kilka razy pięknymi skrzydełkami, po czym zemdlał, a jego właścicielka również ledwie trzymała się na nogach. Zgarbiła się lekko, niezgrabnie przeszła wśród tłumu rozgadanych hałaśliwych gości i wyszła z salonu. Jedną ręką dotykała ramienia, przytrzymując zemdlonego dajmona.
– O co jej chodziło? – zagadnęła Lyrę pani Coulter.
– Nie powiedziałam jej niczego ważnego – odparła dziewczynka.
– O co pytała?
– Tylko o to, czym się zajmuję, kim jestem i tego typu sprawy.
Kiedy to mówiła, zauważyła, że pani Coulter jest sama; nie było przy niej dajmona. Jak to możliwe? W chwilę później jednak złota małpa zjawiła się u jej boku. Kobieta opuściła rękę, ujęła dłonią łapkę dajmona i podniosła go lekko na ramię. Od razu się uspokoiła.